Kinga.jpg
www.pixabay.com/ MIH83

Większość młodych ludzi posiada to, co do szczęścia potrzebne: ciepło, miłość, dom, przyjaciół. Wydawać by się mogło, że dzieciaki w dzisiejszym świecie mają wszystko, a czasem nawet za dużo i nie doceniają tego. W tym dużym świecie mamy miliony dzieci i każde z nich jest inne, każde ma za sobą inne przeżycia, doświadczenia. Niestety bywa i tak, że nawet najmłodsi mimo beztroskiego dzieciństwa borykają się z problem, znanym od dawna – nieakceptacją przez rówieśników.

Dzień jak co dzień, idę na autobus, mijam przechodniów, ale nagle dziwi mnie pewna sytuacja. Chłopiec umazany w błocie, biegnący przed siebie, zapłakany. Wydawać by się mogło, że przed kimś ucieka i jak się później okazuje, tak jest. Mieszkam w małej miejscowości i raczej każdego kojarzę, chociażby „z widzenia” . Idę dalej i napotykam grupkę chłopców z podstawówki. Dało się zauważyć, że wśród nich jest „guru”. Ewidentnie śmiali się z kogoś. Łącząc dwa wydarzenia, doszłam do wniosku, że to oni najprawdopodobniej wyrządzili krzywdę uciekającemu chłopakowi. Myślę: „tak nie może być”. Biegnę za nim. Jest wystraszony, zapłakany, nie pytam o nic. Odprowadzam go do domu. Gdy jesteśmy na miejscu, Michał dziękuje i poprosił, abym nie mówiła o sytuacji jego mamie, bo to i tak nic nie da. Dlaczego, w końcu takie czyny należy karać? Michał nie chce być “kablem”, wtedy może być jeszcze gorzej.

Chciałam mu pomóc. Porozmawiać. Takie sytuacje, jak dzisiejsza, nie były jednorazowe. Chłopcy z jego klasy wyśmiewają go, bo jest inny. Jak inny? Ma lepsze oceny. Nazywają go kujonem, bo nigdy nie widzieli, jak przychodzi na orlik. Dlaczego nie przychodzi pograć w piłkę? Bo jest tam większa grupa osób, a w końcu w „kupie siła”. Boi się. Boi się, że znowu zabiorą mu rower i obsmarują miodem. W głowie się nie mieści, że jedenastolatkowie są w stanie robić takie rzeczy. Michał ma swój świat. Lubi czytać książki, mówi, że prawie się nie uczy, ale ma czwórki i piątki. To wesoły, mądry chłopiec z dobrej rodziny. Dzielnie znosi to wszystko, ale czasem ma dość.

Do szkoły ma kilka minut, zawsze wybiega pierwszy z klasy, by jak najszybciej opuścić mury szkoły i nie spotkać ich. Często zdarza się tak, że mają zaplanowane akcje “na Michała”. A on biegnie, ile ma tylko sił w nogach, by go nie dorwali. Czy to jest normalne? Gdzie są rodzice tych dzieci? Czy oni zdają sobie sprawę, co robią po szkole? Mama Michała załamuje ręce. Wie, że dokuczają jej synowi, ale interwencje u nauczycieli niewiele pomogły, dlaczego? Bo Michał święty nie jest. Gdy ktoś znęca się psychicznie nad nim, on nie potrafi ripostować, broni się, bijąc. Inni powiedzą: „chłopaki się biją”, ale gdy jedenastolatek mówi, że ma już tego wszystkiego dość, to sprawa staje się poważna i raczej mówienie, że pobiją się i będzie dobrze nie ma sensu. I właśnie po dzisiejszym incydencie mama Michała postanowiła w końcu to zatrzymać.  Gdy zobaczyła nas rozmawiających przez okno, wybiegła z domu, wsiadła do samochodu i pojechała. Po kilkunastu minutach wróciła. Liczę na to, że rozmowa z matkami chłopaków, którzy zrobili to Michałowi pomoże.

Z najnowszych badań Clarka McKown’a z Rush Neurobehavioral Center w Chicago  wynika, że dzieci wyrzucone poza nawias rówieśniczej społeczności mają problemy z komunikacją, czują się zagrożone. Dlatego warto rozmawiać z dziećmi, a przede wszystkim uczyć je w szkole o tolerancji i akceptacji drugiego człowieka. Bo wydawać by się mogło, że w klasie 12-osobowej kozłów ofiarnych być nie powinno, ale jednak zdarzają się takie sytuacje.