Moja podróż wakacyjna do Bułgarii była udana. Zaczęła się od wejścia do autokaru na parkingu niedaleko Dębnowskiego Ośrodka Kultury. Po dziewiętnastu zdecydowanie najgorszych godzinach jazdy, zatrzymaliśmy się w Rumunii w hotelu Blue Regina w Timisoarze. Po zakwaterowaniu i kolacji wszyscy padli jak ,, muchy“ w swoich pokojach. Następnego dnia po 14 godzinach równie męczącej jazdy w końcu dotarliśmy do Złotych Piasków w Bułgarii.
Najpierw wszyscy rzucili się do recepcji, aby odebrać karty do pokoju. Mnie i mojej mamie na nieszczęście trafił się pokój z złej strony hotelu , ponieważ mieliśmy tylko widok na inne pensjonaty.
Kolejnego dnia wybraliśmy się wcześnie na śniadanie, aby jak najprędzej pójść na plażę. Nad morze mieliśmy około 5 min drogi, ale za to bardzo dużo schodów i krętych uliczek. Piasek był tak gorący, że nie można było stać w miejscu ,bo parzył w stopy. Za to- ku memu zdziwieniu -woda miała 28 C . Nie mogłem tego zmarnować, musiałem to wykorzystać do maximum.
W pierwszych dniach nurkowania w przejrzystej jak powietrze wodzie zauważyłem, że niemalże wszędzie podłoże morza jest piaszczyste, tylko w jednym miejscu są kamienie. Na dodatek nikt tam nie pływał.
Postanowiłem zbadać to miejsce. Gdy udałem się do pierwszych głazów, moim oczom ukazały się dziesiątki pięknych, a zarazem pustych muszli opatulających dno . Drugiego i trzeciego dnia zauważyłem kilka rodzajów ryb, zaś piątego i szóstego kraby ( duże i małe ).
Po pięciu godzinach nurkowania czas było wracać na obiad, podczas którego nasz przewodnik zaproponował chętnym osobom zwiedzanie miasta Varne i pobliskich rejonów. Zobaczyłem tam między innym monument polskiego króla Warneńczyka, muzeum fresków, znajdujących się u podnóża dawnej siedziby mnichów, wydrążonej w skale wapiennej, muzeum broni, jeden z największych kościołów Katolickich w Bułgarii i wiele innych ciekawych obiektów, zwłaszcza zabytkowych.
Zwiedzanie trwało dwa dni. Przez sześć dni prosiłem moją mamę, żeby wybrała się ze mną na lot paralotnią i w końcu się zgodziła. Okazało się , że mój kolega z wycieczki również poleci ze swoją mamą, więc poszliśmy razem , co sprawiło, że oferujący atrakcję obniżył cenę.
Lot trwał około 15 minut, ale wrażenia zostaną na całe życie .
Od razu po locie wbiegłem do wody i zacząłem znowu nurkować, ponieważ nie widziałem sensu w leżeniu ,,plackiem“ na plaży i opalaniu się .Tym razem szczęście dopisało mi nadzwyczajnie.
W tym miejscu, gdzie nikt nie pływał, moje oczy ujrzały płaszczkę, mniej więcej moich rozmiarów. Była koloru brązowo-szarego, dzięki któremu zlewała się z dnem. Prawdopodobnie nie zauważyłbym jej , ale, na moje szczęście, lekko się poruszyła.
Obserwowałem ją około 10 minut, dryfując po tafli wody. Postanowiłem wrócić, lecz na lewo ode mnie, w oddali (pod wodą) moją uwagę przyciągnął biały cień.W miarę zmniejszania się odległości między mną a nim, zmieniał kolor na coraz bardziej różowy i większy.Wytężywszy wzrok, ujrzałem, że to olbrzymia meduza z wielkimi parzydełkami. Zachowywała się spokojnie (chyba), nie zwracała na mnie uwagi.
Natychmiast po wyjściu z wody wszystko dokładnie opowiedziałem mamie.
Tego samego dnia wieczorem cała nasza grupa udała się na tak zwany ,,Wieczorek Bułgarski“, gdzie można było zobaczyć widowiskowe tańce regionalne oraz spróbować ich dań.
Moim zdaniem był to najlepszy dzień tych wakacji. Ostatniego dnia przed wyjazdem postanowiłem się wyspać, przez co nie poszedłem na śniadanie, ale to było zaplanowane.
Wszystko sobie naszykowałem wcześniej wieczorem, łącznie z jedzeniem.
Po kolejnym męczącym, a zarazem przyjemnym nurkowaniu, wyszedłem się wysuszyć. Mój czas dobiegał końca. Mama powiedziała, że to już ostatnie 15 minut pływania. Postanowiłem znowu zobaczyć płaszczkę. Podpłynąłem mniej więcej w to samo miejsce co wtedy, ale jej tam nie było. Zrezygnowałem i nagle znów ją ujrzałem. Wydawała mi się jeszcze bardziej majestatyczna niż wcześniej, bo nie leżała na piasku, tylko płynęła, falowała jak fale, które poddane są wiatrowi. Próbowałem za nią płynąć, ale była zbyt szybka, nawet płetwy nie pomogły.
Pełen szczęścia, że zobaczyłem ją po raz drugi, wracałem na ląd, ale nagle na mojej drodze ,,stanęło“ równie piękne zwierzę – konik morski. Teraz mogłem wracać do hotelu, się spakować i wracać do domu.
Według mnie, te wakacje były udane, ponieważ dużo się dowiedziałem i zobaczyłem.
Myślę, że jeszcze tam wrócę, ale na pewno nie samochodem ani innym pojazdem drogowym.