Codziennie widuję coraz młodsze dzieci z telefonami lepszymi od niejednego z tych, których używają dorośli i tu nasuwa się pytanie: dlaczego? Naprawdę takiemu maluchowi telefon jest potrzebny bardziej niż człowiekowi, który ma masę spraw do załatwienia?
Patrząc na dzieci wychodzące z podstawówki czy gimnazjum, obserwuję, jak smartphony zmieniły cały świat. Zdarza się, że rodzice fundują coraz młodszym pociechom telefony „cegły”, które są wielkości ich głowy. Pamiętam, jak mając 12, może 13 lat, prosiłam tatę o telefon, cóż, oczywiście nie chciał się zgodzić. Przedstawialiśmy sobie argumenty i zważając na to, że dojeżdżałam na zajęcia pozalekcyjne, zgodził się. Wiadomo, wielka radość, popisywanie się przed koleżankami. Tata jednak zawsze powtarzał: „telefon to nie zabawka, służy do dzwonienia”.
Dzieci pokolenia smartphonów uzależniają się, nie lubią czytać książek, nie bawią się tak, jak 10 lat temu. Pamiętam zabawę w berka, ciepłe wakacje, rozmowy, na które spotykaliśmy się pod szkołą, na placu zabaw, by miło spędzić czas. Tymczasem widzę, że dzieci głupieją, robiąc idiotyczne filmiki i wrzucając je na fejsa. Nie wychodzą na dwór i zamykają się w sobie. Być może to pokolenie przyczyniło się do tzw. „hejtowania”. Nie są na tyle odważni, by powiedzieć coś wprost, bo odizolowali się od ludzi. Są odważni tylko po drugiej stronie ekranu.
Niestety wiem, że będzie coraz gorzej. Mam nadzieję, że któregoś dnia zobaczę dziecko, które nie świeci się na niebiesko od wyświetlacza telefonu.
Komentarze ( )