„Magiczna podróż Kasi i Weroniki”

Był ciepły, słoneczny, piękny dzień. Razem z moją przyjaciółką Weroniką poszłyśmy w nasze ulubione miejsce nad rzeczkę. Postanowiłyśmy trochę odpocząć i usiadłyśmy sobie nad brzegiem. Nagle, po naszej prawej stronie odsunęły się dwa olbrzymie kamienie i naszym oczom ukazały się wąskie, zakręcone niczym ślimak schody. Powoli wstałyśmy i nie zastanawiając się nad niczym zeszłyśmy w dół. Przed nami ukazało się niesamowite, cudowne miejsce. Nie mogłyśmy uwierzyć własnym oczom.

Piękne, kryształowe wiszące drobinki soli błyskotliwie się świeciły wokół ściany. Takie miejsca zawsze mnie interesowały.  Wpatrywałam się rozmarzonym wzrokiem w cudownie błyszczące się niby gwiazdy.  Zobaczyłyśmy wyrzeźbiony napis “KOPALNIA SOLI”. Nie mogłyśmy uwierzyć, że to prawda Nagle otoczyła nas ciemność, lecz co to, co się dzieje??? Dookoła nas pojawiły się święcące punkty. Ogromne i drobniuteńkie kule zdawały się być w zasięgu ręki. Byłyśmy zdumione. Zadawałam sobie pytanie- “Co ja tutaj robię?”. Lecz to, co działo się dookoła przyćmiło moje pytania i niedowierzanie. Wokół rozbrzmiewała piękna i delikatna muzyka, a światła mieniły się wszystkimi barwami.

Nagle zza wielkich, ciężkich niczym skała drzwi wyszedł pan przewodnik, który zaproponował nam, że opowie nam o najciekawszych miejscach tej kopalni. Zeszłyśmy po kilkuset stopniach około 150 metrów pod ziemię. We wszystkich pomieszczeniach panowała stała temperatura około 15 stopni. Potem krętymi korytarzami szłyśmy w stronę najbardziej atrakcyjnych komór. Przewodnik pokazywał nam salę, w której za pomocą makiet i kukieł odtworzono proces wydobywania cennej solnej skały. Zobaczyłyśmy jak robotnicy na konopnych linach, z pochodniami w rękach zjeżdżali w czeluść szybów. Praca ta wymagała wiele odwagi, zręczności i siły. W dawnej kopalni pracowały również konie, które na specjalnych drewnianych płozach ciągnęły ogromne skały solne.  Ściany pomieszczeń pokryte były bryłami soli. Miała ona różne kolory i kształty. Od szarych, przypominających skały zwalisk, poprzez przejrzyste kryształy, aż do białych nawisów. Obejrzałyśmy także liczne rzeźby wykonane z soli. W jednej z sal została wyrzeźbiona scena z legendy, według której królewna węgierska Kinga wrzuciła swój pierścień zaręczynowy do sztolni na Węgrzech. A potem kazała w Wieliczce kopać głęboki dół, w którym robotnik znalazł bryłę minerału z zatopionym w niej pierścieniem.

Dowiedziałyśmy się, jak cennym surowcem była sól w dawnych wiekach. Ze sprzedaży solnych brył i gotowego produktu król i państwo polskie odnosiło ogromne zyski. Zrozumiałyśmy, że ten niepozorny surowiec był dla Polski większym skarbem niż złoto i drogie kamienie.

Wspaniałym przeżyciem była przejażdżka tratwą po podziemnym jeziorze. Jest ono tak przesycone rozpuszczoną solą, że nawet nie można byłoby się w nim utopić. Zamontowane dyskretnie reflektory rzucają refleksy na cicho pluskające fale. Wtedy na ścianach komory rozpoczyna się cudowny taniec blasków i cieni. Tajemnicza atmosfera tego miejsca pozostawia niezatarte wrażenie. Obejrzałyśmy także podziemną salę koncertową i balową. W podziemnych komorach widziałyśmy wiele rzeźb przedstawiających krasnale, dobre duszki kopalni, które w niewidzialny sposób pomagały robotnikom w ich pracy. Tak przynajmniej zapewniali starzy górnicy. Widziałyśmy stalaktyty zwisające z solnego sufitu, a także kalafiory. Przewodnik opowiedział nam też o rodzinie, która nie posłuchała przewodnika i zgubiła się w kopalni. Odnaleziono ich po kilku latach zamienionych w posągi. Trochę nas tym przestraszył, ale cieszyłyśmy się, że poznałyśmy tak piękne miejsce.. Czułyśmy się tak podekscytowane, że nasze policzki zdawały się rumienić od nadmiaru wrażeń. Wszędzie było czysto, przyjemnie i błyskotliwie. Ściany i żyrandole miały niespotykane, przyciągające wzrok barwy. Zatrzymałyśmy się dłużej przy jednej z rzeźb, chciałyśmy o nią zapytać pana przewodnika, jednak okazało się, że jesteśmy same. Przestraszone zaczęłyśmy go wołać i iść korytarzem, który wydawało nam się prowadzi do wyjścia. No nie- pomyślałyśmy- za jakiś czas przejdzie tędy wycieczka i zapyta przewodnika o posągi dwóch dziewczynek stojące w korytarzu. W co my się wpakowałyśmy?!!

Byłyśmy zrozpaczone, aż tu w pewnym momencie pojawiła się przed nami niesamowita postać. Kiedy pierwszy raz zobaczyłyśmy krasnoluda, razem z Weroniką spojrzałyśmy na siebie i odwracając głowy zaśmiałyśmy się – był tak dziwacznie zbudowany. Jednak wzbudzał też nasz strach. Był on przeogromnym i jak dla nas troszkę dziwnym stworkiem. Miał uszy niczym “palmy”. Podobne były do dużych i dojrzałych liści drzew. Miał duże stopy. Oczy były jak dojrzałe ziemniaki, a włosy były tak długie, że o mały włos niechcący nadepnęłabym na nie. Ręce przypominały łapy goryla. Jedyne, co zdziwiło nas to były jego paznokcie. Maleńkie jak u niemowlaka i na dodatek całe były z soli. Głęboko wbite w palec, wyglądały jak lodowo – solne perełki. Lśniły jak kryształy. Byłyśmy z początku nim przerażone, ponieważ był tak wielki, że myślałyśmy iż nas zje, zamknie w jakiejś ciemnej piwnicy, albo wrzuci do lochu, gdzie byśmy już zawsze musiały zostać. Uspokoiłyśmy się, gdy po raz pierwszy odezwał się do nas. Jego głos był przemiły, życzliwy, a w jego duszy było widać i słychać “dobro”. Widział w naszych oczach strach, więc upewnił nas, że nie jest złą istotą, że pomaga ludziom i chętnie nas pozna. Przekonałyśmy się, że nie można nikogo sądzić po pozorach – najważniejsze jaką ktoś ma duszę.

Obie z Weroniką przedstawiłyśmy się Solinkowi, bo tak brzmiało jego imię. Gdy już oswoiliśmy się ze swoim towarzystwem, Solinek zaproponował nam, pytając najpierw nas o zgodę, czy chciałybyśmy, aby oprowadził nas po tym jakże magicznym, czystym, przejrzystym i lśniącym czystością miejscu. Miejscu, do którego nie zaprowadziłby nas kopalniany przewodnik- z nim miałyśmy szansę poznać jedynie „ludzką” część kopalni. Teraz przed nami otwierały się wrota magicznej części.  Nie zastanawiając się długo, zgodziłyśmy się z uśmiechem na twarzy.Gdy szłyśmy jednym z korytarzy, nie mogłyśmy uwierzyć własnym oczom.   Z początku ten korytarz był prosty, nie miał zakrętów, ani drzwi. Jednak idąc powolnym i drobnym krokiem, zza ścian można było usłyszeć głosy, tak jakby jacyś ludzie odprawiali urodziny, imieniny, a nawet uroczystość weselną. Było słychać rock&roll’ową muzykę, ściany stawały się coraz bardziej przezroczyste. Widać przez nie było liczne komnaty i labirynty korytarzy. Co krok, to wydawało się bliżej i tak też było. Wystarczyło dotknąć ściany i przenikało się do innej komnaty. W jednej z wielu sal tańczyli ludzie i wiele innych dziwnych dla nas istot, bawili się, opowiadali kawały, jednak to nie było wszystko. Sala była przeogromna, wystrojona różnorodnymi ozdobami, balonami. Kelnerzy ubrani byli w świecące stroje, które miały to do tego, że gdy zgasły światła, wszyscy widzieli się wzajemnie. Panowała tam niesamowita atmosfera. Nie widziałyśmy ani jednego człowieka, który by się nie uśmiechał. To był przepiękny widok, ponieważ na świecie ludzie się smucą, a tam panowała radość, spokój i wzajemny szacunek. Gdy jeden z miliona ludzi zauważył, że stoimy w drzwiach i się przyglądamy, podszedł do nas i zaprosił do środka. Wszyscy czuliśmy się jak jedna, wielka rodzina. Na co dzień jestem nieśmiałą dziewczynką, lecz wtedy było tak pięknie, iż bez jakiegoś dłuższego zastanowienia weszłyśmy do środka i przy tej jakże pięknej i wesołej muzyce zaczęłyśmy tańczyć z będącymi tam ludźmi i istotami. Po chwili, gdy już wczułyśmy się w rytm weselny, poczułam jak ktoś łapie mnie i Weronikę za rękę. Okazało się, że była to żona Solinka. Na imię miała “Wieliczka”. Była niczym moja babcia – ciepła, pogodna i uśmiechnięta. Miałyśmy okazję poznać również dzieci tych istot. Nazywali się: Magiczek i Perełka. Tak bardzo zaprzyjaźniliśmy się razem, że zaczęliśmy bawić się w chowanego, a następnie w zielonego. Bawiliśmy się wspaniale. To były tylko zwykłe gry, lecz w takim miejscu i towarzystwie stały się wręcz wyjątkowe. Kiedy troszkę się zmęczyliśmy, bardzo zgłodnieliśmy, więc poszliśmy usiąść do stołu. Mogłyśmy jeść i pić ile i co tylko chcemy. Przeróżne mięska, sałatki i smakołyki odpowiadały naszemu podniebieniu. I mimo, że wszyscy się częstowali jedzenia wcale nie ubywało.

Po niedługim czasie Solinek zaproponował pójście dalej. Razem z Weroniką pomyślałyśmy, że to bardzo dobry pomysł. W drugim korytarzu, po prawej stronie stały wagony, co najciekawsze były one z soli. Nie dowierzałyśmy i musiałyśmy to sprawdzić- każda z nas polizała wagonik, aby to potwierdzić. Do jednego z wagonów usiadł Solinek. Za nim usiadła Wieliczka, Magiczek i Perełka. W rzeczywistości bardzo boję się szybkości i karuzel. Lecz to było całkowicie, co innego. Nie mogłyśmy doczekać się momentu, aż usiądziemy w jednym z wagonów. Usiadłyśmy sobie na pierwszych siedzeniach, gdyż prosił nas o to Solinek z Wieliczką. Jechałyśmy w podróż różnymi tunelami.  To, co widziałyśmy dalej było jak niesamowity sen. Mijałyśmy solne łąki i lasy, góry i doliny, przecudnej urody stawy i jeziorka. Wszędzie panowała magiczna atmosfera. Nie wiem, czy spowodowana świecącym się tam światłem odbijającym się wszystkimi kolorami w kryształach, czy przecudnym zapachem unoszącym się w powietrzu… obojętnie, co to było, ale powodowało, że nasze serca stawały się czyste i dobre i chyba żadna z żyjących tu istot nie wiedziała, co to jest zło.

Jadąc jednym z tunelów mijaliśmy przeróżne zwierzątka, kwiaty i ozdoby. Wszystko było z soli. Zapytałam Solinka, czy można któreś z tych rzeczy kupić sobie na pamiątkę. W ten dzień akurat dostałam kieszonkowe od moich rodziców i chciałam te pieniążki wydać na coś pożytecznego.  Odpowiedział mi, iż jak najbardziej mogę sobie wybrać, co tylko chcę, ale oni nic za to nie chcą, bo w ich krainie nikomu nie zależy na pieniądzach tylko na uszczęśliwianiu innych. Wybrałam więc sobie żyrafkę i tygryska z soli, a moja koleżanka Weronika żółwia i papużkę.Na koniec w jednym z korytarzy widziałyśmy fotografa. Zastanawiałam się, po co tam jest i co tu robi. Zapytałam Solinka i odpowiedział mi, że ten pan jest tu po to, aby na sam koniec podróży po “magicznej kopalni soli” zrobić nam pamiątkowe zdjęcie. Ale będzie to zaczarowana fotografia- zawsze, kiedy będzie nam smutno i źle mamy spojrzeć na ten portret, a wtedy nasze serca przepełnią się radością. Nie zastanawiając się w ogóle, poszłyśmy zrobić sobie “fotkę”. Będę miała na zawsze pamiątkę mojej przygody z solinkową rodzinką, no i może rzeczywiście ma taką magiczną moc???

Niestety nasi nowi przyjaciele musieli już wracać do swoich zajęć. Pożegnałyśmy się i zaprosiłyśmy ich do naszego świata. Okazało się jednak, że to jest niemożliwe, gdyż u nas nie przetrwali by nawet dnia, bo tak jak my oddychamy powietrzem, tak oni oddychają dobrocią unoszącą się w powietrzu. Zrobiło nam się bardzo smutno i przykro, że nasz świat nie jest tak piękny jak ten magiczny. No, ale niestety czas już było wracać do swojego świata. Gdy żegnałyśmy się z Solinkiem i jego rodziną, czułam ogromny żal i ból. Z jednej strony nie chciałam się z nimi rozstawać, z drugiej strony wiedziałam, że w domu czekają na mnie moi najbliżsi. Po rozstaniu postanowiłyśmy jednak jeszcze trochę pospacerować. Idąc, zauważyłyśmy restaurację, w której podawali duże lody w kształcie bryły soli. Podeszłyśmy do lady zamówiłyśmy sobie wielkie porcje, bo lody wyglądały naprawdę pysznie. Chciałyśmy zapłacić jednak stojąca tam pani powiedziała nam, że te lody są za darmo. Powiedziała także, że dla nich nieważne są pieniądze, czy sława. Dla nich liczy się pomoc, wzajemne szczęście, życzliwość i miłość.Po tych słowach pojawiły nam się łzy w oczach. Pomyślałam sobie:, „jakie to było piękne… Zero cierpienia, zero smutku – jak w bajce, gdyby u nas tak mogło być…”

Przeżyłyśmy razem z Weronika przecudną przygodę. Wydawało mi się, że minęła dopiero godzina, lecz niestety minął już prawie cały dzień. Trzeba było wracać Mamy nadzieję, że znowu kiedyś się spotkamy- nie wiem czy w ich świecie, czy może kiedyś nasz stanie się na tyle dobry, że istoty z magicznego świata zobaczą też cuda naszej przyrody. Przynajmniej my będziemy się o to starać!

Odwróciłyśmy się, bo jeszcze raz chciałyśmy pomachać naszym nowym znajomym, ale ku naszemu zdziwieniu za nami płynęła rzeka, świeciło słońce, a my znowu siedziałyśmy na zielonej trawie. Tylko zdjęcia przypominały nam, że to wydarzyło się naprawdę.

Kiedyś, chyba pod koniec drugiej klasy obydwie z Weroniką opowiadałyśmy sobie o naszych marzeniach. Okazało się, że mamy wiele wspólnego. Każda z nas napisała na karteczce swoje marzenie, następnie wymieniłyśmy się bloczkami. Weroniki marzeniem było znalezienie się w bajce, a moim skromnym marzeniem, było spotkać istotę z fantazji bajek. Jak widać marzenia się spełniają, bo gdy się czegoś bardzo chce, prędzej, czy później stanie się to teraźniejszością i rzeczywistością.

Opowiadanie Weroniki Tkacz i Katarzyny Gmyrek uczestniczy w konkursie YoungFace.TV i Kopalni Soli “Wieliczka”. Więcej informacji o konkursie można znaleźć na stronie youngface.tv/konkurswieliczka/.

Zwycięzca konkursu otrzyma bilety na zwiedzanie Trasy Górniczej dla siebie oraz całej swojej klasy do wykorzystania w roku szkolnym 2014/2015. Autorów dwóch kolejnych historii uhonorujemy solnymi upominkami.
Więcej informacji o Trasie Górniczej znajdziecie na stronach Kopalni Soli “Wieliczka”: www.kopalnia.pl/zwiedzanie/trasa–gornicza.

Komentarze ()