W XXI wieku – wieku, w którym za sznurki pociągają mass media, coraz trudniej opierać się wszechobecnym trendom, zwłaszcza gdy to właśnie one zdają się wyznaczać ścieżki iluzorycznego sukcesu. Dziś ulegamy im w każdej dziedzinie życia – rozpoczynając od mody, poprzez sport i kuchnię, a na stylu życia i zainteresowaniach kończąc. Od niedawna prym wśród najgorętszych trendów wiedzie także minimalizm, tylko… o co właściwie chodzi?
W czasach wolności wypowiedzi i nieograniczoności przestrzeni wirtualnej niemal każdy może okrzyknąć siebie minimalistą i założyć bloga czy stronę o tej tematyce, z reguły czysto amatorską. Przed wkroczeniem w taką działalność, warto byłoby jednak umieć odróżnić minimalizm od minimalizmu – tak, ponieważ ten termin ma dwa podstawowe znaczenia – oraz zdać sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka zaczyna na nas ciążyć, gdy własnymi przemyśleniami oddziałujemy na poglądy, a w efekcie także życie, innych ludzi. W takiej kwestii nic nie pozostaje bez echa.
Pierwsza definicja minimalizmu to estetyka – tylko i aż. Sztukę minimalistyczną wyraża się w prostocie, skromności i uniwersalności. Charakteryzuje ją oszczędność środków wyrazu. Zyskała duże uznanie we wnętrzach – czyste, niekiedy surowe i ascetyczne pomieszczenia utrzymane w biało-czarnej kolorystyce, w modzie – klasyczne, ponadczasowe fasony, neutralne kolory i naturalne materiały oraz w wyglądzie zewnętrznym – niewidoczny lub lekki makijaż, niewymuszone, ale schludne uczesanie, krótko przycięte paznokcie pomalowane bezbarwnym lakierem. Wdrażanie w życie i stosowanie na co dzień tych kilku wymienionych wyżej zasad nie jest, niestety, wystarczającym argumentem, by móc mianować siebie minimalistą.
Minimalizm w najpełniejszym znaczeniu to złożona filozofia, na której swoje życie decyduje się opierać coraz więcej ludzi. Na początku, taka zmiana stylu życia wiąże się z wieloma wyrzeczeniami, kryzysami i walką ze stereotypami – przebrnięcie przez te przeszkody wymaga gruntownej zmiany światopoglądu i nastawienia do świata. Mimo to – naprawdę warto, ponieważ zyski są nieproporcjonalnie duże. Głównym celem minimalizmu jest osiągnięcie szczęścia poprzez eliminację zbędnych przedmiotów, działań i negatywnych uczuć. Brzmi zbyt prosto? I słusznie, ponieważ droga do tego celu jest trudna do przejścia, a dla niektórych wręcz niemożliwa do pokonania.
Pierwszym etapem poznania lepszego życia jest tzw. odgruzowywanie przestrzeni. Może być to potraktowany jako sprawdzian – czy faktycznie w głębi naszego serca drzemie minimalista? – wszak nie każdy musi odnaleźć siebie w tej, wbrew pozorom, skomplikowanej układance minimalistycznych założeń. Zaczynamy od oczyszczania otoczenia, ponieważ jego efekty są najbardziej namacalne i odczuwalne w skutkach. W myśl twierdzenia: „Mam dokładnie tyle, ile potrzebuję” usuwamy z naszej przestrzeni wszystkie zbędne przedmioty, a zwłaszcza te, których ilość zaczyna nas przygniatać – ubrania, kosmetyki, książki, naczynia, itd. Przy okazji, w tym momencie na jaw mogą wyjść ukryte uzależnienia od szeroko pojmowanego konsumpcjonizmu czy kłopotliwe skłonności do sentymentalizmu, z którym minimalizm zaciekle się kłóci. Tylko od nas zależy czy odnajdziemy w sobie tyle odwagi i chęci, by pokonać własne słabości i wygrać tę walkę.
Niech nie zniechęcą was najgorętsze newsy napływające z całego świata, a kolekcjonowane w Internecie, jak na przykład ten na temat kobiety, która postanowiła przez rok zakładać tylko jedną sukienkę. Takie zachowanie nie jest przejawem minimalizmu, ale głupoty – podsycanej prze media, a karmiącej się reakcją użytkowników sieci. Nie sztuką jest mieć ściśle określoną ilość, ale sztuką jest mieć wystarczającą ilość – osiągnąć harmonię, złoty środek, tak, by kształtowane przez nas otoczenie pozostawało w zgodzie z naszym wnętrzem. To zawsze będzie kwestia indywidualna i nie wolno stawiać tu wytycznych co do ilości/liczby posiadanych rzeczy.
Jeśli po uporządkowaniu przestrzeni poczujecie wyrzuty sumienia – natychmiast przerwijcie ten proces – być może nie jest wam pisane wam proste życie? Jeśli jednak owładnął wami pozytywny duch minimalizmu, z dużą dozą prawdopodobieństwa sami zapragniecie oczyścić teraz sferę ducha, czyli uwolnić umysł i pozbyć się negatywnych emocji.
Ciekawym doświadczeniem jest dieta informacyjna – polecana każdemu, kto pragnie życia w jego mniej stresującej formie. Czy już zdążyliście zauważyć, jak na wasze samopoczucie wpływa oglądanie codziennych wiadomości w telewizji czy nawet przypadkowe czytanie najświeższych informacji w Internecie? Zawsze jest to doświadczenie przygnębiające, często długofalowo, ale jakże mogłoby być inaczej, skoro media najchętniej serwują nam duże dawki nieszczęść, katastrof, wypadków i perspektywy rychłej wojny. Dlaczego zatem się im nie opieramy? – dlatego, że, paradoksalnie, nasz umysł podświadomie najbardziej łaknie faktów mających smutny, przykry i nieszczęśliwy wydźwięk. Istnieje jednak skuteczna broń – solenne unikanie informacji. Brzmi nierealnie? W rzeczywistości to przedsięwzięcie wymaga jedynie odrobiny silnej woli – wystarczy świadomie i z premedytacją nacisnąć odpowiedni guzik na pilocie czy radiu, a w przypadku wirtualnej sieci celować w krzyżyk w prawym górnym rogu ekranu. Może przekona was to, jaką ilość miejsca zyskacie na informacje wartościowe i naprawdę przydatne w waszym życiu, dodatkowy czas oraz wewnętrzny spokój? A może boicie się o to, co ważnego was ominie – logicznie rzecz biorąc, nie będziecie nawet wiedzieć, co to mogło by być.
Z badań, wielokrotnie przeprowadzanych przez naukowców i psychologów w kraju i na świecie, jasno wynika, że coraz większy odsetek populacji ma problemy z odpoczywaniem – nie powinno to być jednak zaskoczeniem w czasach, które hołdują pracoholizmowi i pogoni za karierą. Nie umiemy, ale także bardzo często nie chcemy, odpoczywać. Dlaczego? Przyjmowanie na siebie nadmiaru obowiązków, czy to w życiu zawodowym czy prywatnym, jest swoistą ucieczką. Nieustanne wykonywanie pracy nie pozwala na kontemplację, która może prowadzić do poczucia bezsensu – czego podświadomie chcemy uniknąć – a także niweluje poczucie pustki. Jest to rozwiązanie przejściowe, ponieważ w pewnym momencie będziemy zmuszeni się zatrzymać i uświadomić sobie, że życie przeciekło nam przez palce. Innym z kolei jest niesamowicie silna potrzeba ciągłego kształcenia i doskonalenia się, co może dawać chwilowe poczucie spełnienia i satysfakcji, jednak na dłuższą metę droga ta przybiera formę syzyfowej pracy – nigdy nie będziemy w stanie, fizycznie ani psychicznie, posiąść zadowalającej nas ilości wiedzy.
Minimalizm proponuje ograniczenie działań do kilku najważniejszych (na przykład na dzień), tak by zawsze móc dysponować wolnym czasem i przeznaczać go na to, co lubimy czy kochamy najbardziej. Prawdziwą sztuką jest umiejętność hierarchizacji zadań i pozostawianie do wykonania tylko tych zajmujących szczytowe pozycje. Ten etap to trudna nauka tego, że zaniechanie przez nas pracy nie spowoduje eksplozji w kosmosie, wręcz przeciwnie – przyniesie ulgę i spokój umysłu.
Wskazówki opisane powyżej są jedynie pierwszym krokiem, choć bardzo dobrym początkiem, życia na zasadach minimalizmu. Jeśli pozytywnie przeszliście odgruzowywanie przestrzeni i oczyszczanie wnętrza, z pewnością sami wiecie, co dalej robić. A może zupełnie nie odnaleźliście się w nurcie tej filozofii? Cóż, być może wasz klucz do szczęścia ma zupełnie inny kształt.
Komentarze ( )