5 września nasza szkoła miała przyjemność gościć Krzysztofa Ignaczaka, reprezentanta Polski w piłce siatkowej. Przed spotkaniem ze społecznością szkolną udało mi się porozmawiać z tym znakomitym sportowcem.
Jest Pan absolwentem Zespołu Szkół nr 4 w Wałbrzychu. Czy czuje Pan nadal emocjonalny związek z Dolnym Śląskiem?
KRZYSZTOF IGNACZAK: – Jak powtarzam w wielu wywiadach, tu się urodziłem i mam najbliższą rodzinę, więc zawsze będę się czuł związany w jakiś sposób z Wałbrzychem. Tu spędziłem pierwsze lata swojego życia i tutejsze, dolnośląskie środowisko mnie ukształtowało. Tato był moim pierwszym trenerem, później miałem wielu szkoleniowców, którzy wpłynęli na rozwój kariery sportowej, więc moje korzenie wyrastają z Wałbrzycha. Jak wiadomo, życie sportowca polega na ciągłym podróżowaniu, co nie zmienia faktu, że jestem osobą, która przywiązuje się do miejsc. Zawsze grałem, w klubach, około cztery lata, a w Rzeszowie jestem już siódmy rok, dlatego można powiedzieć, iż to miasto jest miejscem, z którym chcielibyśmy się, jako rodzina, związać na stałe.
A propos rodziny.. Jest Pan szczęśliwym mężem i ojcem dwójki dzieci – Sebastiana i Dominiki. Czy mógłby Pan coś o nich opowiedzieć?
– Jak wiadomo rzadko ich widuję, ponieważ moja praca związana z częstą rozłąką, jednak mogę powiedzieć, że są to fantastyczne dzieci, które zawsze za mną mocno tęsknią i to jest najbardziej bolesna rzecz związana z całą otoczką sportową. Sebastian idzie pomału w ślady ojca i dziadka, natomiast Dominika jest teraz na etapie koloru różowego, więc o sporcie na razie nie myśli.
Przejdźmy do tematów typowo sportowych. Mecz z Serbią oglądało kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Jak Pan się czuł?
– Odebrałem to jako jedno z największych wydarzeń w historii polskiego sportu. Na mojej stronie internetowej, i w wielu felietonach, możecie poczytać, jakie były moje odczucia, które towarzyszyły mi podczas wejścia na Stadion Narodowy. 60 000 ludzi na meczu siatkówki to rzecz niespotykana! Sama oprawa i atmosfera były niesamowite. Kiedy wchodziłem na prezentację zespołu, wiedziałem, że Serbowie nie będą w stanie z nami wygrać, ponieważ adrenalina u nas była już tak wysoka, że to nas uskrzydlało bardziej niż jakakolwiek inna motywacja. Te kilkadziesiąt tysięcy gardeł krzyczących: „Polska, biało-czerwoni!” – to nie do zapomnienia.
Gra Pan na pozycji libero. Czy mógłby Pan wyjaśnić uczniom dokładnie, jakie jest Pana zadanie w drużynie?
– Pozycja ta została wprowadzona w 1998 roku na mistrzostwach świata w Japonii przez prezydenta FIVB Rubena Acostę. Chciał on urozmaicić piłkę siatkową, myślał o tym, co zrobić, aby dla przekazu medialnego i dla oka kibica, który ogląda w telewizji spotkanie, była ona maksymalnie atrakcyjna. Stało się tak, ponieważ w pewnym momencie doszło to takiej przewagi siły i dynamiki u atakujących, że piłka lądowała szybko na parkiecie. Zadaniem libero jest jak najdłuższe utrzymanie piłki w grze. Zazwyczaj wchodzi on za zawodników środkowych, którzy są mniej predysponowani do gry w obronie. Libero charakteryzuje się lepszym refleksem, gibkością ruchową i sposobem przewidywania; można powiedzieć, iż jest to człowiek od czarnej roboty, gdyż jest mało widoczny, a musi być efektywny w tym, co robi. To dlatego jest to jedna z najtrudniejszych pozycji, jaką mamy w piłce siatkowej.
Który z licznych sukcesów klubowych, i reprezentacyjnych, ceni Pan najbardziej?
– Nie potrafię sklasyfikować, które sukcesy cenię najbardziej, ponieważ każdy z nich jest związany z określonymi przeżyciami, których człowiek nigdy nie zapomni. To są wspaniałe chwile dla sportowca: osiągać sukcesy i zdobywać medale, które kosztują tak wiele wysiłku. Za każdym razem, kiedy osiągasz jakiś sukces, to satysfakcja jest inna, bo włożyłeś w to mnóstwo ciężkiej pracy i masz świadomość, że ta praca przynisoła korzyści w postaci medali. Jak dla mnie, każdy sukces, który osiąga drużyna, jest na wagę złota.
Jeżeli my my, młodzi ludzie, chcemy zostać dobrymi sportowcami, to musimy zrezygnować z przyjemności?
– Na pewno nie można powiedzieć, że sport zawodowy to wyłącznie przyjemna sprawa. Wymaga on naprawdę wielu poświęceń, ale rekompensuje wszystkim niesamowitym, co się dzieje w twoim życiu. Umożliwia ci podróżowanie i poznawanie ludzi na całym świecie; dlatego sport, oprócz tego, że kształtuje w nas samodyscyplinę i charakter, pozwala także rozwijać się w różnych płaszczyznach.
Na zakończenie chciałabym się również zapytać, czy ma Pan jakieś motto, wskazówkę życiową dla uczniów Gimnazjum nr 13 we Wrocławiu?
– Nigdy nie wolno się poddawać! Miałem wiele sytuacji w życiu, kiedy byłem przez niektórych trenerów uważany za osobę, która nie da sobie rady, której nie powiedzie się z racji „marnego” wzrostu. Byłem jednak na tyle zawzięty, żeby udowodnić nie tylko sobie, ale i innym, że są w błędzie i się mylą. To dlatego doprowadziłem do spełnienia swoich marzeń sportowych. Myślę, że wytrwałość, dążenie do celu i przede wszystkim niepoddawanie się są najważniejszymi cechami sportowca.
Rozmawiała ALEKSANDRA ANTOSZCZUK – 3 e
Komentarze ( )