35cffc09570f966227e1d08641a36e6cb.jpg

„[…] i tak jak wtedy popatrz mi w oczy, wytrzymaj moje spojrzenie i nazwij mnie swoim imieniem.” Fragment „Call Me By Your Name”

Krążyli wokół siebie cały dany im czas, mimo, że oboje wiedzieli to od pierwszego spotkania.
Oliver jako pracownik akademicki dostał możliwość sześciu tygodni wakacji w rodzinnym domu rodziny Perlman, aby móc dopracować tam swój maszynopis przed publikacją. Dla Elia to tylko kolejne wakacje pełne nic nie robienia. Kolejny pracownik na rzecz, którego odstępuje swój pokój, aby przenieść się kilka drzwi dalej. To jednak rok pełen niespodzianek.
Można by powiedzieć, że przesłaniem książki jest pokazanie, że odwlekanie w czasie szkodzi wszystkiemu. Gdyby Elio zyskał odwagę, a Olivera nie onieśmieliła zaistniała sytuacja, mężczyźni mieliby dużo więcej czasu razem. Patrząc jednak na sceny erotyczne, te zwodzenie się więcej dało im niż zabrało.
Mimo wielu pochlebnych opinii jakie usłyszałam na temat filmu, mi osobiście nie przypadł on do gustu. Może oczekiwałam zbyt wiele, albo nie była to górnolotna produkcja. Nie jestem zwolenniczką kupowania papierowych wersji powieści, więc kupno „Tamte dni, tamte noce” było dość spontaniczną decyzją. Czy żałuje? Mimo frustracji za każdym razem, kiedy po zbliżeniu Oliver i Elio, przestawali dla siebie istnieć, wydawało się to bardzo normalne i ludzkie. Książka nie jest chronologiczna, mamy tu wyskoki czasowe i powroty wspomnieniami. Niesamowite jest to jak z tego całego wiru czasowego Aciman potrafił stworzyć spójną całość. Moim zdaniem w filmie wiele kwestii nie jest wyjaśnionych. Książka pozwala przedstawić mnóstwo szczegółów, które idealnie wypełniają rozdziały. Wszystko jest idealnie ułożone, a o każdym szczególe dowiadujemy się w odpowiednim momencie.