– Jaka wycieczka? – Marcin jak zawsze stał z nogą wspartą o ścianę i spoglądał na Agatę spod raperskiej czapki. Jego zachowanie drażniło ją już od pierwszej klasy, ale nigdy tego nie powiedziała. Lubiła tego czarnookiego chłopaka, który w życiu nie przeczytał żadnej książki, no oprócz poradnika gry w Minecraft, ale za to potrafił obsłużyć i naprawić każde urządzenie elektroniczne. Był jakby z kosmosu, ale kiedy wspólnie coś robili dobrze się z nim pracowało. Teraz też oczywiście nie miał pojęcia, o czym mówi.
– Marcin, jutro klasowa wycieczka Kraków – Wieliczka, zapomniałeś? – uświadomiła kolegę.
– Jutro! – krzyknął zdziwiony – przecież to miało być w maju?
Agata roześmiała się głośno – A jaki mamy miesiąc geniuszu? – i wskazała na klasowy kalendarz.
Przyjrzał się cyferkom i literkom zapisanym na kolorowej karcie i na wszelki wypadek, dla pewności wyjął swój telefon. Rzeczywiście wskazywał on 15 maja, a kalendarz elektroniczny sugerował, że jest zapisane jakieś zdarzenie na dziś wieczór. Otworzył aplikację i przeczytał: „Pakuj się do Krakowa, grupa Oliwia i Julka.”
– Co to za grupa? – spytał Agatę, nie rozumiejąc własnego wpisu.
Spojrzała na niego smutnymi oczami. Nie była szczęśliwa, kiedy Marcin miesiąc temu wybrał jej koleżanki do zadań, jakie będą realizować podczas wycieczki, liczyła na jego kreatywność i poczucie humoru, ale wiedziała, że nie wygra z urodą i dowcipem oraz zasobnością portfela koleżanek. Westchnęła cicho i wyjaśniła koledze, o co chodzi.
Nie był zadowolony, miała wrażenie, że chciał jej jeszcze cos powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek i poszli na lekcje.
Następnego dnia już o 6.00 wyruszyli autokarem do Krakowa. Dzień zapowiadał się słoneczny. Marcin zaopatrzony w niezbędne sprzęty na podróż, usiadł spokojnie przy oknie. Nasunął na uszy słuchawki i wyłączył się. Z mamą pożegnał się przed budynkiem. Znała go i wiedziała, że nie lubi machania, całusków i tego stania pod oknem autobusu. Szanowała to, a on ją za to kochał. Po jakiejś chwili poczuł, że pojazd rusza, a jego ktoś kłuje w plecy.
– Co jest? – odwrócił się do kolegi.
– Masz zdjąć słuchawki, pani coś mówi – szepnął Kacper
– Do mnie, a po co? – zapytał trochę zbyt głośno, gdyż wychowawczyni nagle pojawiła się przy nim.
– Nie tylko do ciebie, ale miło by było gdybyś na chwilę jeszcze pozostał z nami, zanim oddalisz się w swój świat – sposób mówienie pani rozśmieszył go, ale lubił kobietę, więc posłał jej swój czarujący uśmiech i dał do zrozumienia, że słucha.
Po wyjaśnieniach dotyczących trasy, zachowania i wszystkiego, co powinni wiedzieć, mógł wreszcie odpalić grę i poświęcić kilka godzin na swoje ulubione zajęcie.
Kraków prezentował się wspaniale, spędzili w nim cały dzień a wieczorem pojechali na kwaterę.
Następny dzień przyszedł zbyt nagle, ale niestety musiał wstać. Podróż do Wieliczki przeszła szybko, zdążył przejść dwie misje w grze i posłuchać muzyki. Na miejscu pojawił się przewodnik, sympatyczny pan, który od początku wzbudził w nim pozytywne uczucia, ale nie był do końca przekonany czy będzie umiał się skupić na jego opowieściach. Marcin usłyszał liczbę i nieco zamarł – 64 metry w dół – to go trochę przeraziło. Zmartwiło go też to, że im dalej zjeżdżali w dół tym bardziej zanikał zasięg w jego komórce.
– Nie ma zasięgu! – krzyknął niespodziewanie
– Martwi cię to chłopcze? – przewodnik zapytał z uśmiechem na ustach.
– A nie powinno? Brak zasięgu to brak kontaktu z cywilizacją, to jak brak tlenu – Marcin był przekonany, że to, co mówi jest najprawdziwsze na świecie.
– Damy radę – odpowiedział przewodnik i ruszyli do pierwszej sali – sali Urszuli.
Marcin oparł się o ścianę i wyłączył, nie mógł założyć słuchawek, ale potrafił pod powiekami zobaczyć swój wirtualny świat i grać w grę nie mając jej na żadnym nośniku. Minęli salę Kopernika, Janowice i Kaplice św. Antoniego, kiedy chłopak ujrzał cień w rogu małego korytarza biegnącego w oddali. Szturchnął Julkę stojącą obok:
– Ty, co to jest? – szepnął
– Co? – Jula jakby wyrwana z głębokiego snu spojrzała na jego wyciągnięty palec.
– No tam, światło – Marcin przyglądał się coraz bardziej
– Ja widzę – usłyszeli głos Oliwki – Jest tam w małym korytarzu, co robimy?
– Idziemy – zadecydował – to znaczy ja idę, a wy jak chcecie – dokończył – facet ciekawie gada, ale ja nie mogę tak długo stać w jednym miejscu.
Nie obejrzał się i pobiegł do światła, które zaczęło przed nim uciekać, biegł i biegł, aż usłyszał hałas, jakby walący się gruz i kamienie. Zatrzymał się, wokół panowała cisza a światło zniknęło. Dogoniły go dziewczyny.
– I co teraz? – Jula była zdyszana i przerażona. Rozglądała się niespokojnie i czekała, co powie kolega.
Marcin też lekko się zaniepokoił, ale szukał wyjścia z sytuacji. Korytarz, którym przybiegli zniknął, został zasypany drobnymi kryształkami soli. Przed nimi rozpościerał się tunel, ale dokąd prowadził nie wiadomo. Marcin podrapał się po głowie, włączył latarkę w komórce i przyglądał się trasie.
– No co załoga, idziemy, nie ma co tu zapuszczać korzeni – wskazał kierunek i poszedł pierwszy.
Szli jedno za drugim, gęsiego, kierując się na światło latarki, kiedy przed nimi znowu zabłysło obce światło. Ujrzeli płomienie ogniska i tajemniczą postać siedzącą przy nim.
– Kim jesteś? – Marcin cechował się swoją bezpośredniością w stosunku do każdego.
Postać podniosła się i podeszła do uczniów:
– Jestem Mago. Od pół wieku mieszkam w kopalni. Ale jak wy się tutaj dostaliście, to zaklęty korytarz.
– Może i zaklęty, ale ciekawy. Przewodnik się starał, ale myśli naszych nie przykuł i wzrok nasz w inną stronę postanowił pobiec – wyrzucił z siebie Marcin.
– O poeta z ciebie chłopcze – zaśmiał się Mago
– Jaki z niego poeta, on tylko gry, komputer, telefon i wszystko, co świeci i pika – podsumowała Julka.
Marcin zarumienił się i nic nie powiedział.
– No dobra, on nie poeta a my i tak nic nie wiemy. Co dalej, gdzie iść, bo noc tutaj mi nie leży – dodała Oliwka.
– Ja jestem w kropce, zasięgu brak, o wifi nie wspomnę a mój GPS padł – Marcin usiadł na podłodze i zamilkł.
– Chodźcie za mną – powiedział Mago, tyle lat w tej kopalni mieszkam, że wszystkie korytarze i komnaty znam. Tylko mocno stąpajcie po ziemi i nigdzie na boki nie skręcajcie.
Szli dłuższy czas w milczeniu. Nagle ziemia zaczęła się pod nimi trząść.
– Co jest? – Marcin podbiegł do Mago i złapał go za rękę.
– Musimy szybko zbudować dodatkowe słupy wspierające sufit, tu są belki. Musicie je tak ułożyć by powstał mocny stempel – Mago tłumaczył i podawał im belki drewna.
Praca szybko się rozpoczęła i po kilku minutach powstało kilka mocnych słupów. Uczniowie byli wykończeni, ale drżenia ustały i mogli ruszyć dalej w podróż. Byli wyczerpani, nie przewidywali długiej wycieczki, więc czuli nie tylko zmęczenie, ale też głód. Niestety kopalnia oferowała tylko sól, a ona nie nadawała się jako posiłek. Szli więc w milczeniu.
– A tak naprawdę to gdzie jesteśmy? – spytał Marcin – Tylko mi nie mów, że w kopalni albo, że nie wiesz.
– Wiem, ale to nie takie proste – Mago zatrzymał się i usiadł. Wszyscy zrobili tak samo – w dalszych korytarzach jest metan, od lat nie możemy się go pozbyć. Brakuje nam odpowiednich urządzeń i jak wy to nazywacie, technologii.
– Nie macie czujników, przecież podstawa to właściwa eksploatacja, ale z tego, co wiem w tej kopalni nie prowadzi się tego typu zadań, to muzeum. – spojrzał na Mago – chyba, że cos przegapiłem, jaki mamy teraz rok?
– 2014 gamoniu – krzyknęła Jula
– Cicho kobieto, nie ciebie pytam – krzyknął zdenerwowany
– Jest 1912 rok – spokojnie odpowiedział Mago
– Bomba, po prosu brawo, mamy prawie setkę w plecy, i co teraz, nie dosyć, że trzeba znaleźć wyjście to jeszcze przeskoczyć prawie wiek i to bez Internetu i innych współczesnych, przepraszam przyszłych, odkryć technologicznych.
Marcin kopnął w ścianę i krzyknął. Po chwili gwałtownie zakrył usta i spojrzał na Mago:
– Przepraszam – szepnął – czy krzyk nic nie zrobi?
– Spokojnie – Mago uśmiechnął się do chłopca – mamy inny problem, w korytarzu, którym mamy iść zbiera się woda. W komnacie Kazimierza Wielkiego są pompy, ale trzeba je uruchomić tak by właściwie pompowały wodę.
– Brakuje Agaty, ta by wyliczyła, co i jak – głośno wyraził swoje uczucia Marcin. Wiedział, że mądrość koleżanki przydałaby się teraz jak nic – Ale chwila, ostatnia przyroda i zadanie, które robiliśmy razem.
– Co ty tam mruczysz? – spytała Oliwia
– Już wiem jak działa ta maszyna – Marcin wszedł do komnaty i uruchomił ją – będę kręcić a wy pompujcie, tu nie ma silnika, wszystko ręcznie wiec musimy pracować wspólnie, kiedy powiem już to działacie, jak stop to nic nie robicie, jasne.
Po trzech kwadransach mogli iść dalej. Mago jednak nakazał im usiąść i poczęstował ich sucharami. Wiedział, że do głodu też trzeba dorosnąć, mały głód można zwalczyć i nie trzeba go od razu zaspakajać, jedzenie zostawia się na potem. W końcu ruszyli. Wzmocnieni posiłkiem i tym, że wspólnie dokonali czegoś, co pozwoliło im iść dalej. Ciszę przeciął powolny dźwięk, Mago nucił znaną tylko sobie melodię.
„Tam gdzie góry są, tam gdzie morze jest, tam me serce pozostało po świata kres…”
– Ładne, co to? – spytała Oliwia
– A takie tam, wspomnienia, zbliżamy się do komnaty bardzo ważnej dla naszej kopalni, tu każdy górnik wejść powinien teraz i w każdych czasach. To miejsce to komnata św. Kingi – odpowiedział.
Mago stanął nagle, gdyż wejście do komnaty zasypane było kamieniami. Nie były one zbyt wielkie, ale stanowiły przeszkodę w dalszej podróży.
– I co teraz? – chórem zapytały dziewczyny.
– Jak co, robota, współpraca, działanie, czyli mówiąc po ludzku bierzemy się do pracy – krzyknął chłopak i podniósł pierwszy kamień.
– Spokojnie – powstrzymał go Mago – nie dasz rady wszystkiego nosić, a nie można kłaść kamieni byle gdzie, musimy poszukać…
– Wiem pudełek – przerwała Julka – takich jak w Biedronce – dodała
– Nie wiem, co to, ale u nas nazywamy to wagonikami – dokończył zdanie Mago
– Są, widzę, mam – Oliwka podskakiwała z radości.
Szybko przetransportowali skały i mogli dalej ruszyć w drogę.
– Czy te tory, na których stoją wagony gdzieś prowadzą – zapytał Marcin jak ruszali.
– Według map górniczych do drugiego wejścia, ale z tego, co wiem od dawna nikt tedy nie jechał, więc może być zasypane – wydawało się, że Mago wie, o czym myśli chłopak i nie do końca się z nim zgadza.
Marcin był jednak uparty, świecił latarka w tunel gdzie stały załadowane wagoniki i nie myśląc zbyt wiele wskoczył do pierwszego.
– Nie wiem jak wy, ale ja jadę – krzyknął i ruszył przed siebie
Dziewczyny zrobiły to samo i po chwili w szybkim tempie mijali korytarze. Czuli w ustach słone powietrze i do ich uszu coraz mocniej dobiegał gwar.
Jak z torpedy wyskoczyli przez ostatnie zwężenie i znaleźli się w komnacie Warszawa. Z tuby starego gramofonu leciała muzyka a ich koledzy lekko znudzeni wpatrywali się przewodnika.
– Coś przegapiłem? – zapytał stojącą najbliżej Agatę.
– To zależy, mam mówić od początku czy od momentu, kiedy zasnąłeś – spytała z uśmiechem.
– Ja, no wiesz, żebyś wiedział co przeżyłem – zaczął zdanie, ale mina koleżanki spowodowała, że zamilkł.
– Jasne, zaraz koniec wycieczki, ciekawe jakie notatki ma twój zespół, bo dziewczyny chyba też odpłynęły – Agata wiedziała, że jest złośliwa, ale tylko w ten sposób mogła dać mu odczuć, że źle wybrał.
Marcin popatrzył na nią i włożył rękę do kieszeni. Wyjął kawałek sucharka i podał koleżance.
– Kiedyś ci opowiem o tym, co przeżyłem – szepnął i poszedł do dziewczyn. Agata spojrzała w ciemny korytarz i przez chwilę wydawało jej się, że widzi małe światełko. Przetarła oczy i ruszyła za grupą.
Opowiadanie Marcina Wiśniewskiego uczestniczy w konkursie YoungFace.TV i Kopalni Soli “Wieliczka”. Więcej informacji o konkursie można znaleźć na stronie youngface.tv/konkurswieliczka/.
Zwycięzca konkursu otrzyma bilety na zwiedzanie Trasy Górniczej dla siebie oraz całej swojej klasy do wykorzystania w roku szkolnym 2014/2015. Autorów dwóch kolejnych historii uhonorujemy solnymi upominkami.
Więcej informacji o Trasie Górniczej znajdziecie na stronach Kopalni Soli “Wieliczka”: www.kopalnia.pl/zwiedzanie/trasa–gornicza.
Komentarze ( )