Ilu z nas miałoby w sobie tyle odwagi, aby stanąć w obronie osoby słabszej, wyśmiewanej, szykanowanej? Czy pomoglibyśmy takiemu koledze/koleżance, narażając się tym samym na dezaprobatę szkolnego osiłka, hejtera?
Jak to właściwie jest z tą odwagą? Wielu z nas, zadając sobie pytanie „Czy jestem odważny/odważna?” bez wahania odpowiada twierdząco, wspominając przy tym brawurowy skok na bungee lub ostanie wyczyny na deskorolce. Mnie jednak chodzi o zupełnie inny rodzaj odwagi. Ilu z nas miałoby w sobie tyle odwagi, aby stanąć w obronie osoby słabszej, wyśmiewanej, szykanowanej? Czy pomoglibyśmy takiemu koledze/koleżance, narażając się tym samym na dezaprobatę szkolnego osiłka, hejtera?
Z własnych obserwacji wiem, że niewielu z nas jest skorych do bezinteresownej pomocy. Interesujemy się jedynie czubkiem własnego nosa, nie pamiętając nawet, czym jest empatia. Kilka dni temu sama byłam świadkiem sytuacji, kiedy to grupka wysokich, dużych chłopców źle odnosiła się do jednego z młodszych kolegów. Widać było, że chłopiec jest wystraszony i niepewny. Mimo, iż wielu uczniów przechodziło obok nich, żaden nie zareagował. Całe szczęście, że wraz z moimi koleżankami w porę zainterweniowałyśmy. Jasno dałyśmy „chojrakom” do zrozumienia, że ich zachowaniem nie przysporzą sobie sławy, a wręcz przeciwnie. Przemoc w obecnych czasach wcale nie jest „cool”.
Po przeanalizowaniu wszystkiego, wysuwam wniosek, iż za osoby odważne młodzi ludzie najczęściej uważają szkolnych chuliganów, którzy nie boją się nauczycieli, rodziców i konsekwencji swoich czynów. Ja mam jednak pewne wątpliwości, czy na tym właśnie polegać powinna odwaga. W mojej opinii osoba odważna to taka, która nie boi się bronić swojego zdania, poglądów (oczywiście wówczas, gdy są one słuszne), walczy o równe traktowanie każdego, bez względu na narodowość, obyczaje, wygląd.
Komentarze ( )