Częstochowa_klasztor_Jasna_Góra2162.jpg

Dnia 26.05.2017 ja, moja mama i jej koleżanka wraz z córką wyruszyłyśmy na wycieczkę służby zdrowia na Jasną Górę. Cieszyłam się , ponieważ miałam towarzystwo w swoim wieku. Była ze mną koleżanka o imieniu Ala z niewielkiej miejscowości za Ostrowią.

Wyjazd był o 5:30, ale oczywiście z wrażenia nie mogłam zasnąć, więc byłam zmęczona. Droga ciągnęła się w nieskończoność. Mieliśmy co prawda jeden przystanek na śniadanie, ale postanowiłam, że nie będę nic jadła w niesprawdzonych miejscach przez pierwsze dwa dni, ponieważ dwa lata temu z Częstochowy przywiozłam ze sobą rota-wirusa. Jadłam tylko swoje kanapki i obiady przygotowywane przez zakonnice.

Po krótkiej przerwie znowu wsiedliśmy do autobusu. Siedziałyśmy przy stoliku, więc nogi drętwiały nam strasznie.

Kiedy wyszłyśmy z autobusu, musiałyśmy pójść tam, gdzie miałyśmy nocować. Trochę się rozczarowałam, bo dowiedziałam się, że tylko nieliczne osoby, w tym my nocujemy w małym klasztorze u zakonnic. Były to bezhabitowe siostry westiarki, które zajmowały się głównie szyciem i ozdabianiem. Cała reszta nocowała w Domu Pielgrzyma, w którym było tak pięknie.

Na godzinę 10;00 było rozpoczęcie rekolekcji, ale niestety zajechaliśmy na miejsce dopiero o 11;00, więc weszłyśmy na górę, aby się rozpakować, odpocząć i zjeść. Naszym ulubionym jedzeniem wtedy z Alą były zupki chińskie. Jadłyśmy je ze dwa razy dziennie, chociaż doskonale wiemy, że są niezdrowe.

Potem na 11;45 poszłyśmy na mszę świętą, która odbywała się, zresztą jak każde spotkanie w sali kongresowej. Panuje tam super atmosfera i takie msze są zawsze bardzo ciekawe.

Później musiałyśmy iść na obiad do zakonnic. Alę zatrzymała jedna i zaczęła ją wypytywać o różne rzeczy. Następnego dnia Ala nie chciała z nami przyjść na ten obiad.

Na godzinę 15;30 każdy szedł na konferencję. Było to spotkanie, gdzie ksiądz opowiadał o różnych problemach współczesnego świata. Myślałam, że to dla dorosłych, i dlatego nie poszłam. Ala tam była i powiedziała, że było bardzo ciekawe, więc pomyślałam, że pójdę na następną konferencję.

O 17;30 była konferencja nr3. Poszłam na nią. Ksiądz omawiał 3 przykazania Boże. Dużo się wtedy nauczyłam. Jak ksiądz odszedł od mikrofonu, wszyscy patrzyliśmy po sobie, że to już koniec. Trwało to bardzo krótko. Przynajmniej tak się wydawało, bo spotkanie nas zaciekawiło.

Następnie o 21;00 odbył się Apel Jasnogórski. Próbowaliśmy zobaczyć chociaż kawałek obrazu, ale nic nie było widać. Szczęściarzem był ten, kto wszedł chociaż kawałek do przedsionka kaplicy. Był bardzo duży tłok.

Wróciłyśmy i położyłyśmy się spać, aby następnego dnia być bardziej wypoczętym.

27 maja-sobota

Wstaliśmy o 8;00, aby pójść na mszę świętą na 9;00. Na mszy okropnie bolał mnie brzuch i myślałam, że już nie wytrzymam. Zginałam się z bólu, ale po czasie przeszło.

O 15;00 była kolejna konferencja. Przed nią mieliśmy dużo czasu wolnego. Poszłyśmy na tasy, żeby pokupować pamiątki, następnie do źródełka świętej Barbary po wodę. Ala zawsze wypija kilka butelek tej wody. Nie wiem jak ona to robi, bo ona mi okropnie nie smakuje. Czuję jakbym piła jakąś brudną wodę z rzeki, zmusiłam się i wypiłam łyka.

Poszłyśmy do pokoju. Ogólnie bardzo dużo czasu wolnego tam spędzałyśmy. Wzięła nas głupawka. Śmieliśmy się jeden przez drugiego. Ja leżałam i opowiadałam jakieś wątki ze szkoły i strasznie się śmiałyśmy. Potem nawet wzięła mnie chrypa. Moja mama chyba śmiała się najgłośniej, a śmiech mojej koleżanki błyskawicznie powodował śmiech innej osoby. Jej śmiech jest bardzo zaraźliwy. Wydawało mi się wtedy, że z nich wszystkich byłam najbardziej odpowiedzialna…

Potem wyszłyśmy na spacer. Odbyłyśmy z Alą rozmowę w celu lepszego poznania się. Ala zwierzyła mi się z jej problemu. Ja postanowiłam go rozwiązać.

O 21;00 byłyśmy na Apelu, a o 21;30 poszłyśmy na Drogę Krzyżową na Wałach ze świecami, które wcześniej kupiłyśmy na tasach. Ala była smutna.

Zaszłyśmy pod klasztor. Nieraz miałyśmy problem z wejściem do niego, ponieważ zamknięta na klucz była furtka, drzwi i jeszcze jedne drzwi. Była godzina 22;30. My weszłyśmy przez furtkę, którą jakimś cudem otworzyłyśmy. Otworzyłyśmy też pierwsze drzwi do tzw. przedsionka, w którym było bardzo ciasno. Mama Ali włożyła do tych drugich drzwi klucz, który na pierwszy rzut oka pasował. Kręciła nim i nic. Ala zaczęła troszkę panikować, nie powiem, ja też się przestraszyłam. Zimną krew zachowała tylko moja mama, która nas wszystkie pocieszała. Ja potem zaczęłam się śmiać, że będę miała o czym pisać na YoungFace. Mimo to, że była już cisza nocna moja mama zadzwoniła domofonem. Nie zamykałyśmy również drzwi wejściowych, żebyśmy się nie zatrzasnęły, bo to byłby już koniec, ponieważ mam klaustrofobię. Wkurzyłam się i zaczęłam dzwonić dzwonkiem. Nagle usłyszałyśmy, że ktoś się porusza. Mama zaczęła walić w drzwi, żeby wreszcie wpuścili nas do tego klasztoru. I otwiera nam jakaś staruszka. Trochę przestraszona. Ulżyło jej, jak nas zobaczyła. Odbyła się rozmowa. Zaczęła mówić, że jest taka schorowana, i że wybudziłyśmy ją ze snu. Potem nawet się zdenerwowała i zaczęła gadać, że o takich rzeczach najpierw się mówi, ale wcześniej inna siostra powiedziała, że nie trzeba informować, bo mamy klucze. Lecz staruszka skomentowała, że niedawno zamki były wymieniane i pewnie nie dostałyśmy nowego klucza. Kiedy weszłyśmy na górę, mama Ali wysłała smsa do koleżanki, że mogą ich nie wpuścić do klasztoru. Usłyszałam dźwięk. Przecież to telefon… Usłyszałam go w tym samym czasie, kiedy pani wysłała wiadomość. Mówiły, że to zbieg okoliczności, więc pani Ania zadzwoniła na ten numer. Telefon dzwonił. Pojawiała się myśl… Czy ktoś tu jest?! Czy to jakieś żarty? Nie wie tego nikt…

28 maja-niedziela

Wstaliśmy około 5;00, aby pójść na odsłonięcie obrazu. Ja wszystko widziałam, bo mama mnie podniosła, ale Ala niestety nie. Wróciłyśmy i jeszcze się położyłyśmy.

Poszłyśmy do skarbca. Następnie na 11;00 na uroczystą mszę świętą. Wracając, kupiliśmy lody włoskie.

Wsiadłyśmy do autobusu, żeby wrócić do domu. Niestety nie chciał odpalić. Po prostu się zepsuł! Pan ze dwa razy wychodził, bo nie wiedział o co może chodzić. Wreszcie ruszyliśmy. Udało się!

Po drodze pisałyśmy wiersz o miejscu zamieszkania Ali, ponieważ nie miała na to czasu i się tym martwiła. Kiedy zatrzymałyśmy się wreszcie na przystanek ,wszyscy szybko pobiegli, aby zająć sobie kolejkę. My zaś usiadłyśmy, zajmując stolik. Kolejka była ogromna, ponieważ zatrzymywały się tam pielgrzymki ze wszystkich miast. Nie nudziłyśmy się ani przez chwilę, ponieważ Ala uczyła mnie liter alfabetu migowego. Potem migałyśmy sobie już krótkie zdania.

Zajechałyśmy już do Ostrowi. Rozstałyśmy się niezbyt chętnie. My zamiast się sobą znudzić, jeszcze bardziej się zbliżyłyśmy. Nigdy nie zapomnę tej wspaniałej wycieczki. Było naprawdę fajnie!

Magdalena Waś kl. VIb, Szkoła Podstawowa nr2 im. Fryderyka Chopina w Małkini Górnej