Bohater Wieliczki

Włodzimierz Stefański był wieloletnim pracownikiem Kopalni Soli w Wieliczce na stanowisku ochroniarza obiektu. Zawsze powtarzał, że lubi swoją pracę, gdyż jest dość monotonna i mało przewidywalna.

Z racji, że był człowiekiem bardzo leniwym i prawie wcale spontanicznym, stróżowanie było idealnym zajęciem dla niego. Do tego znał wielu ludzi stamtąd. Szczególnie przyjaźnił się jednym z przewodników – Józefem Stachurskim, który był kompletnym przeciwieństwem ochroniarza. Kochał podróże, sporty ekstremalne oraz pisał wiersze. Nie lubił, a wręcz nienawidził się nudzić. Wszyscy byli zdziwieni, że tak różniący się od siebie ludzie mogą się przyjaźnić. Józef zawsze mówił na Włodka leser. On nigdy się za to nie obrażał, bo zwyczajnie przyzwyczaił się i dobrze wiedział, że jedynie wygodna kanapa jest mu do szczęścia potrzebna.

Dziś Włodzimierz miał nocną zmianę. Poszedł do swojej kanciapy, przebrał się w strój ochroniarza i czekał, aż przyjdzie do niego jeden z przewodników poinformować o zakończeniu zwiedzania na dzisiejszy dzień. Aby się nie nudzić włączył stary telewizor i zaczął oglądać seriale kryminalne. Po kilkunastu minutach usłyszał pukanie do drzwi. Spojrzał na ekran monitora, który był podłączony do monitoringu. Ujrzał na nim Józefa stojącego przed drzwiami jego stróżówki. Ucieszony wstał i poszedł odtworzyć drzwi.

– Cześć, Józef. Już koniec zwiedzania na dziś?
– Witaj, Leser! – powiedział wesoło Józef. – Tak, tak, koniec. Ostatnia grupa wyszła. Jeszcze panie sprzątają, a i Witold ochrania tyłu budynku wraz z Bogdanem.
– A z kim ja dziś mam pracować? – zapytał, ziewając.
– No, jest problem, stary. – zaczął się drapać po czole Józef – Kierownik mówiła,
że Heńkowi dziecko się urodziło i poszedł na tacierzyński, Waldek w szpitalu, a Sylwek
siedzi w Norwegii u córki. Sam rozumiesz…
– Mam dziś pracować sam? – zapytał zdziwiony.
– Niestety. Posiedziałbym z tobą, ale śpieszę się na samolot. Dziś lecę do Egiptu na parę dni. Ale nie martw się. Wyślę ci kartkę. – powiedział, poklepując Włodka po ramieniu.
– Dzięki. – uśmiechnął się.
– Kiedy skusisz się na wspólny wyjazd ze mną? Tyle razy ci proponowałem, a ty co? Nawet nie ruszysz się z kanapy! Tyle pięknego świata do zobaczenia, a ty kisisz się w kanciapie.
– Boję się samolotów. – rozłożył bezradnie ręce.
– Dobra, dobra. Znam te twoje wymówki. Nie będę się rozgadywał, bo mi samolot ucieknie. Więc trzymaj się stary, miłej pracy. – powiedział, ściskając Włodkowi rękę na pożegnanie.
– Dzięki. Miłego wyjazdu. Nie zapomnij o kartce.

Minęło parę godzin odkąd Włodek przyszedł do pracy. Postanowił trochę rozruszać kości i pójść zobaczyć, czy na pewno nikt nieupoważniony nie kręci się na terenie muzeum. Wyjął z szafki latarkę. Włożył na siebie kamizelkę odblaskową, zamknął kanciapę na klucz i ruszył na patrol. Włodzimierz tyle razy przechodził korytarzami kopalni, że już nic go nie zaskakiwało ani nie dziwiło. Nagle krocząc korytarzami usłyszał szmer. Gwałtownie się odwrócił. Serce zaczęło mu bić mocniej. Nikogo nie widział. Odwrócił się
i szedł dalej, ale był bardzo ostrożny. Po chwili znów złowił uchem jakiś dziwny dźwięk. Wydawało mu się, że słyszy rozmowę dwóch osób. Dokładnie poświęcił latarką w każdym kącie korytarza, lecz nikogo nie widział. Pomyślał, że ma urojenia. Chciał już właśnie pójść do swojej stróżówki, ale ktoś pokrzyżował jego plany. Zaszedł go od tyłu mężczyzna, wyższy od niego, złapał ochroniarza za szyję i przystawił mu pistolet do głowy. Włodek zaczął okropnie krzyczeć. Łzy same napływały mu do oczu. Czuł, że to koniec.
– Uspokój się, bo może to się dla ciebie źle skończyć! – nakazał napastnik.
– Kim jesteś?! Czego chcesz?! – krzyczał przerażony.
– Przestań gadać! – wrzasnął agresor. – Teraz idziemy na układ. Ty milkniesz, a ja daruję ci życie. Jasne?!
– Jasne. – odparł zdyszany.
– Zaraz przyjdzie tu mój kolega. – powiedział napastnik, mierząc pistoletem w stronę ochroniarza. – Ty nie waż się ruszyć! Jeden ruch i po tobie, gościu!
– Spokojnie. – powiedział zdenerwowany Leser, który nawet nie zorientował się, że ma rozciętą brew – czego chcecie?
– Wszystko w swoim czasie! Teraz zamilcz! – powiedział, stojąc nad nim i mierząc w niego bronią.

Biedny Włodek leżał bezradnie na zimnej posadzce. Zbój stał nad nim i pokazywał mu swoją przewagę. Po paru minutach zadzwonił telefon zbrodniarza. Odebrał. Rozmowa trwało dość krótko.
– Teraz słuchaj! – powiedział, podnosząc dość gwałtownie Włodka. – Idziemy pod główne wejście. Tam jest mój ziom. Masz mu otworzyć drzwi! Bez numerów, bo inaczej nie zawaham się użyć mojej broni! Zrozumiałeś?!
– Zrozumiałem. – powiedział przerażony.

Włodek szedł z przodu, a za nim z pistoletem w ręku maszerował oprawca. Ochroniarz miał ochotę krzyczeć, ale wiedział, że to może skończyć się dla niego bardzo źle. Był tak przerażony, że nawet nie mógł płakać. Nogi wydawały mu się jak z waty. Ledwo co był w stanie na nich ustać. Był wniebowzięty, gdy doszli do drzwi. Miał nadzieję, że ktoś zauważy go przez okna. Jednak była noc. Na ulicach kompletna pustka. Tylko jakiś mężczyzna
z workiem i z dzieckiem stał przed drzwiami.
– Powtarzam! Bez numerów! Otwórz mu drzwi!
– Siema, stary! – powiedział napastnik do wpuszczonego właśnie mężczyzny z uśmiechem na twarzy. – Nie złapali nas! Co za barany!
– No ledwo co zwiałem. Tu jest kasa, a i jeszcze.. – powiedział, podając worek koledze, jednak nie zdołał dokończyć, bo mu przerwał jego wspólnik.
– Co to za dziecko!? Żartujesz sobie ze mnie?! – powiedział, kierując broń na małego chłopca, który położył ręce na twarz i zaczął płakać.
– No, bo wiesz… Jak wtedy przyjechali policjanci pod bank i ty uciekłeś tylnym wyjściem, to ja nie mogłem pobiec za tobą, bo kasy byśmy nie wzięli. Cofnąłem się po wór i wyszedłem tym wyjściem co ty, ale policjanci siedzieli mi już na ogonie. Musiałem szybko biec. Zobaczyłem jak pewna pani wysiadła z samochodu nie zamykając go. Wsiadłem do niego i po czasie się skapnąłem, że z tyłu siedzi dzieciak. Nie było już odwrotu. Potem odczytałem smsa od ciebie, że niezauważony wkradłeś się tutaj i chodzisz korytarzami. – opowiedział spokojnym głosem.
– Kiedy się tu wkradłeś? – nie wytrzymał Włodek. Zrobił to specjalnie, no nie mógł patrzeć jak jeden z nich kieruję broń na bezradne dziecko.
– Cicho tam! – wrzasnął i tak jak domyślił się Włodek, teraz broń była skierowana w jego stronę. – Załatwmy to tak… Jak się mały nazywasz? – spojrzał na niego chłopiec ocierając oczy od łez. Jednak nic mu na to nie odpowiedział.
– Zapytał cię mój kolega jak się nazywasz? Odpowiesz? – zapytał drugi z nich.
– Kacperek. – odparł drżącym głosem chłopiec.
– Dobra. Kacperku! Mów do mnie wujek Seba, a do tego pana, co z tobą tu przyjechał mów wujku Tomku, dobrze? – powiedział nieskładnie zbrodniarz z bronią. Chłopiec mu przytaknął.
– Teraz tak! Wracamy do tych korytarzy! Spędzimy tam noc. Około czwartej wyjdziemy
z muzeum i pójdziemy na pociąg. Natomiast ty! – przysunął się w stronę Włodka. – Powiesz,
że dzieciak błąkał się po okolicy i przyszedł tu koło czwartej prosząc o jedzenie. Nas tu nie było! Jasne?! – powiedział krzycząc na całe muzeum. Włodek wiedział, że te wrzaski mogą usłyszeć jego koledzy z ochrony, którzy chronią tył budynku. Prowokował, więc dalej.
– Nie jasne! Chcę część pieniędzy wtedy będzie jasne! – krzyczał.
– Zwariowałeś! Ciesz się, że ci życie dałem w prezencie. Nazwijmy to prezentem gwiazdkowym. Albo robisz jak my chcemy albo zabijam ciebie i dzieciaka! Jasne! – wrzasnął, a Włodek spuścił wzrok. – Zapytałem! Jasne?!
– Jasne! – wrzasnął Włodek.

Przestępcy troszkę poszarpali Włodka i małego Kacperka, ale nic wielkiego im nie robili. Kazali najstarszemu zakładnikowi zaprowadzić ich do najbardziej oddalonego korytarzu. Udali się tam jak im wskazał Włodek. Wiedział, że jeśli pójdzie okrężnymi korytarzami i salami to sprawcy nie skapnął się, że są blisko drugiej kanciapy ochrony.
– Jesteś pewien, że tu jest bezpiecznie?! – zapytał głośno napastnik znany, jako wujek Seba.
– Jestem, jestem. – odparł ochroniarz.
– Teraz tak. Tu mamy kajdany. Zakładamy je im obu. Starszemu jeszcze sznur na nogi i knebel. Młodego przywiąż do jakieś rzeźby, wszystko jedno jakiej! No i knebel, bo cały czas marudzi, że chcę do mamy. Potem idziemy spać. – powiedział dość głośno wujek Tomek.

Tak też się stało. Zbrodniarze związali i zakneblowali zakładników, lecz nie poszli spać. Wyjęli z wora pieniądze i zaczęli je liczyć. Włodek był w dużym szoku, bo nigdy nie widział tylu pieniędzy na oczy. Aż trudno mu było uwierzyć, że te wszystkie skradzione przez nich pieniądze są prawdziwe. Sprawcy cały czas śmiali się, rozmawiali o jakiś niemieckich interesach i liczyli swój łup. Jeden z nich nie mógł znieść, że Włodek cały czas się na nich patrzy. Zdenerwowany podszedł do niego i zaczął go brutalnie kopać. Mały chłopiec, który to
widział zaczął płakać. Tylko ze względu na niego, drugi ze złodzieju kazał mu zaprzestać dręczenia ochroniarza.
– Stary! Uspokój się! Dzieciak zaczyna ryczeć, jeszcze pół Wieliczki się obudzi i tyle po naszej akcji! Zostaw go! – powiedział trzymając kolegę za ręce.
– To niech przestanie się lampić! – powiedział patrząc wrogim wzrokiem na Włodka.
– Weź ty się marny ochroniarzyku przestań patrzeć! – wrzasnął wspólnik.
– Nic wam nie zrobiłem. Nie bijcie mnie. – powiedział, kiedy jeden z nich zdjął mu knebel.
– To czy będziemy cię bić czy nie to nasza decyzja! – powiedział zdenerwowany napastnik. – Seba! On coś kręci! Popatrz na niego. Cały czas patrzy się na nas ze spokojem, a powinien ryczeć, drzeć się! Chyba jakoś, nie wiem jak, ale jakoś zawiadomił policję!
– Tomek! Bujasz! On cały czas był pod moją opieką. Nie miał szans donieść. Zauważyłbym. Siedzi spokojnie, bo wie, że jak numer wywinie to już nigdy swojej matki na oczy nie zobaczy. Chodź, trzeba kasę policzyć.
– Możemy już stąd zwiać? Ich rano ktoś tu znajdzie i będzie wszystko dobrze. A kasę równie dobrze możemy przeliczyć w Niemczech.
– Jestem zmęczony. Daj mi odpocząć.
– Dobra. Ale coś mi tu śmierdzi.
– Może to twoje skarpety? – wtrącił swój ironiczny żart Włodek.
– No przysięgam zaraz go zabiję! – rzucił się na niego ponownie. – Rozszarpię! Uduszę! Zabiję no!
– Przestań! Przestań! – próbował go odciągnąć Seba. – Nie warto! Przestań.
– Nie warto! Masz rację! – wrzasnął Tomek. – Ale jeszcze raz powiesz coś takiego, a uwierz mi, że będzie warto. – powiedział klęcząc przy Włodku.

Zbrodniarze cały czas liczyli łup. Włodek był odkneblowany, więc mógł swobodnie mówić. Zobaczył jak mały zakładnik płaczę. Chciał go jakoś pocieszyć. Zbliżył się do niego. Zapytał czy wszystko dobrze, jednak chłopiec mu nie odpowiedział.
– Kacperku. Wiem, że się boisz. – powiedział Włodek. – Ale na poprawę humoru opowiem ci coś, dobrze? – chłopiec mu przytaknął.
– W tych pięknych korytarzach mieszkają małe krasnoludki. Naprawdę. Nie zmyślam. Pomagają czasem, wiesz? Ale niestety. Chyba dziś poszły wcześnie spać, bo nam nie chcą pomóc. Raz jednego spotkałem. Był bardzo, ale to bardzo mały. Dał mi taką super moc. Chcesz zobaczyć jaką? – chłopiec zaciekawiony przytaknął mu ponownie. – To teraz patrz. – wtem wrócił na swoje miejsce. – Panowie! Panowie! Błagam, rozwiążcie mi nogi. To nie jest mój wymysł! Strasznie mi spuchły! Bolą strasznie, ale to bardzo! Nigdzie nie zwieje, bo w takim bólu to ja wstać nie mogę. Błagam was. Litości trochę. – udawał Włodek dzielnie, zdychając, jęcząc i wiercąc się.
– Jak myślisz Seba? – zapytał niepewnie Tomek.
– Dobra. Będę miły, ale jeden ruch, a strzelam bez zawahania. – odpowiedział Seba.
– Oczywiście, oczywiście. – powiedział Włodek jęcząc, gdyż chciał być wiarygodny.

Wtedy podszedł do niego Seba z nożem. Rozciął sznur i rozplątał go. Wyrzucił gdzieś w kąt go, po czym odszedł i wrócił do dalszej dyskusji ze swoim wspólnikiem. Włodek chwilę odczekał. Przybliżył się bliżej chłopca i szepnął mu do ucha.
– Nie lękaj się! Zaraz będziemy bezpieczni. Miłe krasnoludki nie na darmo dały mi te moc. Widziałeś może kiedyś jednego z nikt. – chłopiec pokiwał głowę, że nie. – Szkoda. Ich nie widziałeś, ale zaraz zobaczysz jak działa ich moc. – wtedy odsunął się od chłopca. Lekko przybliżał się w stronę ściany. Wstał powoli, opierając się o nią i jednym gwałtownym ruchem wziął broń, która leżała obok jednego z napastników. Zaskoczeni odskoczyli natychmiast od niego prosząc, aby nie strzelał.
– Teraz róbcie wszystko jak ja chcę. Najpierw rozkujcie małego i rozwiążcie go. Potem dajcie mi klucz do moich kajdanek. Wszystko jasne? – przerażeni zbrodniarze przytaknęli mu
i zrobili wszystko według jego wskazówek.
– Teraz pozbierajcie pieniądze, które tu rozsypaliście jak banda niedojrzałych nastolatków! Tylko szybko! – krzyknął Włodek, który poczuł, że to on ma nad nimi teraz władzę.
– Dobrze panowie. Teraz załóżcie sobie kajdanki. – przestępcy spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
– Słuchaj, byliśmy dla ciebie nie mili, ale możemy dać ci jakieś dwadzieścia tysięcy i każdy z nas zapomni o sprawie. – powiedział Seba.
– Chyba wyraźnie powiedziałem, abyście założyli kajdanki. A ty Seba przed założeniem daj mi swój telefon. – powiedział spokojnie, a oni zrobili wszystko tak jak chciał. Kiedy dostał telefon od jednego ze złodziei wykręcił numer na policję i przedstawił całą sprawę funkcjonariuszom. Po rozmowie wyrzucił telefon w kąt. – Kacperku, chodź daj mi rękę, idziemy do twojej mamy. – chłopiec podbiegł do niego i mocno go przytulił. – A teraz uprzejmi panowie idą z przodu, prosto do głównego wyjścia. – zwrócił się do zakłutych w kajdany przestępców, którzy posłusznie wykonywali rozkazy.

Włodzimierz nie mógł uwierzyć, że właśnie ocalił nie tylko swoje, ale i Kacperka życie oraz powstrzymał dwóch złodziejaszków. Był z siebie bardzo dumny. Nawet pomyślał, że warto było oglądać wszystkie te kryminalne seriale. Kiedy wreszcie doszedł do swojej kanciapy, otworzył ją i kazał tam wejść małemu Kacperkowi. Natomiast przestępcom kazał usiąść na posadzkę i czekać na przyjazd policji.

Po paru minutach przyjechały cztery radiowozy policyjne. Funkcjonariusze wparowali do muzeum z broniami w ręku, a za nimi wbiegła zmartwiona i zapłakana mama Kacperka. Dzielny Włodek wskazał miejsce pobytu syna zaaferowanej kobiecie i dokładnie opowiedział policjantom, co tutaj zaszło. Po chwili przybiegli także ochroniarze, którzy pilnowali tyłu muzeum – Witold i Bogdan. Nikt nie mógł uwierzyć, że Władysław, które całe dnie siedzi na kanapie i ogląda telewizje dokonał takiego bohaterskiego czynu. Potem jeszcze przyjechała karetka, która opatrzyła Kacperka i Włodka. Niebawem do muzeum przyjechali niemal wszyscy pracownicy, w tym Józef, który słysząc o czynie swojego przyjaciela zrezygnował
z wyjazdu. Nie obyło się także od mediów. Każdy bił się, aby przeprowadzić wywiad
z nieustraszonym Władysławem Stefańskim. Dopiero po godzinie Józef przepchał się do przyjaciela, aby z nim porozmawiać.
– Jeny! Leserze ty mój! Co się stało? – zapytał zdyszany.
– Józef? Nie miałeś być w Egipcie? – zapytał zdziwiony Włodek, który właśnie ubierał się po badaniu medycznym.
– Miałem, miałem, ale gdy byłem na lotnisku to zadzwoniła do mnie nasza szanowna szefowa, która o wszystkim mi powiedziała. Najpierw myślałem, że to żart, ale… – powiedział, ale nie dokończył, bo przerwał mu Włodek.
– Ta twoja historia z krasnoludkami zawsze działa wiesz? – zaśmiał się.
– Co? Co ty masz na myśli? – zapytał zdziwiony Józef.
– A no nic, nic. Ważne, że już wszyscy są cali i bezpieczni. Odwieziesz mnie do domu? Po drodze wszystko ci powiem.
– Jasne. Zabierz wszystkie swoje rzeczy, będę czekać na ciebie w samochodzie.
– Dziękuję stary.

W czasie drogi do domu Włodek wszystko opowiedział swojemu koledze, który momentami nie dowierzał, że rozmawia z tym samym Leserem, z którym gawędził jeszcze parę godzin temu. Był z niego bardzo dumny. Kiedy Władysław wszedł do domu, od razu poszedł spać. Kiedy się obudził, bo już grubo po południu. Wstał więc i poszedł po drobne zakupy. Kiedy przeszedł koło jednego z kiosków natknął się na gazetę o tytule „Włodzimierz Stefański – bohater całej Wieliczki”.

Opowiadanie Weroniki Góreckiej uczestniczy w konkursie YoungFace.TV i Kopalni Soli “Wieliczka”. Więcej informacji o konkursie można znaleźć na stronie youngface.tv/konkurswieliczka/.

Zwycięzca konkursu otrzyma bilety na zwiedzanie Trasy Górniczej dla siebie oraz całej swojej klasy do wykorzystania w roku szkolnym 2014/2015. Autorów dwóch kolejnych historii uhonorujemy solnymi upominkami.
Więcej informacji o Trasie Górniczej znajdziecie na stronach Kopalni Soli “Wieliczka”: www.kopalnia.pl/zwiedzanie/trasa–gornicza.

Komentarze ()