Początek XX w. to w Europie okres fascynacji powstającymi w Stanach Zjednoczonych wieżowcami. Wszechobecna idea dotarła również do Wrocławia, rozpalając wyobraźnię Maxa Berga – twórcy Hali Stulecia i ówczesnego Radcy Budowlanego Wrocławia. W efekcie stworzył on 4 projekty, które zrealizowane, całkowicie odmieniłyby Wrocław.
O takich wieżowcach marzył Wrocław lat 20.
Rynek bez Sukiennic, bez żadnej z centralnych kamienic? Jedynie Ratusz, a za nim… ponad 90-metrowy, modernistyczny wieżowiec. Nierealne? Wrocławianom z lat 20. także nie mieściło się to w głowie.Wraz z powstaniem Sky Tower Wrocław doczekał się pierwszego drapacza chmur z prawdziwego zdarzenia. Leszek Czarnecki nie był jednak pierwszym śniącym o podniebnym Wrocławiu.
Początek XX w. to w Europie okres fascynacji powstającymi w Stanach Zjednoczonych wieżowcami. Wszechobecna idea dotarła również do Wrocławia, rozpalając wyobraźnię Maxa Berga – twórcy Hali Stulecia i ówczesnego Radcy Budowlanego Wrocławia. W efekcie stworzył on 4 projekty, które zrealizowane, całkowicie odmieniłyby Wrocław.
Wzniesiona według jego projektu w latach 1912-13 Hala Stulecia (obecnie Hala Ludowa) we Wrocławiu stanowi do dziś jedną z wizytówek miasta. Obiekt ten będący areną wielkich wydarzeń sportowych i kulturalnych, przez wiele lat stanowił największą w Europie budowlę wykonaną w konstrukcji żelbetowej. W zamierzeniach Berga, hala i otaczające ją tereny wystawowe miały być zalążkiem nowego Wrocławia -‘miasta monumentalnego’.
93 metry betonu i stali
Oszałamiająca jest skala pomysłów. Najbardziej szokujący zakładał wyburzenie kamienic w centrum Rynku i postawienie na ich miejscu 30-kondygnacyjnego wieżowca. Byłby to również najwyższy wysokościowiec Berga. Sięgający 93 metrów i przewyższający górująca nad okolicą wieżę kościoła Św. Elżbiety.
– Projekt tego wieżowca był prowokacyjną próbą rozwiązania problemu wysokościowca pośród historycznej zabudowy – tłumaczy Jerzy Ilkosz, dyrektor Muzeum Architektury we Wrocławiu – Berg uważał jednocześnie, że idea w żaden sposób nie niszczy Ratusza, który był dla niego klejnotem świeckiej architektury – dodaje.
Gmach miał stać się nową siedzibą administracji miejskiej, a budynki dotychczas zajmowane przez urzędników byłyby przerobione na mieszkania. Miała to być recepta na ówczesny kryzys mieszkaniowy. Nikt wtedy nie zakładał, że w tak wysokich budynkach będą mieszkać ludzie.
4 idealne lokalizacje
Max Berg wiedział, że wieżowce prędzej, czy później powstaną w Europie – mówi Jerzy Ilkosz. – Dlatego chciał wprowadzić zasady, które uniemożliwiłyby chaotyczne stawianie wysokościowców prowadzące do zniszczenia sylwety miasta – tłumaczy
Kolejne projekty: budynek przy placu Powstańców Warszawy (obecnie Urząd Wojewódzki), przy Podwalu (dziś Komenda Wojewódzka Policji) i ulicy Tęczowej koło Dworca Świebodzkiego, były wariacjami na temat formy wieżowców.
Dlaczego żaden z nich nie doczekał się realizacji? – Projekty były tylko propozycjami Berga. W ten sposób chciał pokazać miejsca, w których mogłyby powstać wieżowce. Nie znaczyło to, że faktycznie chciał wyburzać kamienice w Rynku – tłumaczy Ilkosz. – Lata 20. XX-wieku, to okres ogromnej inflacji i kryzysu finansowego. Zwyczajnie nie było pieniędzy na tak ogromne przedsięwzięcia – dodaje dyrektor
O ile najśmielsze koncepcje rozbiły się o twardą ścianę gospodarczej stagnacji, o tyle nieskrępowana wyobraźnia wrocławskich architektów znalazła ujście w mniej spektakularnych konstrukcjach.
Inny niż wszystkie
Pośród barokowych i renesansowych kamienic Rynku stoi budynek rażąco inny od reszty. To dawna siedziba Miejskiej Kasy Oszczędności, a obecnie budynek Banku Zachodniego. Na realizację projektu Heinricha Rumpa zużyto 1 500 000 kilogramów cementu i 450 000 kilogramów stali – to dane wspominane z podziwem przez ówczesną prasę. Dziesięć kondygnacji od strony Rynku i siedem od Placu Solnego. Ten betonowy moloch, wraz z gmachem Poczty, jest echem marzeń o sięgnięciu nieba. Mimo swej oryginalności – często niezauważanym.
W Rynku wbrew pozorom jest dużo XX-wiecznych budynków. W jakimś sensie ten wieżowiec wpisuje się w przestrzeń – uważa Jerzy Ilkosz. – Jednak bardziej niż fasada, interesujące jest świetnie zachowane typowe wnętrze lat 20.
Do środka warto wejść też po to, by zobaczyć niezwykłą windę “paternoster”. Złożona z 20 poruszających się w ciągłym obiegu kabin, jest jednym z nielicznych takich urządzeń w Polsce.
A jeśli nie mamy czasu na zwiedzanie środka, przechodząc możemy spojrzeć na wejście. Inspirowany starożytnym Egiptem portal, to jeden z nielicznych tak dobrze zachowanych przykładów stylu art déco we Wrocławiu.
Drugą konstrukcją będącą urzeczywistnieniem idei z początków lat 20. jest wspomniany wcześniej gmach Urzędu Pocztowego przy ul. Krasińskiego. Urzeczywistnieniem niezwykle kameralnym, bo 43-metrowy budynek nie może się równać blisko stumetrowym kolosom, porzuconym na kartach archiwum.