Oryginalność to nic złego
Od dawna za swój czytelniczy cel obrałam ,,Wszystkie jasne miejsca” autorstwa Jennifer Niven. Z książką nie było mi po drodze, ale w te wakacje dopięłam swego. Tysiące pozytywnych recenzji, pełno cytatów w Internecie, egzemplarze tłumaczone na różne języki – to świadczyło tylko o jednym. To musiał być hit! Dodatkowy atutem, nie tylko dla mnie, jest napis widniejący na górze okładki: ”Jeśli szukasz książki na miarę Gwiazd naszych wina – to jest to”. Po tym jak wielki sukces odniosła ta książka i spodobała się rzeszy nastolatków użycie tego tytułu było strzałem w dziesiątkę.
Jak bardzo przewrotne może być życie? Tego dowiadują się w Theodore i Violet w jednym momencie, a dokładniej stojąc na dzwonnicy szkolnej parę metrów nad ziemią. On bywał tam już nie raz, jednak widok stojącej obok niego dziewczyny zdziwił nie tylko jego, a i ludzi stojących na dole. Chłopak bywa brany za dziwaka. Mało osób zna go bliżej, jednak to nie przeszkadza nikomu, by rozsiewać plotki. Ona, dobra uczennica z ”normalnej” rodziny – co więc robi na gzymsie? Choć są zupełnie inni, ich losy się połączą. Okaże się, że mają więcej wspólnego, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Po spotkaniu na wysokościach zupełnie przypadkiem zostają przydzieleni do wspólnego projektu z geografii. Mają zwiedzić cuda Indiany. Dla wielu uczniów byłyby to najpopularniejsze miejsca. Theodore jest jednak inny. Jak to niejednokrotnie z nim bywało, musi wybrać coś bardziej ”swojego”. Tak oto razem z Violet lądują w miejscach maleńkich, dziwacznych, pięknych i brzydkich, o których wiedzą tylko nieliczni. Z początku dziewczyna podchodzi do tego bardzo sceptycznie. W końcu też nasłuchała się plotek. Dodatkowym, niesprzyjającym faktem jest trauma, jaką przeżyła dziewczyna. Ma przez to wiele barier, które okażą się nie tak trudne, jak myślała, oczywiście z małą pomocą.
Książka została skierowana do młodzieży. Według mnie nie zawsze się to sprawdzi. Ten rodzaj książek nie jest dla wszystkich. Kojarzącej się nam z młodzieżowymi książkami lekkiej atmosfery tu nie znajdziemy. Porusza ona wiele trudnych tematów, do których trzeba dorosnąć bądź być dojrzałym pomimo wieku. Trudna sytuacja bohaterów zmusza nas do bycia empatycznymi. Jest to kolejna powieść dotycząca depresji, samobójstwa oraz utraty bliskich. W domu obojga bohaterów brakuje kogoś, z kim mogliby porozmawiać. Są rodzice, jednak to nie to samo co rozmowa z rówieśnikiem. On i ona musieli szybko dorosnąć. Myślę, pomimo wszystko to bardziej odbiło się na chłopaku. Theodore wielokrotnie zadziwił mnie tym, w jaki sposób patrzy na świat. Jego niektóre wypowiedzi do tej pory tkwią mi w głowie. Codziennie szukał nowych sposobów na śmierć, a z drugiej strony powodów, by zostać przy życiu. Violet jest pisarką z przerwą, która za długo się przeciągnęła. Teraz tylko odlicza dni do skończenia szkoły. Marzy, by wyjechać z miasteczka i uciec od przeszłości. Jednak to, co się zdarzyło, zostaje i nieodwracalnie odciska na nas piętno. Prawda jest taka, że dziewczyna uczy się żyć od chłopaka, który każdego dnia pragnie umrzeć coraz bardziej.
Żałuję, że takie książki nie są szkolnymi lekturami. Pomimo tego chętnie przedstawię ją ludziom w moim otoczeniu. Książka wywarła na mnie naprawdę duże wrażenie. Na pewno skłania do refleksji. Po skończeniu jej gwarantuję, że trudno będzie się otrząsnąć. Dzięki stylowi pisania autorki zżywamy się z bohaterami i przeżywamy to samo, co oni w danym momencie. To niesamowicie mądra książka, którą bez najmniejszego zawahania mogę polecić. Ma w sobie coś, czego wcześniej nie spotkałam i jest niezwykle poruszająca.