Odpoczynek to ważna sprawa. Dobrze, żeby nie trwał zbyt długo, czasem jednak inaczej się nie da. Nie zawsze odchodzimy na wakacje całymi sobą, często tylko częściami. Bywają nimi nogi, ręce, oczy czy uszy, czasem nawet umysł. Ludzi „odpoczywających fragmentami siebie” jest wśród nas więcej niż myślimy – niepełnosprawność dotyka wielu.
Doskonałym przykładem takiej osoby jest Zuzanna Markowska, czyli pozytywna wolontariuszka Fundacji Aktywnej Rehabilitacji, przemierzająca świat swoim „Mercem” – wózkiem inwalidzkim. Zuza jest niepełnosprawna od urodzenia, ale się tym nie przejmuje. Żyje jak każdy inny człowiek. Studiuje edytorstwo, mieszka w Lublinie z dala od swojej rodziny. Daje sobie radę, mimo, że jest jej trudniej. Czasem nawet „głupie” trzy schodki sprawiają, że nie może dostać się do niektórych budynków. Faktycznie spotykają ją sytuacje, w których potrzebuje pomocy osoby sprawnej, jednak nie lubi, kiedy ktoś chce ją we wszystkim wyręczać. Zaczęła myśleć o samodzielności dopiero po pierwszym obozie dla niepełnosprawnych, uczyła się wtedy radzić sobie sama. Zuza twierdzi mimo wszystko, że naprawdę zaczęła żyć 2 lata temu, gdy rozpoczęła studia. To już był przymus do radzenia sobie samej.
Jak jednak jest postrzegana przez zdrowych ludzi?
Sama zauważa, że między nią a innymi istnieje pewien dystans. Ludzie są wobec niej często za bardzo opiekuńczy, myślą, że sobie nie poradzi. Na początku jej mama i tata robili za nią wszystko, ale w końcu stwierdziła: „Rodzice wiecznie żyć nie będą, muszę nauczyć się radzić sobie sama.” Dlatego, kiedy jej mama chciała na przykład pościelić za nią łóżko, dziewczyna odpowiadała: „Przecież mogę to zrobić, to tylko moje nogi poszły na wakacje.” Inni z kolei patrzą na nią jak na kogoś całkiem im obcego. Myślą, że ona nie może tego, co oni, że takim ludziom powinno się tylko współczuć. Niepełnosprawni jednak nie lubią, gdy się ich tak traktuje. Wolą być postrzegani jako równi zdrowym. Zuza mówi, że jej przyjaciele nie zauważają wózka inwalidzkiego. Traktują ją jak każdego zdrowego. Najbardziej docenia właśnie takie nastawienie do niej.
A jak są widziani ludzie niepełnosprawni umysłowo?
Większość zdrowych, napotykających na swojej drodze chorych umysłowo, omija ich szerokim łukiem. Właściwie dlaczego tak jest? Boimy się? Wbrew pozorom takie osoby nie są straszne, zazwyczaj mają lepsze intencje niż pełnosprawni. Dostrzegają więcej piękna w życiu i są szczęśliwsi. Przykład? Piotrek zwany „Szefu” – trzydziestokilkuletni chory ministrant, którego w mojej okolicy znają wszyscy. Między nim i ludźmi z jego otoczenia nie ma już dużego dystansu. Wszyscy się przyzwyczaili do jego specyficznego stylu bycia i nie traktują go szczególnie inaczej. Jest on osobą, która naprawdę potrafi dostrzec coś pięknego, miłego w prostych, codziennych sprawach. Cieszy go to, że jest ładna pogoda albo że będzie jadł dobry obiad. Widzi często to, o czym zapominamy, co jest dla nas zbyt zwyczajne, by móc się z tego cieszyć. Dla każdego, kto tylko zechce z nim porozmawiać, Piotrek stara się być bardzo miły.
Czy ludzie „odpoczywający fragmentami siebie” bardzo różnią się od zdrowych?
Zarówno Zuza, „Szefu”, jak i każdy inny niepełnosprawny są szczególnie pozytywnymi ludźmi. Mimo, że niektóre ich części są bardziej „leniwe”, mają w sobie coś, czego brakuje wielu zdrowym. Potrafią świetnie sobie radzić, dostrzegać piękno w tym, co zwyczajne dla pełnosprawnych. Często mają dużo więcej radości z własnego życia niż my. Czy zatem powinniśmy uważać takie osoby za gorsze, współczuć im?
Komentarze ( )