21_trillbit_lg.jpg
fot. materiały prasowe dystrybutora

Film pt. ,,Drillbit Taylor: Ochroniarz amator” został wyreżyserowany przez Stevena Brill’a, zajmującego się głównie filmami komediowymi. Czy jest to jego powołanie?

Ryan i Wade rozpoczynają naukę w liceum. Chcą zyskać popularność, dlatego stają w obronie jednego z dręczonych uczniów – Emmita. Nie wiedzą, że popełnili jeden z największych błędów – sami stają się ofiarami dręczycieli. W myśl sentencji: ,,tonący brzytwy się chwyta”, chłopcy postanawiają zatrudnić ochroniarza. Jak na amerykańską komedię przystało, „niespodziewanie” do pełnienia tej funkcji zgłasza się oszust – cyniczny i kłamliwy bezdomny. Drillbit Taylor, bo o nim mowa, czaruje chłopców swoimi ,,strategiami i umiejętnościami walki”, które okazują się jedynie przechwałkami.

Owen Wilson, jak na aktora z wieloletnim stażem przystało, odgrywa rolę Drillbita z wyjątkową naturalnością i profesjonalizmem. Odtwórcom ról gnębionych uczniów (Nate Harley, Troy Gentile i David Dorfman) również nie można niczego zarzucić. Jest to, moim zdaniem, jedyny pozytywny aspekt produkcji.

Postaci w filmie przedstawiane są stereotypowo: bezdomny musi być kryminalistą, dręczyciel rozpieszczonym dzieciakiem, nauczycielka samotną panną, uczniowie nieposiadający atletycznej sylwetki nie są nikim ważnym w społeczeństwie.

Sam scenariusz jest monotonny i przewidywalny, akcja rozwija się w wolnym tempie i niczym nie zaskakuje. Wyjątkowo „naciągane” sceny występują pod koniec filmu, gdy w Drillbicie nagle budzą się cechy wojownika: odwaga i umiejętności walki na mistrzowskim poziomie.

Produkcja gatunkowo została określona jako komedia, ale w moim odczuciu film powinien zostać sklasyfikowany jako wyjątkowo banalna „obyczajówka”. Uważam tę produkcję za niegodną uwagi i poświęcenia czasu.