Właśnie pod nim Bolesław l Chrobry miał się spotkać z księciem słowiańskim
Pewnej niedzieli moja mama wyciągnęła mnie na wpół przytomną o godzinie 11.00 z łóżka, kazała się umyć i szybko ubierać, po czym wpakowała mi koszyk z kanapkami w garść. Po chwili wylądowałam w samochodzie między dwoma wrzeszczącymi potworami: Piotrkiem i Zosią, a ojciec włączył w radiu chór Aleksandrowa i ruszyliśmy. Nie do końca wiedziałam, gdzie… ale ruszyliśmy. Po około 30 minutach jazdy – skołowana i otumaniona – zostałam wypchnięta na wybrukowany plac, na którego końcu znajdowała się kępa drzew, a za nią pałacyk. Był to Czerników.