df.jpg

                                             2017-05-17

 

To był piękny dzień. Mówiąc piękny, mam na myśli słoneczny i sympatyczny. Bo słowo ‘’piękny’’ może być odbierane przez każdego w inny sposób. Wracając. To był ciepły dzień, śpiew ptaków słyszałam od razu gdy wpuściłam promyki słońca przez żaluzje mojego okna. Zapowiadał się.. przeciętnie. Przecież każdy mój dzień może być piękny, tylko to ja muszę go takim określić.

Kąpiel, śniadanie, kawa.. codzienna rutyna. Po wykonaniu wszystkich tych czynności byłam gotowa wyjść do szkoły. Byłam gotowa, co nie znaczy, że miałam zamiar to wykonać. Szczerze, nigdy nie wagarowałam. Zawsze byłam systematyczną uczennicą, nie opuszczającą godzin szkolnych, Dziś jednak coś się zmieniło. Czułam, że czegoś potrzebuję. Długo poszukiwać nie musiałam, gdyż spoglądając na dzisiejszą pogodę, ruszyłam w drogę na długi spacer. Sama.

Szłam przez wiele pól, lasów, górek i ulic. Nie sądziłam nawet, że cała ta droga zajęła mi 3 godziny. Tym bardziej nie sądziłam, że potrafię się zgubić w mojej rodzinnej miejscowości. Ale tak się stało. Zmartwiona i przestraszona ruszyłam w poszukiwaniu drogi do domu. Nie wzięłam ze sobą komórki, nie miałam nawet kompasu. W tamtej chwili chciałam po prostu się poddać. Usiąść i czekać na pomoc. Co jednak, gdy na pomoc nie musiałam czekać? Zza rogu ujrzałam głowę. Głowę z niewielką blond czupryną, która błyszczała w słońcu. Byłam pewna, że jest to chłopiec. Ale co mały chłopiec miałby robić sam, po południu, na środku polany. Zauważyłam, że mała czupryna idzie w moją stronę. Nie bałam się, to tylko chłopiec. Obejrzał mnie dokładnie, po czym zaczął konwersację. Nie bał się, mówił odważnie i pewnie. Był… dziwny? Taki mi się wydawał. Mówił o planetach, o wielu różnych planetach. Mówił o swojej ziemi. Sądziłam, że są to tylko głupie bajki. Natomiast w pewnym momencie coś w środku mnie jakby przekręciło się do góry nogami. Poczułam, że ten chłopiec zapewnia mi bezpieczeństwo i co najważniejsze- mówi prawdę. Wierzyłam we wszystko. Od samotnej, nieco irytującej róży, aż po przyjaciela pilota. Była to dla mnie zwykła rozmowa, już nie tak dziwna, jak na początku.

Chłopiec mówił dużo, ale najbardziej zaintrygowały mnie jego historie związane z lisem. Z lisem, który opowiedział mu o prawdziwej przyjaźni. Który uświadomił, wpierw jemu, lecz później też mi, jak ciężko znaleźć jest prawdziwych przyjaciół i co tak naprawdę znaczy więź międzyludzka. ‘’Już wiem’’– pomyślałam. Wiem, że Mały Książe, bo tak przedstawił mi się owy chłopiec, jest dobrym chłopcem.  Nie łżę, bo nie ma powodu. Nie rozczula się, jest mu po prostu smutno. Nie udaję, a ja wyczuwam między nami więź. Tak, wyczułam więź. Czułam, że po 2 godzinach rozmowy chłopiec stał mi się wyjątkowo bliski.

I rozpacz. Rozpacz, że muszę pożegnać się z tą cudowną blond czupryną. Jego cudownym uśmiechem. Rozpacz, że muszę zakończyć konwersację z Małym Księciem. Rozeszliśmy się w swoje strony, zostawiając w głowach wspomnienia z tych cudownych kilku godzin. Jest jedna rzecz, która mnie satysfakcjonuje. Wiem, że ten chłopiec wraca. Wraca na swoją planetę. Zasiądzie przy swojej róży w ciszy i spokoju i szepnie to, o co go poprosiłam. Mianowicie ‘’Ludzie na Ziemi nie są źli. Nie są dziwni. A może chociaż nie Ci dorośli. Jednak tutaj, w moim ojczystym miejscu czuję się najspokojniej. I czuję się spokojnie, że jesteś bezpieczna, Moja Różo’’. Prosił mnie o rady, ja starałam się jak najlepiej, żeby wraz z Różą wiódł choć po części beztroskie życie.

I jutro, gdy będę szła do szkoły, przypomnę sobie tą drogę. Te słońce, te pola oraz tą blond czuprynę. Mały Książe. Może i mały wzrostem, ale jak wielki duchem.