Idea feminizmu zatrzęsła się w posadach w świecie sportu! Wydawać by się mogło, że w dyscyplinie, jaką jest tenis ziemny, rozgrywki kobiece sobie, a męskie sobie – nic bardziej mylnego!
W ostatnim czasie, podczas finałowego meczu pań turnieju Indian Wells pomiędzy Sereną Williams a Wiktorią Azarenką prezes turnieju, pan Raymond Moore, poruszył bardzo drażliwą kwestię, a konkretnie zarobków kobiet i mężczyzn w tenisie, sugerując, że nagrody oraz splendor, którymi otaczają się tenisistki zawdzięczają właśnie mężczyznom. Skoro temat został wywołany, nie mogło obejść się bez stanowiska największych gwiazd tenisa – Sereny Williams oraz Novaka Djokovica. Williams twierdzi, że słowa wypowiedziane przez prezesa turnieju są obraźliwe, a tenis to nie tylko mężczyźni, bo wielu fanów ogląda ten sport ze względu na liczne, waleczne oraz utalentowane zawodniczki. Zaś Djokovic twierdzi, że to mężczyźni robią więcej dla tenisa (chodzi o popularność oraz przede wszystkim dochody) i to oni powinni zarabiać więcej, jednak kobietom należy się szacunek, że pomimo tylu „trudności fizycznych” dają radę.
Moim zdaniem racje Djokovica są słabo uargumentowane. Przykład pierwszy z brzegu, zeszłoroczny finał US Open – bilety na finał żeński rozeszły się o wiele szybciej niż na męski. Jak to możliwe, skoro fanów rzekomo o wiele bardziej interesują zmagania panów? Być może zaszła jakaś pomyłka? Albo na trybunach zasiadł jakiś tenisista – o tak! To wszystko by logicznie wyjaśniało. „Co tam mecz, który był rozgrywany na korcie, przecież to tylko jakieś słabe panie mają swój finał. Przyszedłem tylko popatrzeć na tenisistę, który siedzi na krzesełku, na to wydałem swoje pieniądze” – z pewnością tak by powiedział każdy pasjonat tego sportu…
Gdy czytam lub słyszę twierdzenie, że „panowie powinni zarabiać więcej, ponieważ więcej trenują od kobiet”, to po prostu się we mnie gotuje. Ktoś zapyta, dlaczego? To sama prawda. Otóż niekoniecznie! Według mnie trzeba podejść do tego bardzo indywidualnie, gdyż każdy ludzki organizm i jego zdolności fizyczne są inne i wiele pań ćwiczy równie dużo, co mężczyźni. A już na pewno nie można dzielić kobiet i mężczyzn „do dwóch worków”, gdzie kobiety „dla zasady” są przypisywane do tego z napisem: „słabsi”. Dlatego tego typu komentarze są z lekka nie na miejscu.
Jednak skoro sam problem już od dłuższego czasu jest, warto się zastanowić, co zrobić, aby sytuację załagodzić. Może trzeba skrócić męskie mecze do dwóch wygranych setów (tak jak u pań), a nie tak, jak grają obecnie, do trzech? Uniknęlibyśmy wtedy ostrych wymian zdań pomiędzy stereotypowo słabszymi tenisistkami a potrafiącymi grać wręcz maratony oraz przeforsowującymi się na treningach tenisistami. Być może byłoby to dobre rozwiązanie dla obu stron, gdzie żadna z nich nie byłaby krzywdzona?
Komentarze ( )