Rozmawiamy z Robertem Skibniewskim, rozgrywającym koszykarskiego Śląska Wrocław i reprezentacji Polski
Rozmawiamy dziś z Robertem Skibniewskim, koszykarzem Śląska Wrocław. W trakcie wizyty w naszej szkole reprezentant Polski opowiada o klubie, kadrze, o sporcie i Michaelu Jordanie.
Jakie były początki Pańskiej przygody z koszykówką?
ROBERT SKIBNIEWSKI: – Tak naprawdę wszystko zaczęło się w liceum. Jako uczeń LO nr 16 we Wrocławiu uczęszczałem do klasy koszykarskiej i chodziłem na treningi. To w tym okresie zacząłem podchodzić do sportu poważniej.
Który tytuł mistrza Polski zapadł Panu najbardziej w pamięć?
– Myślę, że najważniejszy był dla mnie ten pierwszy zdobyty wraz z drużyną w 2000 roku. Co prawda nie byłem jeszcze wtedy pełnoprawnym zawodnikiem, a zaledwie dwunastym, trzynastym graczem, ale miałem możliwość grania i trenowania z takimi superzawodnikami jak Dominik Tomczyk czy Adam Wójcik. Właśnie to pierwsze doświadczenie było dla mnie bardzo ważne i dodało mi skrzydeł w dalszej karierze.
Jakie są realne szanse na zaistnienie Śląska w ekstraklasie dziś? Na co możemy liczyć my, kibice z Wrocławia?
– Na pewno na to, co wydarzyło się w ostatnim meczu, czyli na walkę do samego końca, grę na sto procent i charakter zawodników. Szanse w ekstraklasie? Są i to duże, ale zostaną wykorzystane tylko wtedy, jeśli będziemy cierpliwi. Bardzo ważny jest też stały skład drużyny, mocny trzon zespołu. Wystarczy spojrzeć na wielkie drużyny ligi światowej czy europejskiej, które odnoszą sukcesy dlatego, że potrafią porozumieć się podczas gry i trzymają się razem.
Przez wiele sezonów był Pan członkiem reprezentacji Polski; jak wspomina Pan dotychczasowe mecze w kadrze?
– Gra w drużynie narodowej to naprawdę coś niesamowitego, ogromny zaszczyt dla każdego zawodnika. Przed każdym meczem słychać hymn Polski, co wywołuje wielkie, pozytywne emocje. Zawiązują się też liczne znajomości i przyjaźnie. Niezależnie od wieku, klubu czy miejsca zamieszkania, sport naprawdę łączy ludzi.
W ostatnim czasie wszyscy żyjemy wielkim triumfem siatkarzy. Piłkarze też sporo osiągnęli. Czy polski basket ma takie szanse zaistnienia jak siatkówka czy ostatnio futbol?
– Oczywiście, że ma, a sukces leży w rękach reprezentacji, to ona jest kluczem. Jeśli zawodnicy kadry narodowej grają dobrze, są zmobilizowani, mogą osiągnąć naprawdę dużo.
Tak więc co należy zrobić, aby przyszły skład reprezentacji był świetny, żeby talent młodych miłośników kosza się nie marnował i miał szansę rozwijać się prawidłowo?
– Wszystko zaczyna się od dobrych chęci. Jeśli te są, jeśli dzieci się starają, żyją sportem, żyją zdrowo i trzymają formę, to jest już solidna podstawa. Jeśli w rozwoju umiejętności pomogą im właściwi ludzie, to będą na bardzo dobrej drodze.
Najlepszy team NBA?
– Chicago Bulls.
A zawodnik?
– Michael Jordan. To on zaraził mnie miłością do kosza, jest moim ulubionym i najlepszym, według mnie, zawodnikiem w historii basketu.
Czym różni się dzisiejsza koszykówka od tej wcześniejszej?
– Teraz wszystko skupia się na przygotowaniu fizycznym i motoryce. Jestem w stanie nauczyć gry zawodnika, który jest szybki, skoczny i silny, bo są to cechy, które się posiada bądź nie. Ci, którzy ich nie mają, są w gorszej pozycji na starcie.
Czy poza koszykówką ma Pan jakieś hobby, zainteresowania, pasje?
– Bardzo ważny jest dla mnie rozwój osobisty. Interesuję się psychologią, dużo czytam na ten temat, ciekawi mnie to. Nie ukrywam, że w przyszłości chciałbym także zostać trenerem. Chciałbym rozwijać pasję młodych graczy i dzielić się z nimi swoim doświadczeniem.
Na zakończenie – ma Pan jakąś radę dla młodych amatorów kosza?
– Wychodźcie jak najczęściej z domu, grajcie gdziekolwiek i kiedy tylko nadarzy się okazja. Ćwiczcie, nie zniechęcajcie się, nie spuszczajcie głowy, nie przejmujcie się porażką. Walczcie, walczcie, walczcie…
Rozmawiały: KATARZYNA KARPIŃSKA i JULIANNA FILIPPI-LECHOWSKA – 2 e
Komentarze ( )