Ciche mieszkanie w bloku w Wieliczce. Godzina 5:00, cały dom pogrążony jest w ciszy. Nagle spokój zostaje przerwany przez głośną muzykę:

There’s nothing wrong with me
There’s something wrong with you
There’s something wrong with me
I hope your stepson doesn’t eat the fish
When we’re crying for our ne…

To budzik w telefonie przerywa sen siedemnastoletniego Tobiasza. Po zaledwie trzech przespanych godzinach nadchodzi pora, aby wstał i po raz kolejny poszedł do szkoły. Chłopak powoli i ospale podnosi się z łóżka. W myślach wyrzuca swojemu ulubionemu artyście, Serjowi Tankianowi, że wyrwał go z objęć Morfeusza. Zaraz potem przyszła jednak refleksja, że prowokowanie samego siebie do nienawiści do ulubionego zespołu poprzez ustawienie sobie jego utworu, jako muzyki rozbudzającej nie jest najlepszym pomysłem. Rozważając, co zmienić w systemie zrywania się z łóżka rano, Tobiasz udał się do łazienki. Od kilku dni planował się ogolić, ale brakowało mu ku temu zapału. Ostatecznie, po dziesięciu minutach gapienia się w lustro, doszedł do wniosku, że ładniej wygląda z brodą. Następnie spojrzał na zegar wiszący na ścianie (ojciec powiesił zegar w łazience, by „syn dostrzegł wreszcie, ile czasu tam spędza”) – wskazywał piątą siedemnaście. Chłopak postanowił, że skorzysta z czterdziestu minut czasu pozostałego do przyjazdu autobusu, i spożytkuje to na swoją ulubioną czynność – słuchanie muzyki. Chwycił swój telefon – wysłużoną Nokię, założył słuchawki i wybrał utwór – Monster zespołu Disturbed. Po chwili nastrój piosenki pochłonął go całkowicie – zmrużył oczy…

Kilka sekund później (jak się okazało, minęło pół godziny) Tobiasz został obudzony przez swoją wściekłą rodzicielkę. Po raz kolejny udawał, że słucha po raz kolejnych tych samych wyrzutów o ignorancję względem powagi sytuacji i marnowanie czasu, gdy jest to najmniej potrzebne. Równocześnie błyskawicznie zapakował połowę potrzebnych książek (resztę z roztargnienia zostawił), drugie śniadanie, oraz przywdział ubierane już od tygodnia ciuchy. Dokończył dzieła zakładając pierwsze z brzegu buty (należące do jego siostry) i wybiegł.

Na autobus zdążył w ostatniej chwili, zresztą kierowca specjalnie poczekał. Uprosiła go o to Asia – jedyna osoba, która zadawała się z Tobiaszem. Po tym, jak chłopak wszedł, burknął do koleżanki „Cześć”, po czym zajął miejsce obok i zaczął przetrząsać tornister. Po krótkiej chwili zorientował się, że nie zapakował biletu miesięcznego.

– Znowu nie jesteś przygotowany, prawda, Aszku? – zapytała go dziewczyna.

Po kilku sekundach milczenia chłopak potwierdził słuszność jej słów, kiwając głową na tak. Asia sięgnęła do kieszeni i wyjęła stamtąd dziesięciozłotowy banknot.

– Masz. I na przyszłość pakuj się wieczorem.

Tobiasz kiwnął do dziewczyny (w jego mniemaniu wystarczało to do wyrażenia wdzięczności), po czym udał się do automatu z jednorazowymi biletami z przodu autobusu. Po chwili wrócił do Joanny z biletem, cały czerwony ze wstydu, i zajął miejsce. Wyjął swój telefon, założył słuchawki i ponownie zaczął słuchać muzyki. Tym razem wybrał stare utwory AC/DC. Siedem razy zdążył odsłuchać TNT. Chciał zrobić to po raz ósmy, ale wtedy z letargu wyrwał go głos Asi:

– Tobiasz… Tobiasz!

– Hę, co? – odparł zaskoczony Aszek.

– Przejechaliśmy nasz przystanek, bo nie chciało Ci się ruszyć z miejsca, kiedy grzecznie prosiłam.

– E, no i co?

– Ech, czemu Ty musisz być taki drętwy? Przez Ciebie non stop się spóźniam! I ciągle tracę szanse na pasek! Po co ja w ogóle się z Tobą zadaję?

– Bo oboje jesteśmy odludkami, do których żaden „spoko ziomek” się nie odzywa.

– Ech, no tak… zapomniałam. A teraz wyskakuj z autobusu i biegnij!

I jak Joanna rzekła, tak Tobiasz zrobił. Cóż, a przynajmniej próbował, bo po drodze wpadł na pomysł, że dynamiczne piosenki grupy Godsmack wspomogą go w szybkim poruszaniu się. Rzecz jasna, po raz kolejny zatopił się w metalowych nutach, do momentu kiedy nie skończyła mu się bateria w telefonie. Wtedy nagle zamurowało go:

– Hej, co się stało? – powiedział do siebie samego w myślach, po czym spojrzał na zegarek. Wskazywał on 8:13. W szkole, gdzie zajęcia rozpoczynały się o 7:30, oznaczało to koniec pierwszej lekcji. A przed chłopakiem było jeszcze dwadzieścia minut biegu. Tobiasz zerwał się i pędził przez około trzy minuty. Potem zmęczony przystanął. Chciał dla odprężenia ponownie uciec w świat muzyki, ale nie miał z czego jej sobie puścić. Zrezygnowany wolnym krokiem ruszył w kierunku szkoły. Gdy dotarł na miejsce, była 8:40. Tobiasz przebrał się w szatni (gdzie woźny rzucał mu nienawistne spojrzenia) i ruszył w kierunku sali lekcyjnej. Gdy tam wszedł, była końcówka lekcji historii.

– No, bardzo ładnie, Panie Mazur. Właśnie załatwił Pan klasie pięciominutówkę na koniec! – wykrzyknął na jego widok profesor Kwiatkowski. Był to człowiek nieustępliwy. Po trzydziestu latach pracy w szkole przyjął zwyczaj trwania w swoich decyzjach do samego końca.

– Co? Nie… – zareagowała zrezygnowana klasa Aszka. Nikt nie próbował dyskutować, ale Mazur od razu wyczuł gigantyczną frustrację, skoncentrowaną na jego osobie. Zaraz po lekcjach klasowy przywódca duchowy, Staszek Firlej, rzucił do Tobiasza:

– Wielkie dzięki, Małankian. Znowu nas załatwiłeś. Pożałujesz tego.

– On się nazywa „Malakian”…

– Guzik mnie obchodzą nazwiska Twoich idoli. Po raz kolejny wkopałeś całą klasę. I musisz zapłacić. Na Twoje szczęście ja, w przeciwieństwie do Ciebie, dbam o swoje oceny, więc twarz zachowasz w całości. Ale jeśli wydaje Ci się, że w szkole byłeś do tej pory znienawidzony, to zobaczysz, co będzie działo się teraz…

– Staszek, daruj sobie – wtrącił się stojący obok Kacper Małaj, jeden z przyjaciół Firleja. – Ten człek jest niereformowalny. Szkoda tracić na niego czas. Nie zmienisz go. Lepiej skup się na ważnych sprawach – na przykład, na imprezie urodzinowej Janki.

– Masz rację, Kacu. Moja dziewczyna jest ważniejsza niż ten wyrzutek. Idziemy stąd.

Cała klasa poszła pod salę, gdzie miała się odbyć następna lekcja. Jedynie Aszek stał w miejscu i nucił sobie Psychosocial Slipknota. Z kolejnego muzycznego letargu wybudziła go Asia:

– Tobiasz… Tobiasz!

– Co znowu?

– Już po dzwonku. A mamy teraz matmę.

Mazur kiwnął dziewczynie i oboje pobiegli w kierunku sali. Po wejściu powitał ich chrypliwy głos profesor Otuchowskiej (zwanej profesor Trwogowską):

– Joanna, do odpowiedzi. Tobiasz, pokazuj domowe.

– Nie mam. – odparł chłopak.

– To kolejna jedynka. Siadaj. Jesteś na najlepszej drodze do zazimowania na następny rok.

I tak za sprawą Tobiasza jego jedyna przyjaciółka otrzymała ocenę dopuszczającą z matematyki, następnie na chemii Aszek dostał uwagę za próbę ładowania telefonu podczas lekcji (i drugą za odmowę oddania go nauczycielce), zaś dzień zwieńczony został kolejną karną kartkówką dla klasy, kiedy to na geografii Mazur wyszedł do toalety i siedział tam 20 minut, słuchając muzyki z podłączonego do ładowania telefonu.

Po powrocie do domu i odsłuchaniu standardowych żalów matki na oceny, oraz kolejnym przedłużeniu przez nią szlabanu na komputer (Tobiasz, niegdyś zapalony gracz, obecnie, nie mając dostępu do peceta od siedmiu miesięcy pod rząd, całkowicie odzwyczaił się od przesiadywania przed nim), udał się do swojego pokoju, gdzie wyjął książki i rozłożył je na biurku. Po dwudziestu minutach patrzenia w sufit złapał telefon i udał się w kierunku drzwi wyjściowych. Jego rodzicielka rzuciła do niego:

– A gdzie to się wybierasz? Lekcje zrobione?

– Tak. – odburknął chłopak, nie dbając nawet o to, by mama go usłyszała. Wiedział, że oprócz przedłużenia szlabanu, do którego obowiązywania już dawno przywykł, nie wyciągnie ona żadnych dalszych konsekwencji.

Aszek biegł żwawym krokiem, nie zwracając uwagi na zadyszkę. Jego celem było miejsce odległe o około 10 minut drogi przebieżką. Tam znajdował się kopiec porośnięty chwastami – a przynajmniej tak myślała większość przechodniów. Mazur jednak wiedział, że było to tajne wejście do zapomnianego szybu słynnej wielickiej kopalni soli – jego ulubionego miejsca, jego sekretnej siedziby, jego spokojnej przystani, gdzie nikt – nawet Asia – nie mógł mu przeszkodzić w jego ukochanej rozrywce. Kiedy był młodszy, Tobiasz chodził tam, by po kryjomu zażywać tabakę, którą podkradał (choć wstyd mu się było do tego przyznać) młodszemu bratu. Jeszcze w drugiej klasie gimnazjum zerwał z tym brzydkim nałogiem, na rzecz innego – słuchania, lub raczej pochłaniania, muzyki metalowej. Zlikwidowało to uporczywe kichanie, z którego Aszkowi trudno było się tłumaczyć, jako że miał końskie zdrowie. Ale niestety, miało to też złą stronę – rozpoczęło systematyczny spadek poziomu ocen młodego Mazura, przez co teraz, rok przed maturą, groziło mu powtarzanie semestru. Jednak, ku rozpaczy rodziców, Tobiasz niezbyt się tym przejmował. Skupiony był bardziej na wkuwaniu na pamięć kolejnych skomplikowanych wersów piosenek SOAD–u. I tym razem w niskich, mrocznych korytarzach chciał się tym zająć, jednak ku swojemu zaskoczeniu, na dole zobaczył światło z innego źródła niż jego telefon. Schował się za przewróconym wózkiem, przerażony. Po chwili usłyszał głosy:

– Miałeś rację, Staszek. To boskie miejsce na imprezę! Zwłaszcza, że teraz górnicy wzięli urlopy, nie usłyszą nas podczas pracy.

– No a jak, Kacu. Janka będzie zachwycona. Szczególnie, że nikt nie wie o tym miejscu! Już zawsze będziemy się tu zbierać, koniec z łażeniem po tym zatłoczonym parku pełnym dzieciaków!

Te słowa dla Tobiasza były jak wyrok. Grupa ludzi, którymi gardził, lecz nigdy nie miał dosyć śmiałości, by im to okazać, właśnie zamierzała pozbawić go jego małego raju, w którym od czwartej klasy podstawówki przesiadywał, brudząc kolejne markowe ubrania, które przywoził mu wujek z Niemiec, psując sobie wzrok (pomimo tego – nigdy nie nosił okularów ani soczewek) i momentami omdlewając od dusznego, ubogiego w tlen powietrza. Miejsca, gdzie każda ściana i każda oblizana bryłka soli znały go lepiej niż jego własna rodzina. Aszek był pewien tylko jednego – za nic w świecie nie może dopuścić, by „spoko ziomki” pokalały to sanktuarium jego społecznego wykluczenia. Postanowił podsłuchać resztę rozmowy, a potem obmyślić plan. Przysunął się bliżej światła i nadstawił ucha. Usłyszał:

– Dobra, Kacu, to ustalone. Jutro w nocy Ty i Bartek schodzicie i rozstawiacie wszystko, co już przygotowaliśmy. Pół godziny przed startem, o czwartej, schodzi Kasia z tortem – pokażecie jej to miejsce, żeby się przypadkiem nie zabiła, spadając w jakąś przepaść. Potem wybiegacie, gdy będziemy prowadzić Jankę, chowacie się, a gdy zejdziemy, krzyczycie: „Niespodzianka!”. Jasne?

– Jasne, wodzu.

Tobiasz błyskawicznie wybiegł z kopalni po usłyszeniu tego wszystkiego. W myślach już układał plan wykurzenia Staszka na dobre z azylu w kopalni. Do tego mógł zepsuć jego relacje z Janką, co dawało mu dodatkowy zapał do pracy (wyjątkowo u niego rzadki).

Następnego dnia, po kolejnym spóźnieniu i kolejnym sprowokowaniu nauczycieli do ogłaszania karnych kartkówek przystąpił do finalizowania szczegółów planu. Nie był on skomplikowany – zejść, zniszczyć co się da, zastawić pułapkę na gości, a potem w trakcie imprezy zakraść się i ją aktywować, rujnując całe przedsięwzięcie Firleja. Ponieważ był piątek, postanowił włączyć sobie klasyczne utwory Depeche Mode, jednak po krótkim namyśle zrezygnował, wiedząc, że znowu wpadnie w trans i straci okazję do obrony swojego świętego miejsca. Około godziny 20 wyszedł, niosąc w tornistrze przygotowany sprzęt.

Szedł powoli w kierunku wejścia do kopalni, ubrany cały na czarno – był to jego kamuflaż. Otworzył klapę i zobaczył światło na dole. Od razu zamknął ją i usiadł w pobliżu. Po dwóch godzinach czekania Kacper i Bartek wyszli, cali umorusani. Po chwili stania w miejscu i przyzwyczajania wzroku na powrót do ciemności, odeszli. Aszek wkroczył do akcji. Zszedł na dół i ujrzał pięknie udekorowany stół, prymitywny parkiet z desek z warsztatu ojca Bartka oraz stolik z magnetofonem, podłączonym do agregatu.  Pod stołem, uginającym się od jedzenia (Janka była znana z obżarstwa, co jednak jakimś cudem nie wpływało zbytnio na jej figurę), położył maszynę produkującą dym domowej roboty, której włącznik umieścił w przewróconym wózku. Jedzenie powyrzucał na podłogę, zaś agregat rozkręcił. Po 10 minutach pracy opuścił kopalnię, bardzo zadowolony z siebie. Teraz pozostało mu tylko odczekać do sobotniego popołudnia i puścić całą imprezę z dymem.

Z tego właśnie powodu wyjątkowo nie spał w weekendowy dzień do dwunastej. Był zdeterminowany, by bronić swego terytorium. Dziś to on był drapieżnikiem, a dotychczasowi łowcy jego ofiarami.

Czas do 16.40, na kiedy zaplanował swoją akcję, dłużył się niemiłosiernie. Nie mogąc posłuchać ukochanej muzyki, Tobiasz wszedł z telefonu na dawno nieodwiedzanego Facebooka, gdzie czekały na niego tylko trzy nieprzeczytane wiadomości od Asi. Ani myślał na nie odpisywać (jedynie kliknął i oznaczył je jako przeczytane), zamiast tego zaczął przeglądać multum fanpage’y prowadzonych przez gimnazjalistów o podobnym mu niskim poczuciu humoru. Po sprawdzeniu wszystkich postów z ostatnich dwóch miesięcy myślał, czy nie wypadałoby odpisać coś Asi, ale zrezygnował, gdy zobaczył, że jest już 16.25. Zerwał się na równe nogi i wybiegł z domu, ignorując okrzyki matki.

Na miejscu pojawił się punktualnie. Ubrany „na luzie” wtopił się w tłum przyjaciół Staszka i Janki, których nie znał – w większości byli to bowiem ludzie z okolicznych wsi, podobnie jak i Firlej. Przekradł się szybko do wózka i włączył maszynę do dymu. Nic się jednak nie stało. Po kilkukrotnym wduszeniu przycisku w dalszym ciągu brak było reakcji ze strony urządzenia. Aszek zdecydował się skorzystać z niedawno ściągniętej na telefon aplikacji do sterowania mobilnego uprzednio wgranymi sprzętami (przed faktem zapłacił 100 złotych okolicznemu informatykowi za usługę umożliwiającą mu takie zabawy z jego maszyną do dymu). Po krótkiej chwili nawiązał połączenie z urządzeniem i…

W tym momencie na telefonie pojawiła się twarz Staszka, wydającego bardzo głośny krzyk. Tobiasz przestraszył się i wyrzucił telefon, roztrzaskując go o ścianę. Natychmiast pobiegł, rozpychając się w tłumie, w kierunku, gdzie poleciała jego własność. Gdy ujrzał swoją komórkę w kawałkach, poczuł olbrzymi ścisk w żołądku i mimo woli zaczął płakać. Po chwili poczuł klepnięcie w ramię. Podniósł głowę do góry. Stał nad nim Staszek:

– Jakże nisko upadłeś, Mazur… – powiedział chłopak do Tobiasza – Niszczyć siedemnastkę mojej Jance, naprawdę? Twoje triki są tak niskich lotów, że nawet mój braciszek chodzący do przedszkola by je rozpracował. Widziałem Cię, jak wybiegałeś w czwartek z kopalni, ba, mało tego – zauważyłem to miejsce dlatego, że Ty codziennie do niego chodziłeś. I dlatego na wszelki wypadek kazałem Kacowi i Bartkowi ustawić na początku jedynie atrapy sprzętu i jedzenia. Sam dziś rano posprzątałem bałagan po Tobie i wgrałem do tego złomu – w tym momencie wskazał na maszynę do dymu – małego wirusa. Wiedziałem, że to Cię wystraszy, ale nie sądziłem, że aż tak. Cóż – mówiłem, że pożałujesz. Jak myślisz, dlaczego organizuję imprezę w tym brudnym, starym szybie?

Staszek kontynuował swój wywód, ale reszty Tobiasz nie usłyszał, bo wybiegł z płaczem. Stracił i swój azyl, i swój telefon, gdzie latami zbierał piosenki. W dodatku próba namówienia matki na kupno nowego skończyła się jedynie przedłużeniem szlabanu na komputer. Aszek całą noc płakał w poduszkę. Następnego dnia, gdy rodzice wyszli na chwilę z domu, zajął komputer brata. Z powodu braku zajęcia postanowił sprawdzić wiadomości od Asi. Ku swojemu zaskoczeniu, Mazur przeczytał trzy obszerne wyznania miłosne. Już chciał na nie odpisać, gdy przed oczami wyskoczyła mu nowa wiadomość, tym razem krótka: „Mam już tego dość. Nie dam dłużej ignorować swoich uczuć. Skoro mnie nie chcesz, to zostaw mnie. I nie pokazuj mi się więcej na oczy.”. A kilka sekund później pojawiło się powiadomienie: „Asia Polak i Kacper Kacu Grudziński są w związku”.

Opowiadanie Macieja Kamińskiego uczestniczy w konkursie YoungFace.TV i Kopalni Soli “Wieliczka”. Więcej informacji o konkursie można znaleźć na stronie youngface.tv/konkurswieliczka/.

Zwycięzca konkursu otrzyma bilety na zwiedzanie Trasy Górniczej dla siebie oraz całej swojej klasy do wykorzystania w roku szkolnym 2014/2015. Autorów dwóch kolejnych historii uhonorujemy solnymi upominkami.
Więcej informacji o Trasie Górniczej znajdziecie na stronach Kopalni Soli “Wieliczka”: www.kopalnia.pl/zwiedzanie/trasa–gornicza.

Komentarze ()