9 października w ramach aż dwóch festiwali: ISCM World Music Days 2014 oraz IV Festiwalu Opery Współczesnej mieliśmy okazję obejrzeć i posłuchać, w Operze Wrocławskiej, „Pułapki” Zygmunta Krauzego, opery napisanej na podstawie dramatu Tadeusza Różewicza wykonanej po raz pierwszy w grudniu 2011 r. w tym samym teatrze.
Zygmunt Krauze, polski kompozytor i pianista, urodził się w 1938 roku w Warszawie, studiował w Warszawie i w Paryżu, jest autorem pięciu oper oraz wielu koncertów, utworów symfonicznych i kameralnych. Tworzy także muzykę unistyczną i przestrzenną. „Dla mnie Pułapka jest fantastycznym studium artysty i człowieka, który jest uwikłany w swoje pułapki”, „Podjąłem się skomponowania opery według sztuki Różewicza, bo jest to coś, co porusza i mnie, i myślę, że porusza również widzów” – mówi o swojej ostatniej operze.
Pułapka Krauzego zagościła już na stałe w repertuarze Opery Wrocławskiej. Wyreżyserowała ją i scenografię zaprojektowała Ewelina Pietrowiak, autorem kostiumów jest Małgorzata Słoniowska, chór przygotowała Anna Grabowska-Borys, światło wyreżyserował Łukasz Różewicz, dyryguje i sprawuje kierownictwo muzyczne Tomasz Szreder. Wystąpili: Mariusz Godlewski (gościnnie), jako Franz, Wiktor Gorelikow w roli Ojca, jako Matka- Barbara Bagińska, Max- Jacek Jaskuła, Felicja- Joanna Moskowicz, Greta- Katarzyna Haras, oraz Aleksandra Kubas-Kruk, Dorota Dutkowska, Rafał Majzner, Joanna Marszałek, Barbara Mach, Michał Kowalik, Wojciech Stasik, Bolesław Słowiński, Urszula Czupiryńska i Marek Łukowski, który wystąpił, jako Franz dziecko i Duszyczka Franza.
Opera ta złożona jest z piętnastu obrazów, ułożonych chronologicznie, przedstawiających wybrane, przez autora oryginalnego dramatu, momenty z życia wybitnego pisarza, Żyda – Franza Kafki. W utworze przedstawione zostały relacje rodzinne Kafki, szczególnie wyeksponowany zostało jego konflikt z ojcem, a także stosunek Franza do przyjaciół i kobiet oraz niemieckie represje antyżydowskie, które pozostawiły swoje ewidentne piętno na rodzinie głównego bohatera.
Ocenę spektaklu rozpocznę od scenografii, była ona bowiem dość ascetyczna. Ciekawą koncepcją w jej realizacji było wykorzystanie różnych elementów (np. białych ścian i kolumn, krat czy dodatkowego poziomu sceny), które w trakcie przedstawienia ukazywane były w rozmaitych konfiguracjach. Co się tyczy libretta, to sądzę, iż niektóre fragmenty były zbyt skrócone, przez co w kilku momentach akcja stawała się niezrozumiała. Przechodząc dalej, moim zdaniem pierwszy obraz, zaśpiewany i zagrany był zdecydowanie nienaturalnie, a w dodatku Józia (Dorota Dutkowska) śpiewała za cicho. Następnie pojawił się fragment, w którym zdecydowanie ujawniał się sposób rozumienia tekstu á rebous, czyli na odwrót, o którym mówił kompozytor na swoim spotkaniu autorskim przed spektaklem. Jednym z kolejnych obrazów były zaręczyny, uważam je za zdecydowanie udaną część opery. Po pierwsze z powodu naprawdę ciekawego i porywającego tanga powtarzającego się wielokrotnie w tym obrazie. Ponadto zawarta tu była także niezwykle urokliwa scena rozmowy Franza z Gretą, zarówno po względem wokalnym, muzycznym i aktorskim. Tu chciałbym także dodać, że niektóre obrazy były, moim zdaniem, za krótkie i zbyt płynnie po sobie następowały, a inne zaś zbyt długie i nużące, a śpiew w nich nazbyt gęsto porozdzielany pauzami.
Tego wieczoru niezmiernie podobało mi się to, że w trakcie utworu nie było oklasków, które często mnie irytują, ponieważ lubię oglądać opery na sposób ciągły, tzn. bez niepotrzebnych reakcji publiczności na podobające się fragmenty, które zwykle powodują chwilę przerwy w trakcie przedstawienia, at u pojawiły się dopiero po zakończeniu przedstawienia. Na dodatek zdziwiła mnie obecność znaczących monologów i Duszyczki Franza, których według wypowiedzi kompozytora, którą usłyszałem podczas wspomnianego wcześniej spotkania, miało nie być.
Tak więc „Różewicz złapany w pułapkę à la Krauze” jest daniem nieco mdłym, ale lekkostrawnym, stanowiącym idealne zróżnicowanie dla osób na „klasyczno-romantycznej diecie”.
JAN ZAŁĘCKI – 3 l