Dziś, razem z rodzicami wybraliśmy się na spacer. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami i upadłem na ziemię.

Obudziłem się w niesamowitej krainie. Byłem na ogromnej łące, przede mną znajdował się przycisk, który mnie bardzo zaciekawił, więc go nacisnąłem. Moim oczom ukazała się maszyna, a obok niej portal. Na pulpicie było pięć opcji do wybrania:

pierwsza- lunapark

druga- cyrk

trzecia- jaskinia

czwarta- las

piąta- niespodzianka

Wybrałem niespodziankę i wszedłem przez wrota. Po chwili znalazłem się w miejscu podobnym do naszego ludzkiego świata, lecz były tam postacie z kreskówek: Pokemony, królik Bugs, kaczor Donald, Scoobydoo, a nawet Spiderman. Na ulicy zaczepił mnie jakiś niebieski ludek:

– Jak się nazywasz?- zapytał tubylec.

– Jestem Janek, a ty?

– Nazywam się Betamofobilpigosso, ale mówią na mnie Beta.

– A tak w ogóle, gdzie ja jestem?- zapytałem.

– Znajdujesz się w Light City.

– Czy dostanę tu coś do jedzenia ?- zapytałem.

– Tak. Chodź do pani Poppy. Na pewno da nam jakąś pyszną zupę.

– Niema co czekać, ruszajmy w drogę.- powiedziałem.

Szliśmy przez ulicę Sezamkową, spotkaliśmy tam Elmo i Żółtodzioba, a Ciasteczkowy Potwór proponował nam ciastka na drogę, ale mama zawsze mi mówiła, że przed obiadem nie można jeść słodyczy, więc nie skorzystałem. Kiedy szliśmy, Beta powiedział mi, że w tej krainie mieszkają tylko postacie z bajek. Gdy doszliśmy do pani Poppy, szybko zjedliśmy i udaliśmy się do fabryki pikseli. Znajomy Bety wytłumaczył nam jak się je wytwarza. Najpierw z pomocą kołorysa, czyli wielkiego cyrkla rysuje się koło, następnie wycina się malutkie trójkąciki, mniejsze niż paznokieć, później łączy się dwa trójkąty w kwadrat i wyostrza się rogi. Po wysłuchaniu znajomego Bety, wróciliśmy do domu pani Poppy i poszliśmy spać.

O świcie udaliśmy się na pchli targ. Na stoisku o czerwonym daszku, czerwona pchełka, sprzedawała suszone piksele, smakowały jak rodzynki. Beta powiedział mi że istnieje organizacja złoczyńców. Źli bohaterowie bajek na końcu Light City wybudowali własną osadę Dark City. Jeszcze nikt dobry nie odważył się tam wejść. Nagle z zaułka wyskoczył doktor Eggman i strzelił we mnie laserem. Wtedy zobaczyłem, że jestem w szpitalu, a obok mnie siedzieli moi rodzice. Pielęgniarki odłączyły mnie od kroplówki i pojechaliśmy do domu.

Nawet podobało mi się w Light City, ale wcale nie żałuję, że się obudziłem. Wstyd się przyznać, ale tęskniłem za mamą i tatą.

Jan Brzózka kl.Va