kopalnia-Soli-Wieliczka-trasa-turystyczna (7)
fot. Kopalnia Soli "Wieliczka"

Wysiadłam z autobusu, zarzuciłam torbę na ramię i otuliłam się szczelniej wełnianym szalikiem. Był środek zimy i to takiej zimy, jakiej nie pamiętałam od lat. Dachy uginały się od śniegu, rzeki zamarzały, a w co mniejszych miejscowościach zasypało drogi i nie dało się przejechać. Niestety, należałam do tych „szczęściarzy”, którym taka sytuacja się nie przytrafiła. Nie miałam więc żadnej wymówki, by nie iść do szkoły, bo mama dawno przestała się nabierać na moje napady kaszlu, chociaż aktorką byłam niezłą.

– Oby wysiadło ogrzewanie – mruknęłam do siebie, ruszając w stronę znienawidzonego budynku. – Może puszczą nas wcześniej do domów.

Naprawdę, nie narzekałabym, gdyby nie to, że na dwóch pierwszych lekcjach miała się odbyć matematyka, na którą rzecz jasna nie byłam przygotowana. Jak każdy młodociany humanista odczuwałam swoistą pogardę dla nauk ścisłych, chociaż w głębi duszy ubolewałam, że egipskie hieroglify były dla mnie bardziej zrozumiałe niż fizyczne wzory.

Niestety, za owe bluzganie na przedmioty przyrodnicze zapłaciłam swoją cenę, bo po postawieniu kilku kroków na śliskim chodniku, przeżyłam z nim bliskie spotkanie, amortyzując rękami upadek. Podkusiło mnie ubierać buty z gładką podeszwą! Przeczołgałam się jakoś i udało mi się usiąść. Spodnie miałam jednak przemoczone, a na kolanie zrobiła się dziura, przez którą widać było fragment poharatanej skóry.

– W Wieliczce jestem, a soli to żałują! – zwaliłam wszystko na drogowców, chociaż sama widziałam, jak posypywali oblodzoną powierzchnię piaskiem.
Próbowałam wstać, jednak daremnie. Wtedy właśnie usłyszałam czyjś głos.

– Nic ci nie jest?
Spojrzałam w górę i na trafiłam na zmartwiony wzrok zupełnie nieznanej mi kobiety. Na oko miała pewnie nieco ponad czterdzieści lat. Wyglądała jakoś sympatycznie w niedbałym koku i puchowej kurtce.

– Dziękuję, chyba tylko zdarłam kolano – odparłam, nie chcąc robić zamieszania.
Ta jednak nie poddawała się.
– Mogę zobaczyć nogę? – zapytała. – Jestem lekarzem – dodała, widząc moją niepewną minę.

Zrezygnowana kiwnęłam głową, zdając sobie sprawę, że ta już podjęła decyzję. Kobieta kucnęła przy mnie i zaczęła dotykać łydkę w kilku miejscach.

– Boli? – dopytywała, a ja zaprzeczyłam. – Możesz ruszyć stopą, palcami?
Udowodniłam jej, że mogę, a ta wstała i podała mi rękę, uśmiechając się.
– Wygląda na to, że wszystko w porządku –odparła, pomagając mi stanąć na nogach.
– Dziękuję, pani… – przerwałam, nie znając jej imienia ni nazwiska.
– Magda, Magda Bendzisławska – przedstawiła się. – A ty jak się nazywasz?

Zmarszczyłam czoło, spoglądając na nią. Pewnie w tamtej chwili musiała pomyśleć, że zastanawiam się nad swoim imieniem, co było dosyć dziwne, lecz mi coś zupełnie innego chodziło po głowie. Skądś kojarzyłam jej nazwisko, jednak za Chiny Ludowe nie potrafiłam sobie przypomnieć skąd.

– Eee… Łucja jestem – odparłam w końcu. – A przepraszam, występowała kiedyś pani w telewizji?
– Nie – odparła rozbawiona moim pomysłem.
– Może pisała pani do jakiejś gazety, reportaż o medycynie? – dociekałam dalej.
Tym razem zachichotała. Nie wiem dlaczego, ale skojarzyła mi się przy tym z jakąś dobrą wróżką.
– Też nie. Ale wiesz, można tutaj niedaleko wypić świetną gorącą czekoladę. Zgaduję, że w takim stanie nie pójdziesz do szkoły, więc może napijesz się ze mną? – Spojrzała na dziurę w moich spodniach.

W normalnym wypadku nie zgodziłabym się, znalazłszy jakąś wymówkę, jednak miałam wrażenie, że jeśli z nią pójdę, to moja mała zagadka zostanie rozwiązana. Przytaknęłam więc i wkrótce ruszyłyśmy w stronę centrum miasta. Tym razem o wiele ostrożniej stawiałam kroki. Droga wiodła obok kopalni soli, gdzie jak zwykle kręciło się wielu turystów z całego świata. Tu azjatycka grupka z nieodłącznymi aparatami, tam spacerująca starsza para z Niemiec. Mieszanka języków z całego świata.

Spoglądałam co jakiś czas na panią Magdę, która zaś przyglądała się wszystkim przechodniom z niejakim rozczuleniem.

– Dawniej nie każdy mógł sobie ot tak zjechać do kopalni – powiedziała nagle, gdy byłyśmy już prawie na rynku.
– Jeszcze wiek temu pewnie nie było to takie bezpieczne – podjęłam temat.
– Och, bardzo często zdarzały się wypadki – kontynuowała. – A chirurg musiał się też zajmować na przykład wyrywaniem zębów.
Skrzywiłam się mimowolnie, gdyż dentystów bałam się potwornie i raz nawet zemdlałam po wejściu do gabinetu.
– I to wszystko bez znieczulenia – stwierdziłam, lekko blada na twarzy.
– Te zaczęto stosować dopiero w połowie dziewiętnastego wieku. – Kiwnęła głową, kiedy wchodziłyśmy do kameralnej kawiarenki w starej kamiennicy. – Wcześniej tylko gorzałka – zaśmiała się.

Usiadłyśmy przy stoliku tuż przy oknie, powiesiwszy wcześniej płaszcze na oparciach krzeseł. Po chwili uśmiechnięta kelnerka podała nam karty dań. Zajrzałam do menu, nie mogąc się jednak zupełnie skupić na spisie kilku rodzajów gorących napojów i ciast. Zwykle byłam łasuchem, lecz jakoś nie potrafiłam przestać zastanawiać się nad tym, skąd kojarzę nazwisko przed chwilą poznanej lekarki.

– Coś nie tak? – zapytała mnie, marszcząc
Poprawiłam niesforny kosmyk włosów, stwierdzając, że jest ona niesamowicie spostrzegawcza.
– Nie, wszystko w porządku – odparłam, zdając sobie sprawę, że już bardziej nieprzekonywująco kłamać się nie da.
– Mów mi zaraz. – Pani Magda uśmiechnęła się do mnie pobłażliwie.
Odłożyłam kartę na stolik i zwiesiłam wzrok, biorąc głęboki oddech.
– Bo ja jestem pewna, że skądś panią znam – wyrzuciłam się z siebie na jednym wydechu.  – A właściwie pani nazwisko.

– To możliwe – odparła tylko tajemniczo.

– Tak? – podchwyciłam entuzjastycznie.

W tym momencie nasza rozmowa została przerwana przez ponowne przybycie kelnerki. Jako że w końcu nic sama nie wybrałam, zamówiłyśmy dwa kubki gorącej czekolady z bitą śmietaną.

– Jednak naprawdę nie wiem skąd – kontynuowałam po chwili przerwy.
– Wierzysz w legendy, Łucjo? A może jesteś chociaż sentymentalna? – zapytała mnie nagle.

Spojrzałam na nią, nie rozumiejąc sensu tych pytań. A co to miało do rzeczy? Zresztą, brzmiało to jak wstęp do jakiejś tajemniczej historii. I nie pomyliłam się wiele, bo gdy tylko kiwnęłam niepewnie głową, pani Magda zaczęła mówić.

– Istnieje podanie, wedle którego każdy, kto będąc w kopalni otrzyma z rąk górnika grudkę soli, będzie mógł wrócić do Wieliczki już zawsze, gdy będzie chciał lub zajdzie taka potrzeba– opowiadała, gdy przyniesiono nam zamówienie.

Teraz byłam już naprawdę zagubiona. Objęłam obiema dłońmi kubek z czekoladą, próbując zebrać myśli. Logicznie rzecz biorąc, ta historia powinna mieć jakiś związek z moją zagwozdką, czyli ona powinna być częścią tej opowieści.

– Czy pani jest żywa? – wypaliłam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
Kobieta jednak zachichotała.
– Dobre pytanie.

I właśnie w tamtym momencie, gdy powinnam być przerażona jej odpowiedzią, doznałam olśnienia. Wiedziałam, kim ona jest.

– Magdalena Bendzisławska, pierwsza w Polsce kobieta, która została chirurgiem! – powiedziałam z wielkim zaskoczeniem w głosie.

Moja rozmówczyni upiła łyk czekolady i uśmiechnęła się promiennie, jakby zadowolona ze mnie.

– Na szczęście mąż wiele mnie nauczył o swoim fachu, więc kiedy umarł, zakasałam rękawy dla dobra siebie i swoich dzieci – opowiadała. – Na początku było trudno, ludzie nie chcieli mnie zaakceptować, bo co tam baba wie, ale w końcu i król mnie uznał.

Spoglądałam na nią przez chwilę, bo zaczęło do mnie docierać, że powinna być ona od kilkuset lat martwa. Duchem też nie była – przecież podawała mi wcześniej rękę i pamiętałam doskonale, jaka była ciepła. Rozsądny człowiek oczywiście nie uwierzyłby w tę historię, ale był jeden mały szkopuł. Rzadko kierowałam się rozumem. Poza tym dużo ciekawiej było wierzyć, że to prawda, a nie jedynie zmyślona dla żartu historia.

– I dostała pani kiedyś sól od górnika, mam rozumieć? – zapytałam, powoli dobierając każde słowo.

– Całkiem sporo – zaśmiała się.

– Ale, po co pani się tutaj teraz zjawiła? – nasunęło mi się na myśl kolejne pytanie.

– Napić się gorącej czekolady – odparła rozbrajająco. – Jak żałuję, że za moich czasów była właściwie niedostępna, a przynajmniej w Rzeczpospolitej.

Uśmiechnęła się blado, jak każdy człowiek, który wspomina dawne czasy, a ja spróbowałam sobie wyobrazić ją jako barokowego chirurga w spódnicy. Zamiast bluzki i spodni miała na sobie burą suknię do ziemi, a frotka spinająca włosy zmieniła się we wstążkę.

– Chciałabym zobaczyć pani czasy – powiedziałam nagle rozmarzona.

– Może kiedyś – znów odparła tajemniczo. – A teraz czas na mnie. W twojej szkole odwołano lekcje i Patrycja tu idzie.

Nie miałam pojęcia, skąd znała imię mojej przyjaciółki z klasy, ani dlaczego sądzi, że ona tu idzie. Pani Magda ubierała już najspokojniej w świecie kurtkę, by po chwili wyjąć z kieszeni dwudziestozłotowy banknot i położyć go na stole, jako zapłatę za napoje. Chciałam wstać, by ją powstrzymać przed wyjściem, bo przecież miałam do niej jeszcze tyle pytań, lecz ta powstrzymała mnie ruchem dłoni.

– Naprawdę muszę już iść, ale miej oczy szeroko otwarte, to może kiedyś poznasz Kopernika – zaśmiała się i opuściła kawiarnię.

Oniemiała po przeżytych wrażeniach, patrzyłam przez szybę, jak ta znika za rogiem, odwracając ostatni raz uśmiechnięta twarz w moim kierunku. A potem na rynku pojawiła się Patrycja, przyglądająca się witrynom sklepów. Bez zastanowienia chwyciłam zawieszony na oparciu krzesła płaszcz, i wybiegłam na zewnątrz, ubierając go po drodze.

– Hej! – zawołałam do dziewczyny.
– Hej, skąd wiedziałaś, że nie ma lekcji? – zapytała mnie lekko chyba zaskoczona moim widokiem.
– Miałam takie przeczucie – zaśmiałam się nerwowo.

Na szczęście nie spytała, co w takim razie robię w Wieliczce, lecz ja miałam już plan na dzisiejszy.

– Wiesz, ostatnio mówiłaś, że nie byłaś jeszcze w kopalni, nie? – zapytałam. – To może pójdziemy tak, bo dobrze by było, byś ją w końcu zwiedziła, skoro chodzisz tu do szkoły, prawda? – uśmiechnęłam się.

Chwilę potem przemierzałyśmy zaśnieżone ulicę, a mnie roznosiło uczucie dziwnego szczęścia. Co prawda ludzie dziwnie spoglądali na moje częściowo podarte spodnie, ale w ogóle mnie to nie obchodziło. Czasem upadek może być początkiem niezwykłej przygody. A czy moja już się skończyła? Dowiemy się tego, gdy zjadę pod ziemię…

Opowiadanie Gabrieli Kasprzyk uczestniczy w konkursie YoungFace.TV i Kopalni Soli “Wieliczka”. Więcej informacji o konkursie można znaleźć na stronie youngface.tv/konkurswieliczka/.

Zwycięzca konkursu otrzyma bilety na zwiedzanie Trasy Górniczej dla siebie oraz całej swojej klasy do wykorzystania w roku szkolnym 2014/2015. Autorów dwóch kolejnych historii uhonorujemy solnymi upominkami.
Więcej informacji o Trasie Górniczej znajdziecie na stronach Kopalni Soli “Wieliczka”: www.kopalnia.pl/zwiedzanie/trasa–gornicza.

Komentarze ()