Thriller przygodowy „Everest” Baltasara Kormákura opowiada o niebezpiecznej wyprawie na najwyższy szczyt świata – Mount Everest. Przedstawia walkę ze słabościami i pokazuje granice ludzkiej wytrzymałości. Podczas jednej z wypraw, w roku 1996, zginęło, aż 15 himalaistów.
Ośmioro alpinistów pod przewodnictwem Roba Hall’a wyrusza na szczyt Himalajów. W tej grupie znajdują się m.in. Japonka, która pokonała już wszystkie najwyższe szczyty świata, a jej marzeniem było zdobyć ostatni – Mount Everest czy listonosz, któremu pieniądze na wyprawę pomagali zebrać uczniowie szkoły. Wydawało by się, że wszystko układa się idealnie – pogoda dopisuje, sprzęt działa jak należy. Hall decyduje się również połączyć siły z innym himalaistą – Scottem Fischerem i jego grupą. Przeszkody zaczynają się w momencie, kiedy nadciąga pierwsza burza śnieżna, potem jest już tylko gorzej. Film Kormákura oparty jest na prawdziwych wydarzeniach i ukazuje nierówną walkę z naturą.
W „Evereście” na pewno ogromnym plusem jest scenografia. Oglądając film, widz ma poczucie, że sam się tam znajduje. Poza tym akcja nie wymagała zbyt wielu efektów specjalnych, dlatego tym większe uznanie należy się twórcom scenografii, którzy w pełni oddali panujące w tamtych chwilach warunki atmosferyczne. Mróz, śnieg, wiatr – wszystko to było perfekcyjnie odwzorowane. Dopełnieniem były efekty dźwiękowe. Skrzypiący pod butami śnieg czy wiejący wiatr przenosiły nas w miejsce wydarzeń.
Do plusów zalicza się również muzyka skomponowana przez Daria Marianellego (laureat Oscara za muzykę w filmie „Pokuta”), który doskonale wiedział, jak wprowadzić widza w akcję.
Również gra aktorska pozostaje na wysokim poziomie. Jason Clarke grający Roba Hall’a doskonale wczuł się w swoją rolę. Zresztą, nie tylko on. Na pochwałę zasługuje niezawodny Jake Gyllenhaal, wcielający się w rolę Scotta Fischera, który podczas tej trudnej drogi zaczyna chorować, ale nie chce się poddać i za wszelką cenę chce zdobyć szczyt.
Podczas seansu mamy do czynienia z walką, którą człowiek toczy z naturą, z bezlitosnymi górami, śniegiem, mrozem oraz ze swoimi własnymi słabościami. Widzimy radość po zdobyciu szczytu, ale też to, co się dzieje, kiedy zabraknie tlenu, widzimy, jakie skutki może mieć taka wyprawa. I naprawdę w tym wszystkim hipotermia i odmrożenia to nic w porównaniu z najgorszym – ze śmiercią, której nie da się pokonać. Oglądając film, zaczynamy zdawać sobie sprawę, że każdy niewłaściwie podjęty krok może skończyć się tragicznie.
I chociaż wiele osób uważa „Everest” za nudny, z mało wartką akcją, warto przypomnieć, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, a film jest jej odwzorowaniem, dzięki któremu możemy przeżyć to, co bohaterowie tej wyprawy.
Komentarze ( )