W 2012 roku przed tak zwanym „końcem świata” Lorene Scafaria postanowiła przybliżyć ludziom jego wizję i stworzyć film pt. „Przyjaciel do końca świata”.
Gatunku adaptacji nie da się do końca określić, jest to dramat z elementami komedii i romansu. Przyznam szczerze, że z wielkim entuzjazmem oczekiwałam premiery kinowej. Jednak bardzo się zawiodłam. Film przedstawia ostatnie dni przed końcem świata. Główni bohaterowie, Dodge i Penny, wyruszają na poszukiwania licealnej miłości mężczyzny. W trakcie podróży przyjaciołom przytrafiają się liczne przygody. O fabule to może tyle, jeśli ktoś chce może poczytać streszczenia.
Mimo świetnej gry aktorskiej Keiry Knightley adaptacja okazała się monotonna i nudna. Ciągłe zwroty akcji w pewnym momencie stały się niezrozumiałe, sceny które miały wywołać uśmiech na twarzy, wzbudziły we mnie strach i poczucie absurdu. Reżyserka filmu nie wykazała się specjalnymi ambicjami. Nie skupiła się na odzwierciedleniu katastroficznych chwil, interesuje ją jedynie obraz dwójki przyjaciół. Nietrafiona jest również ścieżka dźwiękowa. Muzyka powinna nawiązywać do ostatnich chwil świata, tak jednak nie było. Zakończenie adaptacji zostało również niedopracowane. Widz do końca nie jest w stanie odczytać intencji reżyserki. W najbardziej wyczekiwanym momencie pojawiają się napisy końcowe.
Muszę stwierdzić, iż film nie został dopracowany i nie spełnił moich oczekiwań. Sprawił, że poczułam niedosyt i rozczarowanie. Czy jest warty polecenia? Myślę, że lepiej by było, gdyby widz rozważył inny wybór.
Komentarze ( )