Jestem właśnie po seansie najnowszej produkcji Marvela “Kapitan Marvel”.
Byłem bardzo podekscytowany, ponieważ po raz pierwszy w filmie główną bohaterką była kobieta. W tej roli zobaczyliśmy Brie Larson. Reżyserią i scenariuszem zajęła się także kobieta – Anna Boden. Drugim reżyserem i scenarzystą jest Ryan Fleck.
Film jest zadedykowany Stanemu Lee, który fanom Marvela powinien być bardzo znany. Niestety, autor komiksów zmarł niedawno i to jemu poświęcono czołówkę filmu. W tradycyjnym napisie „Marvel Studios” zamieszczono jego zdjęcia oraz napis „Thank you Stan”. Także ja przyłączam się do podziękowań ”Dziękuję ci Stan”.
A o czym jest film?
Vers należąca do komandosów rasy Kree wyrusza na misję, by ostatecznie unicestwić rasę Skruli. W wyniku następujących po sobie zdarzeń nasza bohaterka trafia na Ziemię i poznaje młodego agenta Fury. W tej roli występuje „odmłodzony” Samuel L. Jackson. Reszty można dowiedzieć się oglądając film.
Film przyjemnie się ogląda, ale nie przewyższa on poprzednich produkcji „Marvela”. Efekty specjalne jak zwykle są na bardzo wysokim poziomie (szczególnie podobały mi się wiązki energii wytwarzane przez Kapitan). Film obfituje w zwroty akcji. Przemiana i transformacja kosmitów jest perfekcyjnie ukazana.
Akcja rozgrywa się w latach 90-tych poprzedniego wieku. Autorzy filmu bawią się z widzami, pokazując im pewne charakterystyczne miejsca i przedmioty z tego okresu. Można powiedzieć, że to film “dla dorosłych”, którzy pamiętają Windows 3.11 i starego Google, dyskietki 1,44’’, pagery czy też wypożyczalnię kaset wideo
Choć film opowiada o „Kapitan Marvel”, to opowieść kradnieagent Fury w połączeniu z pewnym rudym kotem. Występuje w prawie każdej scenie i moim zdaniem przewyższa grę aktorską superbohaterki. Gra rolę po prostu z serca i widać, że dobrze się bawi.
Małym minusem jest scenariusz. Nie ma w opowieści żadnych pobocznych wątków, a widz „wie” co się wydarzy w kolejnych scenach. Akcja toczy się w błyskawicznym tempie. Jednak dla mnie trochę za szybkim. Niewytłumaczalna jest bowiem nagła zmiana poglądów Vers, która walczy z rasą Skruli, bezwzględnie się z nimi obchodzi i nagle zaczyna ich lubić i bronić? Dla mnie jest to bardzo dziwne i infantylne. Nie rozumiem jej zniknięcia na prawie 30 lat. Także poznanie swoich nieprzeciętnych umiejętności i mocy przez „Kapitan Marvel” jest przewidywalnym „banałem”. Denerwował mnie także Ronan, znany ze „Strażników galaktyki”, który niczym nie przypominał bezwzględnego kosmicznego uzurpatora. Bardziej przypominał mi jakiegoś szeregowca, którego przez przypadek awansowano na oficera.
„Kapitan Marvel” jest najpotężniejszym „avengersem” w „universum” Marvela. Trochę żal, że tak późno została przedstawiona jej historia, trochę na siłę. Tylko po to, by zdążyć tuż przed finałem „Avengers: Endgame”. Na takie potraktowanie nasza bohaterka nie zasługiwała.
Podsumowując, „Kapitan Marvel” jest tylko „przystawką” przed „głównym daniem” sezonu ”Avengers: Endgame”. Jedyną motywacją, by oglądnąć film jest brawurowa gra Samuela L. Jacksona z rudym kotem …
Komentarze ( )