Perfekcjonizm to przypadłość dotykająca obecnie znaczną część osób. Oficjalnie definiowany jest jako postawa człowieka, którego charakteryzuje niezwykła dokładność wykonywanych działań i przedkładanie ich znaczenia ponad wszystko inne – potocznie coraz częściej nazywany chorobą, porównywaną do depresji. Czy nawyk perfekcjonizmu można w sobie wykształcić? – w pewnym stopniu tak. A czy można się tego oduczyć? – to nie takie łatwe zadanie.
Punktualność, sumienność, bezbłędność i duże przywiązanie do powierzonych zadań to cechy perfekcjonisty bardzo przydatne w życiu zawodowym i pożądane przez pracodawcę – jednak, wbrew pozorom, bardzo rzadko wynagradzane dodatkową płacą. Nie jest to dla takiego pracownika przeszkodą, ponieważ nie kieruje się on osiągnięciem zysków, a zaspokojeniem potrzeb psychicznych. Z kolei jego dom przypomina muzeum, zatrudniające świetną ekipę sprzątającą – prasowanie ręczników czy wycierania zlewu do sucha po każdym odkręceniu wody jest tu na porządku dziennym. Na dłuższą metę życie perfekcjonisty zaczyna przypominać błędne koło, którego napęd stanowią coraz bardziej zakorzeniające się nawyki.
Perfekcjonizm niszczy relacje z bliskimi, rujnuje zdrowie i w linii prostej prowadzi do nieszczęśliwej samotności. Zatem, wszystko przemawia za tym, by jak najszybciej porzucić życie o idealistycznych założeniach. Łatwiej powiedzieć, trudniej wykonać – z tego względu, że perfekcjonizm, zwłaszcza ten zbudowany na solidnych przyzwyczajeniach, pełni rolę stymulatora – zapewnia komfort psychiczny. Działanie tego mechanizmu można porównać do uzależnienia od narkotyku – chwilowa ulga ostatecznie przeradza się w szereg negatywnych skutków, ofierze nałogu wydaje się, że bez kolejnej dawki świat przestanie istnieć. Kluczowym krokiem w walce jest przestawienie myślenia – wszystko zaczyna się w głowie – czyli w przypadku perfekcjonisty, mocne uwierzenie w to, że niepozmywanie naczyń od razu po jedzeniu, nie spowoduje końca świata – Ziemia wciąż będzie się poruszać po tej samej orbicie.
W ubiegłym wieku Donald Winnicott – brytyjski psychoanalityk i pediatra – stworzył pojęcie „wystarczająco dobrej matki” na pomoc tym kobietom, które z różnych względów obawiają się macierzyństwa, boją się tego, że nie sprostają wymaganiom – najczęściej swoim. Idealna matka nie istnieje, a Winnicott odważył się to powiedzieć głośno. Jednocześnie uwypuklił fakt, że pogoń za nieosiągalnym jest bezcelowa, a bycie po prostu dobrą mamą nie jest niczym złym. Jego teoria szybko została zaadaptowana, by móc służyć jako broń w walce z perfekcjonizmem lub przekonać każdego człowieka, że nie musi być najlepszy we wszystkim, co robi.
Perfekcjonista nie dostrzega problemu w swoim postępowaniu, dopóki nie zacznie przynosić ono widocznych szkód – wtedy najczęściej zapala się czerwona lampka i jednocześnie pojawia się bezradność nasuwająca pytanie: co robić? Taka osoba sama sobie nie poradzi, potrzebuje pomocy z zewnątrz – słów otuchy, wsparcia oraz mocnych argumentów, by uwierzyć, że nieidealne życie jest możliwe. Dobrą podstawą będą założenia teorii Winnicota, ale warto posiłkować się także literaturą psychologiczną w tym temacie oraz analizować działania innych ludzi. Wszystko po to, aby zauważyć, że każdy popełnia wiele błędów, a mimo to wciąż ma się dobrze, a nawet cieszy się pełnią życia.
Jak przejść od nastawienia do czynów? Początek nie jest łatwy – potrzeba jasnego planu i silnej woli, by go wykonać. Perfekcjoniści zakładają realizację powierzonych im zadań w stu procentach i nie ma znaczenia czy jest to kontrakt na dziesięć milionów czy kwestia odkurzenia pokoju – perfekcjoniści zawsze dają z siebie wszystko. Należy więc jasno i z góry zmniejszyć efektywność przyszłego zadania – do dziewięćdziesięciu/osiemdziesięciu procent. Brzmi absurdalnie? Być może, ale to jedyna możliwość zyskania normalnego życia. Pierwsze wyrzeczenia są najtrudniejsze, ale każde kolejne daje coraz bardziej widoczne efekty i przekonanie, że jednak warto.
Trzeba pamiętać, że łatwo wpaść ze skrajności w skrajność i uważać, by nie zejść niebezpiecznie nisko po drabinie procentów. Wciąż powinno się należycie wykonywać swoją pracę i dbać o wyznaczanie granicy, po przekroczeniu której pozytywne skutki zaczynają ustępować tym negatywnym. Nie w każdej dziedzinie konieczne jest hamowanie dążności do ideału – to, co sprawia przyjemność i daje satysfakcję, wciąż warto wykonywać z wykorzystaniem maksimum możliwości, lecz w zdecydowanej większości wystarczy być tylko dobrym.
Komentarze ( )