Wakacje u babci

I znów nadeszła ta oczekiwana pora. Wakacje! Czas, w którym wszystkie dzieci ze świadectwami w rękach i z uśmiechami na twarzach wracają do domów. Tylko Weronika była w innym humorze niż pozostali.

– Kochanie, co się stało? – zapytała mama, widząc smutną córkę.

– Bo wszyscy moi przyjaciele jadą za granicę. Ola do Egiptu, Janek do Turcji, a Kasia do Chorwacji. Tylko ja, jak co roku, muszę jechać do babci na wieś!

– Ale córeczko, zawsze lubiłaś jeździć do babci.

Bo kiedyś rzeczywiście tak było. Teraz ma 16 lat. To już nie to samo jak kiedyś, gdy bawiła się z babcią lalkami, z dziadkiem dokarmiała sikorki, czy goniła na polanie kolorowe motyle i robiła wianki ze stokrotek. Dziewczynie brakowało atrakcji, bo u babci nie miała przyjaciół, w telewizji były tylko trzy programy i nie było kin, teatrów czy mcdonaldów, nawet jakiegoś jeziora w pobliżu, by można było pokąpać się. Ale rodzice Weroniki obiecali już babci, że przyjadą i nie mogli złamać danego słowa.

Po dwóch godzinach monotonnej jazdy Wera z rodzicami dotarła do wsi Giżyn, w której mieszkała jej babcia. Panowała tu harmonia i spokój. Jedyne co można było usłyszeć to ciepły podmuch wiatru i świergot ptaków. Wszędzie rosły kwiaty i drzewa, ale było także dużo miejsca do zabawy.

– Za godzinę będzie obiad, a na razie możesz, wnusiu, pospacerować w ogrodzie. W mieście nie ma takiego świeżego powietrza jak tu.

Weronika i tak nie miała nic ciekawszego do roboty, więc leniwie ruszyła przed siebie. Doszła do końca płotu, który był opleciony długimi pędami bluszczu. Zauważyła, że na środku bramy coś się błyszczy. Z zaciekawieniem podeszła bliżej. Odsłoniła gałęzie i zobaczyła długi tunel, w którym widać było malutkie światełko na końcu. Wera nie myślała nawet o odwrocie. Skoro już tu musi spędzić wakacje, to niech chociaż odkryje coś ciekawego. Doszła do końca korytarza. Znajdował się przed nią ogromny las. Przez cień drzew przebijało się słońce. Obok płynęła prościutka rzeka. Dziewczyna ruszyła do przodu. Liczyła na kolejne niespodzianki. Widać, że to miejsce dawno nie było odwiedzane. Po drodze znalazła norki różnych leśnych zwierząt oraz mnóstwo grzybów, które zebrała na obiad. Bardzo ją to zdziwiło, bo całe życie uczyła się, że grzyby rosną tylko jesienią. A tu proszę. Z radości przyspieszyła kroku. W zasadzie sama nie wiedziała, czego szuka. Gdy dotarła do końca posiadłości babci, wiedziała już, co to miało być. Rzeka była zakończona małym jeziorem, obrośniętym trzciną, a woda była tak brudna, że nie można było zobaczyć własnego odbicia.

– To miejsce jest piękne. Czuję się tu naprawdę wyjątkowo, inaczej niż zawsze. Spokojnie można przemyśleć swoje sprawy. – mówiła Weronika, patrząc na chmury płynące spokojnie po niebie – Brakuje tylko czyjegoś serca. Gdybym codziennie tu przychodziła, to miejsce wyglądałoby zupełnie inaczej… Mam nadzieję, że ty też możesz je zobaczyć, dziadku… Ojej, zapomniałam o obiedzie! Muszę szybko wrócić do domu, zanim zaczną mnie szukać. Wera zdyszana wbiegła do domu, trzaskając drzwiami.

– Już jestem!

– No nareszcie! Gdzie ty byłaś? Martwiliśmy się – powiedziała z ulgą mama.

– Przepraszam. Gdzie jest babcia? Chciałabym z nią porozmawiać.

– W salonie, odpoczywa  przy kominku.

– Dziękuję. Babciu, babciu!

– Co to za krzyki? Co się stało? – zapytała babcia.

– Babciu, mogę cię o coś spytać?

– Oczywiście.

– Czy pamiętasz małe jezioro w lesie za płotem?

Zapadła cisza. Babcia wyglądała jak zamurowana.

– Babciu, czy wszystko dobrze? – zapytała zaniepokojona wnuczka – Słyszałaś moje pytanie?

– Tak, jak odnalazłaś to miejsce?

– Sama nie wiem. Zobaczyłam jakieś światełko i poszłam za nim. Czemu pytasz?

– Widzisz, to miejsce ma więcej lat niż ty. Lubiliśmy tam spędzać czas z dziadkiem. Po jego śmierci zapomniałam o tym lesie. Pewnie tam sporo pracy, prawda?

– Tak, ale ja się nim chętnie zajmę, jeśli wyrazisz zgodę.

– Zgadzam się i myślę, że dziadek również. Ale wiesz, że łatwo nie będzie. Trzeba wyczyścić wodę i powyrywać trzcinę i…

– Tak, tak wiem, ale sądzę, że tata mi pomoże.

– Od kiedy zaczynasz?

– Najlepiej od zaraz – powiedziała  z uśmiechem na twarzy Weronika.

– Dobrze, ale najpierw zjedzmy obiad.

I tak w ciągu dwóch miesięcy udało się uprzątnąć ten uroczy zakątek. Weronika była szczęśliwa, że znalazła takie cudowne miejsce w zwykłej wiosce i od tej pory nigdy nie żałowała czasu spędzonego u babci.