Najsympatyczniejszy kraj w Europie
Wakacje rozpoczęły się dla mnie ciekawą podróżą. Razem z tatą wybraliśmy się autokarem do stolicy Chorwacji – Zagrzebia. Chociaż odległość do pokonania wydaje się spora, bo to ponad 750 kilometrów, to jazda przez Czechy, Austrię i Słowenię przebiegła na tyle szybko i spokojnie, że dotarliśmy w dobrych nastrojach.
Jak okazało się w trasie z powodu tego, że Chorwacja nie jest w strefie Schengen konieczna będzie kontrola dokumentów na granicy że Słowenią. Dla mnie było to bardzo nietypowe i ciekawe przeżycie. Jest wczesny poranek (świt), a tu trzeba wyjść z autokaru, podejść do oczekującego słoweńskiego celnika, okazać dokument, wsiąść z powrotem do autokaru, przejechać kawałek po to, żeby znów wysiąść i to samo powtórzyć w obecności Chorwata.
Zagrzeb jak na stolicę kraju nie przypomina metropolii jak np. Warszawa. Jest to urocze, nieprzytłaczające miasto, przypominające Kraków. W mieście nie ma tłoku, transport jest sprawny i dobrze oznaczony. Moje pierwsze wrażenie to jakbym był na popołudniowym wypadzie do sąsiedniego miasta.
Język także znajomy, ze słuchu podobny do czeskiego. Tata obiecał, że spróbuje porozumiewać się tam tylko w ich języku i udało się. Przed wyjazdem podszkolił się z podstawowych zwrotów w języku chorwackim. Nie wiem jak tego dokonał ale bardzo mnie to zdziwiło.
Mając jak zwykle wypisane wszystkie punkty, które chcieliśmy zobaczyć, ruszyliśmy od rana na zwiedzanie miasta.
Zagrzeb należał kiedyś do Austro – Węgier, więc jego architektura trochę przypomina Kraków. Jest więc przebogate w zabytki centrum miasta, jednak w miarę oddalania się od niego zabudowa historyczna się zmniejsza.
Wcale nie oznacza to, że poza centrum nie można zobaczyć nic ciekawego. Stadiony miejscowych klubów, parki, zoo, tania baza noclegowa znajdują się w pewnej odległości od serca stolicy. Korzystając z biletów dobowych zjeździliśmy cały Zagrzeb.
Na zdjęciach poniżej widać jak wiele to miasto oferuje turystom.
Przesympatyczni Chorwaci są gotowi zawsze pomóc w potrzebie, a do tego liczne piekarnie i cukiernie oferujące przepyszne wyroby na każdym rogu ulicy.
Można usiąść na wzgórzu w samym centrum miasta i spożywając słodką przekąskę, usłyszeć w samo południe wystrzał armatni. Wiąże się on z legendą nieco zbliżoną do krakowskiej opowieści o hejnaliście i ostrzeganiu miasta przed zagrożeniem.
Po takiej ilości wrażeń i widoków żal było opuszczać miasto. Na do widzenia można powiedzieć “hvala”, bo to i pochwała i zwykłe dziękuję.
Komentarze ( )