Często mówi się, że rodzinna miejscowość to „nasza mała ojczyzna”. Dlaczego? Zapewne chodzi o to, że miejsce, w którym przyszło nam poznawać uroki życia po raz pierwszy, ma swoją własną, ciekawą historię, tak jak właściwa „duża ojczyzna”.
Najczęściej nie uczymy się w szkole o wydarzeniach, które miały miejsce w naszych miejscowościach, chyba że mieszkamy w wielkim mieście, mającym realny wpływ na historię kraju lub świata. Ale co z resztą ludzi? Z tymi, którzy nie mają w swojej małej ojczyźnie kilku galerii, a zaledwie parę sklepów? Czy nie mają o czym opowiadać i najlepiej nie powinni nawet otwierać ust, pozwalając rozwijać się tylko wielkomiejskim dzieciakom?
Przenieśmy się w czasie o ładnych kilka setek lat i otwórzmy oczy w piętnastowiecznym Łańcucie, mieście położonym około 20 km na wschód od Rzeszowa. Niech na chwilę zniknie ekran monitora, ustępując miejsca rynkowi miasteczka, po którym w pośpiechu biegają rozgorączkowani mieszkańcy. Patrząc na ich twarze, można wyczuć napięcie i podekscytowanie, ich ruchy zdradzają wyczekiwanie i nerwowość, a słowa wypadające potokami z ich ust mówią same za siebie. „Król przyjeżdża, król przyjeżdża!” do uszu dolatują wciąż te dwa słowa, powtarzane przez setki gardeł. Ludzie odkładają obowiązki na drugi plan, by opowiedzieć nowinę każdemu spotkanemu przechodniowi.
Tak, to prawda. Do małego miasteczka na Podkarpaciu niejednokrotnie przybywał i przebywał tu długo jeden z królów Polski. I bynajmniej król ten nie był byle jaką personą, mówię tu o zwycięzcy spod Grunwaldu, twórcy mocarstwa europejskiego stworzonego z dwóch zjednoczonych państw. Władysław II Jagiełło, Wielki Książę Litewski oraz Król Polski przyjeżdżał do Łańcuta, bo stracił głowę dla córki pierwszego właściciela tego miasta, Ottona z Pilczy, Elżbiety Granowskiej.
Wydawałoby się to piękną historią miłosną, prawda? Ale idąc tym tropem, wyobrażacie sobie pewnie Elżbietę jako piękną, młodą dziewczynę, która uwiodła swoją urodą i wdziękiem starego, zasłużonego króla. Nic bardziej mylnego, według podań Elżbieta była 45-letnią matką piątki dzieci, która do tego czasu pochowała trzech mężów. Szlachta odradzała królowi poślubienie pani na Łańcucie, chcąc uniknąć licznych komplikacji w sprawach dziedziczenia, a także ośmieszenia Polski na arenie międzynarodowej z powodu mezaliansu społecznego. Jagiełło pokochał jednak Elżbietę tak bardzo, że nie zważał na wszelkie głosy sprzeciwu.
Teraz wydaje się nam to całkiem normalne, ale w tamtych czasach monarcha nie mógł zwracać uwagi na uczucia. Musiało nim kierować przede wszystkim dobro państwa, którego protektorem stawał się z chwilą pierwszego nałożenia korony.
Ludzi tym bardziej dziwiło zjawisko, które odbijało się szerokim echem w całym państwie. Król opuszczał swą okazałą siedzibę w Krakowie, aby udać się na kilkudniowy pobyt w małym miasteczku. Gmin wierzył, że Elżbieta rzuciła na króla złowrogie zaklęcia, które omamiały go, nie pozwalając dostrzec brzydoty ukochanej. Sceptycy widzą swoje, ludzie wierzący w magię swoje, faktem jednak jest, że Jagiełło pokochał starszą, pomarszczoną kobietę, jak prawdopodobnie żadną inną wcześniej.
Spytacie pewnie, skąd wiem o tak ciekawej historii, opowiadającej o tym, jak córka właściciela mojego miasta stała się królową Polski? O dziwo, nie dowiedziałem się o tym w szkole, a od jednego z mieszkańców miasta, lubującego się w legendach i ciekawostkach z okolicznych rejonów. Jednak o tym, że Jagiełło bywał w Łańcucie wiedziałem już wcześniej, jako dziecko bywałem często w okolicy kościoła farnego. Na podwórku za plebanią znajduje się lipa, następczyni innej lipy, rosnącej w tym samym miejscu, pod którą wypoczywał sam król, planując przebieg bitwy pod Grunwaldem. Pamiętam, jak bawiąc się z rówieśnikami, pobiegłem za piłką i zobaczyłem tablicę, informującą o tym, jak ważne jest to miejsce dla mojego miasta.
Wizyty króla na pewno były jednym z ważniejszych wydarzeń w historii Łańcuta, jeśli chcemy patrzeć na nią z perspektywy Polaka, nie łańcucianina. Poruszenie, jakie musiało wywołać pierwsze przybycie głowy państwa na pewno wstrząsnęło jego mieszkańcami i nie pozwalało zapomnieć o tym wydarzeniu aż do dziś.
Informacje historyczne zaczerpnięto z książki Edwarda Rudzkiego „Polskie królowe” (tom I).
Praca przygotowana na XVI Wielkopolski Konkurs Dziennikarski – “Wydarzenie, które wstrząsnęło moja miejscowością” – organizowany przez Klub Dziennikarski TeXT działający w Młodzieżowym Domu Kultury nr 1 w Poznaniu (pismotext.manifo.com).
Komentarze ( )