Wielu z nich po raz pierwszy jest za granicą. Dzięki uprzejmości swoich rówieśników z Polski nie muszą się martwić o zakwaterowanie i wyżywienie – zajmują się nimi uczniowie ze szkół, które będą odwiedzać. Przybyli tu, żeby nas uczyć i żeby uczyć się od nas.
Do 2 LO w Łańcucie zawitali niezwykli goście. W ramach studenckiej organizacji AIESEC placówkę odwiedzili wolontariusze z Malezji i Etiopii. Umożliwił to projekt „Enter the future” realizowany w ramach wyżej wspomnianej organizacji. Jego uczestnicy mieli okazję nie tylko podszlifować umiejętności językowe, ale na własne oczy przekonać, się, co to znaczy „Inny”.
Udział w takich spotkaniach dostarcza wiele frajdy nie tylko gościom, ale i uczniom. Obcokrajowcy przy użyciu prezentacji multimedialnej opowiadają o swoich ojczyznach –
o obyczajach, sztuce i kulinariach. Trudno jednak zaprzeczyć, że najlepszą częścią spotkań są interakcję z prowadzącymi. Mimo krótkiego pobytu w naszym kraju raczą nas prześmiesznymi anegdotkami i opowieściami o trudnych spotkaniach z polskim językiem. Natomiast zgodni są, co do oceny naszej kuchni, odczucia są bezsprzecznie pozytywne, niezależnie od kłopotliwych nazw naszych narodowych specjałów.
Polska właściwie od końca II wojny światowej jest krajem monoetnicznym. Wszelkie mniejszości:narodowe czy etniczne, znajdują się na krańcach naszej ojczyzny albo ich skromne społeczności zamieszkują duże miasta. Ponad to badania socjologiczne pokazują, że Polacy są w dużej mierze społeczeństwem ksenofobicznym, rządzonym stereotypami. Właśnie dlatego tak ciekawe są spotkania obcokrajowców z młodzieżą, wtedy naprawdę możemy dostrzec, jaki stosunek do „Innych” ma nowe pokolenie.
Jeszcze przed rozpoczęciem spotkań w klasach nasi goście byli zdenerwowani. Spotkali się kilkakrotnie z wścibskimi spojrzeniami ze strony uczniów w czasie drogi na lekcję – mało co wzbudza taką sensację, jak inny kolor skóry, w końcu w Polsce można takich ludzi zobaczyć głównie w telewizji. Mimo wszystko nasi goście nie czują się jak celebryci – to ich pierwsza wizyta za granicą. Właśnie tutaj po raz pierwszy spotkają się ze śniegiem!
Na początku uczniowie nie są zbyt aktywni. Dopiero z czasem pytań pojawia się coraz więcej. „Myślę, że to kwestia nieśmiałości – oświadcza Michał, jeden z uczestników spotkania – poza tym, nie wszyscy tak dobrze znają angielski, aby zadać bardziej złożone pytania”. Mimo to z czasem pada ich coraz więcej. Z początku dotyczą po prostu prezentera i jego przygód w Polsce, później jednak pojawia się temat Malezji i Etiopii. Rozmawiamy o ich kulturze i religiach. Dzięki temu rozwiewa się też wiele stereotypów. Nicolasa, Malezyjczyka, szczególnie rozbawił ten o nadzwyczajnej inteligencji i zainteresowaniu zaawansowaną technologią u Azjatów. Ze śmiechem opowiedział nam też historię o tym, jak takie mylne opinie powstają. Pewnego razu jeden z uczniów zadał pytanie: „Do you eat dogs?”, odnoszące się do domniemanej konsumpcji psów przez mieszkańców dalekiego wschodu. Zbity z tropu Nicolas odpowiedział twierdząco. Dopiero, gdy salwa śmiechu się zakończyła, wyjaśniło się, że usłyszał „Do you eat ducks?”, czyli „Czy jecie kaczki?”
Z Etiopką, Meskarem, odbył się „pojedynek” na trudne do wymówienia słowa, kiedy przybyszka opowiadała o jej rodzimym alfabecie i wymowie. Wtedy najbardziej dało się odczuć prawdziwie przyjacielską atmosferę spotkania. Oczywiście przyszło to z czasem. Na początku można było zauważyć poszeptywania i nieufne spojrzenia. Jednak właśnie to okazało się najlepsze. Ta transformacja nastawienia do naszych gości jest uczuciem tak unikatowym, że chętnie przeżyłbym je jeszcze raz. Na koniec żegnaliśmy się jak starzy dobrzy znajomi, zrobiliśmy kilka zdjęć i odeszliśmy wciąż podekscytowani.
„Podobało mi się – mówi Piotrek, zapytany o wrażenia – fajne było to, że studenci z wymiany mieli dystans do siebie i starali się, żeby spotkanie nie było wykładem, ale rozmową.” Podobne uczucia towarzyszyły większości z nas. Natomiast zauważalna u wszystkich jest zmiana postrzegania nie tylko tych konkretnych przyjezdnych, ale wszystkich, którzy się od nas samych czyś różnią. Na pewno po tym spotkaniu każdy się zgodzi z jednym prostym twierdzeniem. Nie ma gorszych – są „Inni”.
Komentarze ( )