Phil Collins to artysta, który w moim sercu zawsze będzie miał szczególne miejsce. Nie znam osoby, która nie kojarzyłaby jego utworów (chociażby szlagierów takich jak „Against all odds”, „In the air tonight”, czy sztandarowego „Another Day In Paradise”). Jednak treści prezentowane przez zespół „The Phil Collins Big Band” mogą stanowić zagadkę dla „jazzowego laika”. Jazzowego, ponieważ właśnie w tym stylu, w roku 1999 została nagrana płyta „A Hot Night in Paris” w aranżacji samego Phila Collinsa oraz grupy Genesis, z którą koncertuje artysta. Sama płyta liczy 10 instrumentalnych coverów (i nie tylko).
W skład big bandu wchodzą instrumenty dęte takie jak trąbki, puzony czy saksofony, a także perkusja, fortepian oraz gitara basowa (oczywiście to tylko model przykładowego big bandu). W swoim zespole Phil Collins gra na perkusji i nie udziela się wokalnie.
Płytę otwiera utwór „Sussudio”, jest on raczej utrzymany w tonacjach durowych, metrum to 4/4 alla breve. Tempo jest dość żwawe, co w połączeniu z chromatyzowaną melodią daje naprawdę przyzwoity efekt! Nie sposób nie wspomnieć o fenomenalnym warsztacie Geralda Albright’a, który w tym utworze popisał się niewiarygodnie dobrą solówką.
Kolejnym utworem, przy którym się zatrzymam będzie „Chips&Salsa”. Jest to dzieło muzyczne zaaranżowane na saksofon altowy (wykonuje wcześniej wspomniany Gerald Albright). Jest to typowa salsa, czyli taniec latyno-amerykański w szybkim 4/4. Fraza zagrana przez saksofon na początku utworu właściwie towarzyszy nam już do samego końca, przeplatana wysokimi tonami trąbek, akompaniamentem puzonów oraz żywiołową grą Phila Collinsa na perkusji. Na docenienie zasługuje oczywiście również sam Gerald, którego altissimo poruszy nawet osoby, które na co dzień nie mają styczności z taką muzyką.
„Against all odds” to piosenka, której przedstawiać raczej nie trzeba. Przyznam szczerze, że jest to zdecydowanie mój ulubiony „numer” z tej płyty. Melancholijny nastrój tego utworu, powolne tempo, balansowanie dynamiką i artykulacją, wysunięty na drugi plan fortepian i gitara basowa sprawiają, iż solista (jakim w tym przypadku jest nie kto inny niż Gerald Albright) urzeka pięknym dźwiękiem i doskonałym warsztatem technicznym. Obok tej aranżacji po prostu nie można przejść obojętnie.
Przedostatnim utworem tego albumu jest cover „Pick Up the Pieces”. Jest to swoisty standard, a jak wiadomo standardy trzeba wykonywać perfekcyjnie. Nie inaczej było w tym przypadku. Żywioł big bandu Phila Collinsa sprawił, iż ich wersja może śmiało konkurować z wykonaniami takich artystów jak Eric Marienthal, Candy Dulfer, czy Tom Evans. Jest to oczywiście niemałe wyróżnienie dla muzyka, który na co dzień wykonuje utwory popowe i rockowe.
Podsumowując, album „A Hot Night In Paris” może być fenomenalnym zaproszeniem do muzycznej podróży po jazzie. Jest to bardzo dobra propozycja dla osób niemających styczności z tą muzyką. Coverowane są w większości znane utwory, co może okazać się ważne w odbiorze. Jeśli miałbym ocenić album w skali od 1 do 10, dałbym mu mocne 8,5 ze względu na dominację jednego instrumentu w całym albumie, chciałoby się jednak posłuchać growlującego puzonu czy wyrafinowanej trąbki w oktawie czterokreślnej.