Dziesięć lat temu, pod koniec lata, tato kupił mi mój pierwszy rower na dwóch kółkach.
Kiedy miałam pięć lat, tato kupił mi mój pierwszy dwukołowy rower. Był taki, jak sobie wymarzyłam, czyli srebrno-zielony. W tym wieku uwielbiałam kolor zielony.
Z tyłu, zamiast zwykłego, metalowego bagażnika, znajdowała się mała skrytka w kształcie koła. Mogłam w niej trzymać swoje lalki, picie… cokolwiek chciałam.
Był tylko jeden problem, nie potrafiłam jeździć na rowerze z dwoma kółkami. Dotychczas poruszałam się czterokołowym, różowym rowerkiem.
Kiedy tato przyprowadził mój nowy pojazd, byłam wniebowzięta ! Pragnęłam, aby nauczył mnie na nim jeździć. Tato oczywiście zgodził się.
Szybko pobiegłam spod garażu do domu, aby założyć dres, kask i ochraniacze. Byłam tak podekscytowana tym, iż czeka mnie nauka jazdy na rowerze, że nawet nie stawiałam sprzeciwu, aby mama założyła mi chustkę pod szyję, której nie lubiłam nosić.
Gdy wróciłam pod garaż, tato czekał na mnie z moim pięknym, nowym rowerkiem. Na początku trenowałam wchodzenie i siadanie na nim. Po kilku próbach udało się. Następnie to, co najtrudniejsze – ruszanie. Moje pierwsze starty kończyły się upadkiem. Ale w tamtej chwili nie było czasu na poddanie się. Po kilkunastu próbach udało się. Tato cały czas biegł za mną, trzymając rękę na mojej zielonej skrytce, żebym czuła się pewniej, bezpieczniej.
Pierwszy dystans pokonany na rowerze z dwoma kołami nie był długi. Kiedy czułam rękę taty na rowerze, jechałam bezproblemowo. Jednak, gdy ją zabrał, wywracałam się. Było tak za każdym razem.
Tato zaproponował, że on będzie jechał obok mnie i zobaczy wtedy, czy dam radę pojechać bez jego ręki na skrzynce. To był genialny pomysł. Czując obecność taty, który jechał tuż obok mnie, stałam się pewniejsza i udało się! Pojechałam sama!
Do tej pory pamiętam, jak bardzo wszyscy byli ze mnie dumni. To moje najlepsze wspomnienie z dzieciństwa.
Komentarze ( )