Jednym z ostatnich przed wakacjami zdań domowych z języka polskiego w mojej klasie było napisanie własnego dokończenia znanej baśni Andersena pt. „Dziewczynka z zapałkami”.
Dziewczynka potarła kolejną zapałkę, lecz ta nie zapaliła się. Widocznie krzesiwo zawilgotniało od śniegu. Zziębnięte dziecko nie miało wątpliwości, co je czeka. Śmierć… Zrezygnowana dziewczynka włożyła resztę zapałek pod fartuszek, zamknęła oczy i czekała na koniec mający przynieść jej ukojenie. Westchnęła głęboko, wyszeptała pod nosem kilka niezrozumiałych słów, po czym zorientowała się, że ktoś idzie w jej stronę.
Był to młody, wysoki i chudy mężczyzna odziany w czarny jak skrzydła kruka płaszcz. Czerwone, jakby nieobecne, oczy spoglądały na skuloną dziewczynkę spod burzy równie czarnych jak płaszcz włosów. Trzymał w dłoniach zeszyt opatrzony literami w jakimś niezrozumiałym języku, lecz dziewczynka domyślała się, co jest tam napisane.
– Jesteś śmiercią? – zapytało dziecko bez najmniejszej nuty strachu w głosie.
– Tak – padła odpowiedź, której była niemal pewna.
– W tym zeszycie zapisujesz nazwiska umierających, prawda? Zabierzesz mnie stąd?
– Tak i… tak. Wybacz, ale muszę to zrobić… na tym polega moja praca – powiedział mężczyzna, po czym chwycił pióro i zapisał w zeszycie nazwisko dziewczynki.
– Cieszę się, że umrę.
– Jak to… cieszysz się? – Śmierć była zauważalnie zdziwiona.
– Normalnie. Tutaj jest mi źle. Matka i ojczym źle mnie traktują, jestem dla nich jedynie ciężarem. Całe dnie spędzam na ulicach, próbując sprzedawać, co się tylko da, ale nikt z przechodniów nie zwraca na mnie uwagi. Moje życie to istny koszmar. Proszę, zabierz mnie stąd szybko.
– Jesteś pierwszą osobą na mojej drodze, która nie boi się umrzeć, nie mówiąc już o prośbach o śmierć… Posłuchaj, twoje nazwisko już widnieje na liście, moi pracownicy przybędą po ciebie najszybciej, jak się będzie dało. Do tej pory będziesz duchem i zostaniesz na jakiś czas w świecie żywych.
To rzekłszy, mężczyzna wyciągnął kościste palce i dotknął nimi dziewczynki. Ta natychmiast zamieniła się w półprzezroczystą zjawę.
– Na mnie już pora. Do zobaczenia – rzekła po raz ostatni Śmierć, po czym obróciła się na pięcie i zniknęła.
Dalsze losy ducha dziewczynki nie były zbyt kolorowe. Minął rok, dwa, trzy i cztery… Posłańców Śmierci jak nie było, tak nie było. Zagubiona dusza dziewczynki krążyła po ulicach, czekając na posłańców, którzy się nie pojawiali… Czekała, czekała i czekała. Próbowała zwrócić na siebie uwagę przechodniów, lecz nic z tego – jako duch była niewidoczna dla ludzi. Mogła jedynie przesuwać przedmioty. Pozostawało więc błąkanie się po mieście w nadziei, że wreszcie trafi na tamten świat.
Krążą plotki, że przez następnych kilka lat zrozpaczony duch dziewczynki z zapałkami nawiedzał pobliskie domy i stragany. Później nagle zniknął i nie pojawił się już nigdy więcej. Czy dziewczynka pogodziła się wreszcie z losem zapomnianej duszy i przestała nawiedzać mieszkańców miasta? A może posłańcy wreszcie przybyli i zabrali ją do krainy zmarłych? Tego, niestety, nie wie nikt…
OLENA BANAŚ – 1 e, Gimnazjum nr 13 im. Unii Europejskiej we Wrocławiu