W ubiegły piątek razem z tatą wybraliśmy się na film „Strażnicy Galaktyki vol.2”. Nie mogłem już się doczekać chwili, gdy poznam dalsze przygody moich ukochanych bohaterów ze Star-Lordem na czele. Bardzo podobała mi się pierwsza część, którą uważam za najlepszą adaptację komiksu Marvela oraz najlepszy film fantastyczny, jaki dotąd widziałem. Zapraszam do recenzji.
Nie mogę napisać zbyt wiele o fabule, by nie popsuć nikomu zabawy. Napiszę więc tylko to, że „strażnicy galaktyki” ratują wszechświat przed zagładą, a Peter Quill poznaje swojego ojca i dowiaduje się kim jest.
Film jest wręcz bajecznie kolorowy i momentami przypomina film muzyczny. Światy przedstawione w nim robią oszałamiające wrażenie. Walki statków w kosmosie są niesamowite. W ogóle w porównaniu do pierwszej części, ta jest jeszcze bardziej kolorowa, wybuchowa i fantastyczna.
Bardzo ważnym elementem filmu jest muzyka z lat 80-tych. Zresztą fabuła całkowicie odnosi się do tego okresu, zarówno jeśli chodzi o główną akcję jak i wątki poboczne. Bardzo przydał się więc tato, który tłumaczył mi ukryte znaczenie scen czy pojawiających się na ekranie postaci. Po jego reakcjach w czasie seansu wydaje mi się nawet, że to był film bardziej dla niego niż dla mnie.
A kto zrobił największe wrażenie? Odpowiedź jest prosta. Mały Groot oczywiście. Uroczy, słodki, bardzo dziecięcy jednakże potrafiący już pokazać swoją ukrytą moc i siłę.
Bardzo podobał mi się film. Mimo umieszczenia akcji gdzieś w kosmosie opowiadał o prawdziwej przyjaźni i lojalności, gdzie każdy z bohaterów gotowy był oddać własne życie by ratować przyjaciela. Gorąco więc polecam „Strażników galaktyki vol.2” i to koniecznie w towarzystwie rodziców, bo to film … familijny.
Komentarze ( )