Wśród ośnieżonych alpejskich domków, w małej szwajcarskiej wiosce Ebnat-Kappel, ludzie żyli spokojnie, w przeciwieństwie do niszczonych wojną innych krajów na świecie. Właśnie wtedy, w Boże Narodzenie roku 1942, podczas gdy wojska ZSRR odpierały niemiecki kontratak pod Stalingradem, świąteczny prezent rozpoczął historię, która toczy się cały czas…
Paul Weibel był właścicielem firmy Damenjupe-Fabrik, która powstała jeszcze w latach 30-tych. Na święta Bożego Narodzenia w roku 1942, roku, w którym II wojna światowa obfitowała w wiele bitew, zwycięstw i klęsk, Paul wręczył swojemu synowi Ludwigowi prezent – tory kolejowe i zabawkowy pociąg. Nie tylko Ludwig cieszył się kolejką – jego ojciec zaczął myśleć, jak to jest mieć całe miniaturowe linie, składy towarowe, pasażerskie, zwrotnice i stacje. I tak, po wielu latach, dzięki współpracy z firmami zabawkarskimi HAG z Sankt Gallen i BUCO z Diepoldsau, stworzyli makietę o wymiarach 12 na 40 metrów, będącą największym tego typu obiektem w Europie. Przeniesiono ją do hali fabrycznej firmy ThuroPlast w wiosce o nazwie Lichtensteig (nie mylić z Księstwem Lichtensteinu). Tak stoi tam do dziś.
W głównej sali większość miejsca zajmuje rekordowa makieta, lecz poza nią znajdują się tam również małe „makietki”. Kiedy uruchomimy którąś z nich guzikiem, wszystkie lampy, latarnie i światełka rozbłysną, a pociągi zaczną jeździć po torach, często na mostach, w tunelach czy koło stacji. Lecz to nie wszystko… Co około godzinę w całym pomieszczeniu gasną światła i zaczyna się pokaz. Ponad 20 składów, z oświetleniem w wagonach, rusza na swoje trasy i jeździ po nich przez prawie pół godziny, wraz z nagraniem, które opowiada o… czymś. Nie rozumiem niemieckiego, tym bardziej jego szwajcarskiej odmiany, lecz na pewno mówi o czymś ciekawym. Pokaz zrobił na mnie duże wrażenie, jednak najwięcej zabawy daje, moim skromnym zdaniem, możliwość pokierowania którąś z tych małych lokomotywek samemu. Właściciele dają nam taką możliwość dzięki panelom, na którym możemy ustawiać ponumerowane zwrotnice, a także kontrolować prędkość naszego składu. (Po wprowadzenia paneli ilość usterek miniaturowych pociągów znacznie wzrosła. Przypadek? Nie sądzę…) Warto również wspomnieć, że zarówno tory, pociągi, jak i panele są bardzo stare, więc nie znajdziemy tu nowych TGV czy innych Pendolino.
Jakby tego wszystkiego było mało, za makietą znajduje się małe muzeum zabawkowych kolejek, z fotelami ze starego pociągu SBB (Szwajcarskich Kolei Państwowych, z języka szwajcarskiego Schweizerische BundesBahnen), wieloma znanymi pociągami, a także naturalnej wielkości świecącymi światłami kolejowymi. W tym samym budynku jest również muzeum kukiełek, lalek, starych maszyn rolniczych i dawnych motocykli. Po wyczerpującym zwiedzaniu można również coś przekąsić w restauracji znajdującej się w… tak, nadal w tym samym budynku.
W wielu miejscach na świecie, także i w Polsce, znajdują się tego typu obiekty. Jednak niewiele z nich oferuje możliwość kierowania samemu pociągami. Według mnie wszelakie makiety, i kolejowe, i samochodowe, obojętnie jakie, są świetną atrakcją. Cały miniaturowy świat, który zacząć się może od jednej rzeczy. Jednego pudełka z zabawkową kolejką…
Michał Król
Komentarze ( )