W lipcu spędziliśmy z rodzicami tydzień w Grecji na wyspie Kefalonia nad Morzem Jońskim.Do tej pory wszędzie jeździliśmy samochodem,bo tata jakoś niechętnie odnosił się do podróży samolotem, ale Grecja jest trochę za daleko i tata musiał się przełamać.
Poszło bez problemów, tylko odprawa na lotnisku i oczekiwanie na samolot to najgorsza część podróży, zwłaszcza gdy na zewnątrz jest 35 stopni w cieniu.
Na miejscu okazało się, że ośrodek jest całkiem przyjemny, chociaż plaża to sam żwir, kamienie i trochę ciemnego piasku. W ogóle to morze mnie rozczarowało bo woda bardzo słona, nogi się zapadają w żwirze, fal prawie nie ma czyli nuda. Za to aquapark w ośrodku świetny. Pięć zjeżdżalni, fontanny – praktycznie cały dzień tam spędzałem. Minusem był płatny bar w aquaparku, ale jakoś sobie dałem radę. Po prostu biegałem po colę i lody do bezpłatnego baru przy hotelowych basenach. Te baseny też mi się podobały, od 1 do 3 metrów głębokości, dla każdego coś miłego.
Sama wyspa raczej mało ciekawa do zwiedzania, przy temperaturze około 35 stopni nie chciało nam się nawet nigdzie ruszać, tym bardziej że krajobraz dookoła żółto-oliwkowy, chyba od wszędzie obecnych drzew oliwnych. Z drzew najbardziej podobały mi się cytrynowe rosnące przy naszym domku, z których zrywaliśmy owoce i robiliśmy lemoniadę. Ciekawie zapowiadała się wycieczka statkiem na Zakyntos, ale miałem już tak spaloną od słońca skórę na plecach, mimo smarowania olejkiem, że zostałem w hotelu.
Ogólnie to bardzo mi się podobało, dobre miejsce żeby odpocząć, popływać i pobawić się.
Komentarze ( )