Każdy z nas dobrze zna tą historie. Szczęśliwa rodzina, dzieci, pies. Wprowadzają się do dużego, pustego domu. Chcieliby wieść w nim szczęśliwe życie, lecz czy przypadkiem dawni mieszkańcy nie zgotowali im innego losu?
Reżyser, którego miłośnicy gatunku znają głównie dzięki “Pile”, ponownie pokazał nam swoje możliwości, i to, jak dobrze wykorzystuje efekty grozy by znów nas zaskoczyć. James Wan zaczerpnął coś z lat 70, ale na tym się nie zatrzymał. Poszedł dalej. Akcja zbudowana jest na prostych efektach i sprawia, że serce raz po raz bije mocniej, a napięcia jest tu więcej niż w kilku średniej klasy horrorach. W jego filmie częściej rośnie, niż opada. Dzięki temu na publiczność czekają demoniczne krzyków, trzeszczące podłogi, dzieci-widma, efektowne opętania i eksplozje strachu. Dlatego właśnie nikt po obejrzeniu Obecności nie wyjdzie z seansu, czy własnego pokoju bez gęsiej skórki i nie wzdrygnie się na cichy odgłos czegokolwiek w pobliżu.
Mogłoby się wydawać, że aktorzy zostali wybrani przypadkowo, lecz całość obsady tworzy całkiem niezłą mieszankę. Ron Livingston świetnie sprawdza się jako przerażony ojciec rodziny, a Patrick Wilson przywdziewając maskę twardego egzorcysty, zachowuje nawet psychologiczny autentyzm. Ale nie można ukryć, że akcja zostaje zdominowana przez kobiety: Verę Farmigę jako niezłomną pogromczynię duchów i Lili Taylor jako matkę nawiedzanej rodziny.
Film nie wyznacza nowych trendów w straszeniu widza, ma jedynie pokazać jak powinien wyglądać współczesny horror. Znakomite dzieło. Polecam każdemu, kto lubi poczuć się niepewnie choć przez chwilę.
Komentarze ( )