O lesie Dębrzyna krążą różne legendy… Kilka lat temu na stronie internetowej lokalnego dziennika „Nowiny”[1] ukazał się tekst, który sugeruje, że w lesie urządzane są seanse spirytystyczne, a jego centrum, w którym znaleziono ogromny głaz, służyło niegdyś do odprawiania pogańskich rytuałów… Różne plotki i spekulacje u jednych wywołują tylko ironiczny uśmiech, u innych zaś – „gęsią skórkę”. Jedno jest jednak pewne… Historia, która wydarzyła się tam naprawdę, wstrząsnęła mieszkańcami okolicznych wsi i wpisała się niechlubnie w dzieje miejscowości Świętoniowa.
Był rok 1945. Druga wojna dobiegła końca. Życie w małych miejscowościach dzisiejszego województwa podkarpackiego często nie było naznaczone spektakularnymi wydarzeniami. Sporo ludzi z okolicznych wsi zostało wysiedlonych do państw okupujących. Ten los nie ominął mieszkańców Świętoniowej. Niektórzy pracowali przymusowo na obcych terenach, inni zwyczajnie uciekali ze strachu przed grożącym niebezpieczeństwem.
Po zakończeniu wojny nikomu nie powodziło się dobrze. Ludzie głodowali, dochodziło do konfliktów warunkowanych brakiem dobrobytu, frustracją, zazdrością. Nasilenie tych nastrojów można było dostrzec właśnie w Świętoniowej. Było ono bodźcem do powstania grup przestępczych zdolnych do popełnienia największych zbrodni…
W owym czasie mieszkańcy otrzymali informację o powrocie dużej liczby wysiedleńców na rodzime tereny. Każdy od rana do wieczora wypatrywał pociągu, którym mieli oni rzekomo wracać. Szczególnie rodziny z utęsknieniem czekały na powrót najbliższych. Wiadomość o ich przybyciu rozprzestrzeniła się z prędkością światła. Po kilku dniach cała wioska wiedziała o wydarzeniu i kontrolowała pilnie przyjazdy i odjazdy pociągów. Każdy był ciekaw, komu udało się przetrwać na obczyźnie, jak wyglądało życie wysiedleńców, czy udało im się wzbogacić. Tą ostatnią kwestią szczególnie zainteresowała się grupa mężczyzn, która ułożyła misterny plan…
Po kilku tygodniach oczekiwań, na stacji nie pojawił się żaden pociąg. Nikt z emigrantów nie wrócił do rodzinnego domu. Kilka dni później ktoś roztrzęsiony przyniósł do wioski potworną nowinę: w dębrzyńskim lesie znaleziono dziesiątki zamordowanych bestialsko ofiar, które zostały ograbione ze wszystkich cennych przedmiotów. Ciała prawdopodobnie należały do wysiedleńców… Mieszkańcy okolic byli zdruzgotani tym, co się wydarzyło. Sprawcy mordu zostali zdemaskowani bardzo prędko… Byli to mężczyźni z wioski, mieszkańcy Świętoniowej, ojcowie rodzin, „sami swoi”. Nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności za swój czyn, mieszkańcy bowiem kryli ich i bronili, tłumacząc ich tragiczną sytuacją materialną.
To wydarzenie rzuciło cień na życie w wiosce. Nikt nie zapomniał o tragicznym wydarzeniu, a życie ramię w ramię z mordercami, doprowadziło do zachwiania moralności wielu prawych ludzi. Malowniczy las Dębrzyna, miejsce zabaw dzieci, chętnie odwiedzany przez mieszkańców, stał się mogiłą dla wielu niewinnych istnień, których serca, w ostatnich godzinach życia, były przepełnione szczęściem z powodu powrotu do ukochanego domu. Niestety nigdy do niego nie dotarli.
Od kilku lat, w pierwszą niedzielę września, w lesie odbywa się uroczysta msza święta za dusze pomordowanych, a w szczególności za dusze mieszkańców, którzy dokonali mordu. Dookoła ołtarza, a także pomnika wzniesionego na cześć ofiar, gromadzą się setki ludzi, którzy w zamyśleniu szepczą modlitwę. Otacza ich las białych krzyży. Są one cichymi świadectwami o bestialstwie gatunku ludzkiego, ale także wystarczającym powodem do jednoczenia się i stawania się lepszym człowiekiem…
Fragmenty tekstu powstały w oparciu o wspomnienia i opowieści przekazywane w mojej rodzinie.
[1] Janusz Motyka, Dębrzyna k. Przeworska: Ten las jest przesiąknięty śmiercią, www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100710/TURYSTYKA02/810556811
Praca przygotowana na XVI Wielkopolski Konkurs Dziennikarski – “Wydarzenie, które wstrząsnęło moja miejscowością” – organizowany przez Klub Dziennikarski TeXT działający w Młodzieżowym Domu Kultury nr 1 w Poznaniu (pismotext.manifo.com).
Komentarze ( )