Stres to czynnik, który w znacznym stopniu determinuje nasze życie. Towarzyszy nam już od pierwszych chwil, kiedy jako niemowlęta płaczemy w obcych ramionach ciotki od strony dziadka, a niemal natychmiast uspokajamy się u naszej mamy. Kiedy w przedszkolu podczas deklamacji wierszyka o zimie zapominamy ostatniej linijki tekstu i zakrywamy ze wstydu oczy w nadziei, że nikt nas nie dostrzeże. Aż wreszcie stajemy się uczniami, a stres okazuje się być nieodłącznym elementem naszej szkolnej rzeczywistości.
Należy jednak zaznaczyć, że nie każdy stres ma negatywny wpływ na człowieka. Selye, twórca tzw. „teorii stresu”, wyróżnił obok stresu destrukcyjnego, stres konstruktywny, który w pewnych sytuacjach motywuje do działania. Nie jemu jednak pragnę poświęcić uwagę.
Pojęcia stresu destrukcyjnego tłumaczyć nie trzeba. Każdy przecież znalazł się kiedyś
w sytuacji, która wywołuje napięcie. Dla jednych był to publiczny występ, dla drugich trudny test z matematyki. Wypowiedziane przed maturą: „Stresuję się. Boję się, że nie dam rady” na nikim nie zrobi większego wrażenia. W odpowiedzi może otrzymamy zdawkowe: „Ja też” bądź: „Jak każdy”. Szczęśliwi, którzy szczerze mogą odpowiedzieć wtedy: „Nie stresuję się. Jestem pewny, że sobie poradzę”.
Dzisiejszy pędzący świat nie ułatwia życia jednostkom wrażliwym, empatycznym, ambitnym i perfekcjonistom. Problem głównie dotyczy młodzieży, ponieważ to ona wchodzi w dorosłość, to ona przechodzi przemiany fizyczne i psychiczne. To doświadczenia z okresu dzieciństwa i dojrzewania kształtują jej charakter. Młodzieży wrażliwej jest o wiele trudniej i znacznie częściej poddaje się stresowi. Każdy sprawdzian, gorsza ocena, niezdrowa rywalizacja w szkole, kłótnia z przyjacielem czy negatywna wiadomość w radiu może być przyczyną narastającego napięcia nerwowego, przejawiającego się chociażby migreną, rozdrażnieniem czy palpitacją serca. I o ile banalne stwierdzenie, że „stres odbija się negatywnie na zdrowiu” brzmi jak zdarta płyta i babcine „ubieraj się ciepło”, to statystyki przecież nie kłamią. „Najnowsze badania sugerują, że prawdopodobnie większość chorób ma swoje korzenie w stresie” pisze Krzysztof Tokarski w artykule: „Stres – dawny przyjaciel, obecny zabójca”[1]. Mowa tu nie tylko o chorobach psychicznych typu: depresja czy schizofrenia, ale także o groźnych schorzeniach serca i układu krążenia.
Obecna medycyna i psychologia starają się znaleźć lekarstwo na postępującą chorobę cywilizacyjną, jaką jest życie w ciągłym stresie. Prowadzone są rozległe badania w tym kierunku. Powstała nawet odrębna dziedzina zwana „psychologią stresu”. Na YouTubie można znaleźć wiele filmików przeznaczonych głównie dla ludzi młodych, które pokazują podstawowe metody walki ze stresem oraz techniki motywacyjne. Warto w tej materii zwrócić uwagę choćby na jeden pt. „Jak radzić sobie ze stresem przed ważnym wydarzeniem”[2], w którym autor pokazuje prosty sposób na „oszukanie naszego organizmu” i przekucie stresu w ekscytację.
Odnoszę wrażenie, że społeczeństwo staje się coraz bardziej wyczulone na problemy młodych ludzi, a w szkołach częściej prowadzi się zajęcia poświęcone negatywnemu wpływowi stresu. Moi rówieśnicy chętniej niż jeszcze kilka lat temu korzystają z pomocy szkolnego pedagoga czy psychologa. Taka pomoc przestaje być tematem tabu i staje się powszechnie akceptowana. Niegdyś wizyta kolegi czy koleżanki u psychologa była tematem do plotek, a delikwent – okrzyknięty „wariatem”.
Czy można jeszcze coś zrobić, by pomóc młodym ludziom? Można. Dlaczego by nie stworzyć kolejnych kampanii społecznych, tym razem promujących. „zdrowe podejście do problemów” i maksymalną eliminacje stresu? Dlaczego by nie poświęcać antenowego czasu na programy, które zwiększą świadomość rodziców dotyczącą problemów młodzieży, jakimi są „szkolny wyścig szczurów” i przeciążanie dzieci nadmiarem dodatkowych obowiązków?
Pamiętam, że kiedyś serfując po Internecie przypadkiem natknęłam się na filmik, w którym przeprowadzono pewien eksperyment. Zapytano ankietowanego, ile waży podana mu szklanka z wodą. Filmik miał pokazać, że waga szklanki to tak naprawdę pojęcie względne. Waży ona tyle, ile my sobie wyobrażamy. Na początku szklanka jest lekka, a po dłuższym czasie zaczynają nas boleć ręce i wydaje nam się, że szklanka jest ciężka. A przecież to cały czas ta sama szklanka! Tak samo jest z sytuacjami stresowymi. Poradzimy sobie z nimi łatwiej, jeśli zmienimy sceptyczne nastawienie do świata i zamiast skomleć: „Nie dam rady”, uwierzymy w swoje możliwości.
Załóżmy więc już dziś różowe okulary i myślmy o lepszym jutrze, a świat stanie się piękniejszy.
[1] K. Tokarski, Stres – dawny przyjaciel, obecny zabójca, www.medonet.pl/magazyny/stres-i-zmeczenie,stres—dawny-przyjaciel–obecny-zabojca,artykul,1627759.html, [dostęp: 5.11.2016]
[2] Jak radzić sobie ze stresem przed ważnym wydarzeniem [ciekawa technika], www.youtube.com/watch?v=-tEpfkN8WLo, [dostęp: 5.11.2016].
Komentarze ( )