Nazywam się Dagmara Delijewska, rocznik 1997.
Poezją zainteresowałam się w wieku 12 lat, gdy nie potrafiłam zapanować nad swoimi emocjami i gdy ktoś powiedział, żebym przelała je na kartkę. Już niecały rok później sama zaczęłam tworzyć. Początkowo były to prace zawierające konkretną myśl, jednak forma pozostawiała wiele do życzenia. Pomału zaczęłam nabierać coraz większej wprawy. Co mnie inspiruje do pisania? Najbardziej przeżycia oraz muzyka, a konkretnie polega to na wyłapaniu jednego słowa z danej piosenki i napisanie na jego podstawie konkretnego wiersza. Poezja to jedyne hobby, które ma dla mnie tak ogromne znaczenie, ponieważ poprzez swoje utwory staram się pokazać ludziom świat z mojej perspektywy. Momentami wybiega ona poza ramy logiki.
“Bądź”
Najwyższą jakość spojrzenia,
oddaję w twoje dłonie.
Chcę byś godnie mnie prowadził,
gdy ciemność w oczach płonie.
Widzę już tylko w przenośni,
tam obrazy dźwiękiem są.
Nie chcę stracić ich ponownie,
więc dotrzymuj kroku, bądź.
Gdy łzy jednym rytmem płyną
ktoś prowadzi myślą je,
w smutku, gniewie i radości,
łamią w sercu każdy śpiew.
Moimi twoje oczy są,
pragnę wzrok zobaczyć swój,
a w nim strach i małą prośbę:
“Bądź na zawsze, bądź wciąż mój.”
“Niech spłonie dzisiaj zamglone jutro”
Niech spłonie dzisiaj zamglone jutro,
niech wiatr dzisiaj porwie wczorajszy kłos,
niech niebo oklaski bije o ziemię,
by Polak w końcu zmienił swój los.
Coraz ciaśniejsza staje się klatka,
coraz ciszej oddech nam śpiewa,
coraz wolniejsza ucieczka umysłu,
bo grosz za groszem jak letnia ulewa.
Już tylko jedna klamka została,
już tylko za nią chwyta się Polak,
już tylko granica znak startu przybiera,
bo taka w tych czasach przypadła jej rola.
***
Szmaragdowy połysk oddał wiatru szept,
nie ma już nikogo, został cichy gest.
Ku stóp skalnej ściany opadł wody cień,
aby fali warkocz snuł się cały dzień.
Już pobladło niebo, zdarło chmury wrzask,
tli się mocno słońce w barce sennych zjaw.
Nad horyzont drzew co jak mgła spowite
wzbił się orzeł, gdy tracił swój dobytek.
Lazurowe łzy otarły smutny ląd,
wiedzą gdzie dotarły, lecz nie wiedzą skąd.
“Słowo”
Chłód beztroskich objęć tonie
w lazurowych szklankach łez.
Jedna chwila traci oddech,
tworząc nim w otchłani kres.
Kłótnia wzdęła ramion końce,
obudziła strzały woń.
Kiedy Amor poczuł zdradę,
strzała pękła niszcząc broń.
I jak nigdy w gmachu serca
ktoś zanucił chwały pieśń.
Wtedy bramy dały upust,
aby słowo mogło wejść.
“1 listopada”
Cała rozmowa i wszystkie wspomnienia,
stłumione w zniczu tak blisko płomienia.
W jedyne święto choć jest ich więcej,
tak mocno kraja je się ludzkie serce.
Gdy brak dotyku, wciąż żyją spojrzenia,
oduczmy ludzi stałego ranienia.
Niech pojmą ile nam czasu zostało,
choć dobrze wiedzą, że jest go zbyt mało.
Chciałam wzbogacić dzisiejsze słowa,
lecz wiersz to nie pożegnalna mowa.
To jak przez moment być tak blisko z tobą,
słyszeć i czuć, lecz nie widzieć nikogo.
Komentarze ( )