Yolanda
Słońce wschodziło, gdy jak najciszej podniosłam kołdrę z mojego ciała. Promienie słoneczne padały na moją uśmiechniętą twarz, delikatnie ją ogrzewając. Wybiegłam
z sypialni na balkon. Zadrżałam pod wpływem chłodnego wiatru. Cofnęłam się za próg, by porwać granatowy sweter błąkający się na podłodze. Z ciepłym odzieniem wróciłam na pokryty szarymi płytkami mój mały świat. Usiadłam na marmurowej ławeczce przy aloesie w doniczce. Popatrzyłam przed siebie w krawędzie wody. Po raz kolejny zaparło mi dech na widok oceanu. Odkąd sięgam pamięcią, wpatrywałam się z urzeczeniem
w wodę i te fale na brzegu. Nie wiedziałam sama czemu tak. Nowy dzień Słońcem mnie kusił. W głębi serca żałowałam dawnych, utraconych chwil, ale widać tak musiało być. Czułam jakby coś wołało mnie, daleko od mojego domu. Czułam jakby linia, gdzie niebo styka się z oceanem, głośno krzyczała moje imię. Samotna mewa zatoczyła wysoko nad moją głową krąg, a ja ponownie uśmiechnęłam się, oślepiona światłem odbijającym się w wodzie. Wspomniałam w myślach, mój sen z wczorajszej nocy, pełen marzeń. Ten sen był jak zza mgły, jednak byłam pewna, że zdołałabym znaleźć na mapie miejsce, które odwiedziłam..
Mieszkałam na wyspie. Znałam wszystkich ludzi. Wydawali się szczęśliwi, odgrywali ważną rolę w życiu całej wioski. Tańczyliśmy przed ogniskiem. Każdy wykonany przeze mnie obrót, każdy postawiony krok, prowadził mnie drogą do miejsca, które znałam, do którego zawsze mogłam przyjść, i za którym tak tęskniłam. Ocean wołał mnie wprost
w swoje fale.
Podskoczyłam ze strachu, gdy ktoś krzyknął moje imię. Szybko opuściłam balkon, ostatni raz posyłając tęskne spojrzenie pieniącej się wodzie. Zasunęłam za sobą białe drzwi w tym samym momencie, gdy te naprzeciwko mnie otworzyły się szeroko. Przylizałam potargane włosy i naciągnęłam za dużą, męską koszulkę na moje nogi. Czekałam bez oddechu na reprymendę, która nie nadchodziła. Otworzyłam jedno oko,
a potem następne.
-Długo będziemy jeszcze na ciebie czekać? – spytała moja, jak zwykle perfekcyjna, mama – Bezglutenowe śniadanie czeka na ciebie już od pięciu minut i trzydziestu dwóch sekund – kobieta podniosła na mnie swoje oczy zza okrągłych, bungurdowych oprawek
z miu miu.
– Jak ty dziecko wyglądasz? – załamała ręce.
– Od razu po posiłku przychodzi do ciebie twój guwernant. Nie zrób nam wstydu , to wykładowca z dobrej uczelni. Ubierz się w coś porządnego, co on o nas pomyśli jak cię zobaczy?!
Chciałam odpowiedzieć coś sarkastycznego, ale mama już opuściła mój pokój.
Z westchnieniem odszukałam spodnie, które wciskałam na siebie w czasie schodzenia po schodach. Z dumnie podniesioną głową, jak oczekiwała moja mama, wkroczyłam do kuchni. Usiadłam po lewej stronie mojego taty, który mruknął coś pod nosem. Gdy upuściłam widelec na talerz posłał mi jedno z swoich ostrzegawczych spojrzeń. Cicho przeprosiłam od razu zabierając się za jedzenie. Im szybciej opuszczę to pomieszczenie, tym więcej czasu spędzę na bezcelowym wpatrywaniu się w horyzont. Rodzice prowadzili luźną rozmowę o nowym senatorze, gdy zadzwonił telefon.
– Odbiorę! – krzyknęłam, mocno odsuwając się od stołu, przez co krzesło głośno zaskrzypiało.
Nie przejmując się krzywymi spojrzeniami, podbiegłam do zawieszonego aparatu. Podniosłam zabytkową słuchawkę i przyłożyłam ją z uśmiechem do policzka.
– Rezydencja państwa Wintour, w czym mogę pomóc? – ledwo powstrzymywałam śmiech.
– Proszę zacząć od poproszenia do telefonu kogoś, kto nie buja cały czas w chmurach -rozległ się kobiecy śmiech, który momentami zagłuszały krzyki.
– Siostra! – krzyknęłam podekscytowana.
– Powiem ci tylko jedną rzecz i od razu się rozłączam – zmarszczyłam brwi ze niezrozumienia.
– Powiedz rodzicom, że nie wracam na Harvard, ani na żadną inną uczelnię. Nie wiem czy w ogóle wrócę kiedyś do domu – w słuchawce rozległo się pikanie, oznajmujące koniec rozmowy.
Telefon sam wysunął się z moich palców. Chwilę podskakiwał na czerwonym kablu,
a następnie jego ruch całkowicie ustał. Czułam jak nogi same prowadzą mnie do kuchni. Odnosiłam wrażenie, jakbym przesuwała się na ruchomej taśmie. Byłam coraz bliżej mojego celu. W głowie czułam tępe pulsowanie. Stałam w progu, snując domysły, co się mogło stać.
– Siadaj, przecież będziesz tak stała – powiedziała moja mama. – Kto dzwonił?
– Ona już nie wróci – szepnęłam.
Nie mogłam już powstrzymywać emocji. Moja jedyna siostra uciekła od własnej rodziny, ode mnie! Rozpłakałam się. Czułam, jak słone łzy spływają po mojej twarzy. Jak
w oddali słyszałam krzyki rodziców i rozpoczynającą się kłótnię. Czy ona naprawdę to zrobiła?