Rok 1789, Francja. To właśnie wtedy się wszystko zaczęło. Ówczesne feministki walczyły o równość obu płci. Po jakimś czasie udało się dopiąć swego. Lecz jedna deklaracja nie zmieniła wiele, kobiety chciały więcej i więcej. Gdybym żyła w tamtych czasach, pewnie z chęcią poszłabym na manifestacje, bo w historii kobieta miała zawsze „pod górkę”. Jeśli to czytasz, pewnie sam/a masz przed oczyma obraz typowej kobiety, która stoi przy garach, zajmuje się dziećmi oraz dba o swojego męża, nie realizuje się zawodowo i nie ma czasu dla siebie. Przez lata trudno było przełamać stereotypy.
Z oświecenia przenieśmy się do dzisiaj – no właśnie. Czy feminizm w świecie, którym rządzi mężczyzna, a kobieta rządzi mężczyzną jest czymś dobrym? Niestety nie, co za dużo, to niezdrowo – mówię o bardzo często spotykanym dzisiaj feminizmie radykalnym. Co to takiego? „Na chłopski rozum” to postawa kobiet, które chcą walczyć z mężczyznami, ponieważ uważają, że są nikim w społeczeństwie, pchają się do mediów i myślą, że coś zdziałają swoim „nierówno pod sufitem”. Taki „przypadek kobiety” nie dba o swoją rodzinę, nienawidzi mężczyzny, krzyczy coś o aborcji, wymachuje wieszakiem, urządza czarne protesty i walczy z Kościołem. Wszystko jest urządzane z „etykietką” walki o „prawa kobiet”, które np. zaszły w ciążę w wyniku gwałtu lub gdy ciąża jest w jakikolwiek sposób zagrożona. Wszystko jest jak najbardziej pozytywną sprawą, dopóki w manifestach nie pojawiają się kobiety, które nie szanują życia ludzkiego i chcą coś ugrać, robiąc cyrk na ulicach miast. Przecież aborcja jest wygodniejsza od wychowania niechcianego dziecka, prawda?
A prawda jest taka, że to kobieta powinna walczyć o dobro dziecka, a nie o jego śmierć czy też czuć się wielce urażoną, gdy mężczyzna oferuje pomoc lub sam jej potrzebuje. Gdzie te fajne kobitki, które znały swoją wartość i wiedziały, co to kobiecość?