Sterczę w Muzeum Rzeczy Dziwnych. Znajduję się w Dziale „Przedmiotów nieistniejących”…
Z kolei moja najlepsza przyjaciółka, gruszka na wierzbie jest w dziale „Przysłów i stwierdzeń niedorzecznych”. Trochę jej współczuję, bo blisko niej siedzi samolubna śliwka w kompocie. Ciągle się przechwala, że jej kompot jest wiśniowy i że nikt nie ma bardziej pomarszczonej od niej skórki. Na szczęście ja mam lepszego sąsiada, a mianowicie zęba wróżki zębuszki. Jest bardzo miły i pomocny. Nieraz przeciwstawił się śliwce. Bardzo go za to podziwiam, ponieważ ja nie miałabym tyle odwagi.
Do tego dziwnego i interesującego zarazem miejsca trafiłam jakieś dobre czternaście lat temu. Wtedy mi się tu podobało. Z kolei teraz… To zdecydowanie co innego. Tęsknię za moim dawnym właścicielem, którym był Święty Mikołaj. Bardzo się lubiliśmy. Gdy mnie nosił, czułam się tak radosna, że mogłabym latać. Był on bardzo uśmiechniętym i, zarazem, zawsze głodnym towarzyszem. Według mnie miał tylko jedną wadę: za dużo jadł. Nie lubiłam tego zwyczaju, bo ciągle byłam brudna! Inna sprawa, że gdy dopiero tu, w muzeum mnie umyli, to wcale nie było przyjemne. Na same wspomnienia mam dreszcze…
Na początku wsadzili mnie do jakieś „ralki”. Było tam bardzo zimno i na dodatek szalenie kręciło mi się w głowie! Po tym wydarzeniu stwierdziłam, że nie może być gorzej, ale jak się myliłam. Wywiesili mnie na jakichś drutach, a potem przejeżdżali po mnie „lazkiem”. Ale wrócę do tematu.
Jak co roku staruszek spakował wszystko do sań i ruszyliśmy w drogę. Gdy Gwiazdor, jak zawsze zresztą, zaczął się popisywać przed Rudolfem i elfami, zahaczył mną o ostrą gałąź. Był zrozpaczony, ponieważ miał wręczyć dzieciom podarki, a beze mnie to nie jest prawdziwym Mikołajem! W końcu jego pomocnicy przyczepili do mnie jakąś łatę. Święty powiedział coś w stylu “może być” i ruszyliśmy dalej. Jednak staruszek już mnie nie nosił. Wymienił na inną. Następnego roku oddał mnie w prezencie, właśnie tu, do tego muzeum.
Jest tu bardzo, bardzo, bardzo nudno. Codziennie przychodzi tu gatunek homo sapiensów, żeby mnie podziwiać. Niestety, są strasznie nieciekawi. Mówią ciągle tylko „Cześć” lub „Jakie to piękne”. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Nawet moi koledzy nie są w stanie zmienić tego stanu rzeczy.
Ojej! Zapomniałam powiedzieć o naszym nowym znajomym. Jest tu od niedawna, bo przyjechał dopiero wczoraj. Nazywa się kaganek oświaty. Chyba razem z Ząbkiem go polubimy. Szkoda, że nikt nie usłyszy o mojej historii, a przecież jestem tylko jednym z eksponatów.
Znowu zapomniałam! Nazywam się Czapka Świętego Mikołaja. Mam kolor czerwono-biały, a na czerwonym widać wyraźną łatkę. Na samej górze jest piękny, biały i puchowy pompon. Z kolei w środku czuć miłą w dotyku ocieplinę. Chyba jest koloru białego, ale nigdy nie patrzę w głąb siebie. I w ten oto sposób moja historia dobiegła końca.
Zamieszczone zdjęcie pochodzi ze strony: