Od kiedy tylko pamiętam, podziwiałam te piękne, majestatyczne, szybkie i silne stworzenia, jakimi są konie. Kiedy tylko jakiegoś zobaczyłam, od razu chciałam go pogłaskać i nie mogłam przestać na niego patrzeć. Od początku chciałam nauczyć się jeździć konno, gdyż imponowało mi to, jak jeździec i jego wierzchowiec tworzą jedną, spójną całość.
Moja przygoda z końmi rozpoczęła się w sierpniu 2014 roku na wakacjach w Bieszczadach, kiedy to moi rodzice zrobili mi niespodziankę i zarezerwowali pobyt w ośrodku oferującym jazdę konną. Uczyłam się tam stępować, jeździłam na oklep i po raz pierwszy kłusowałam. Potem miałam półroczną przerwę, ponieważ szukaliśmy dobrego miejsca do nauki dla mnie.
W końcu, w lutym 2015 roku, odnalazłam ośrodek, w którym jeżdżę do dzisiaj. Nazywa się on „Atrium” i znajduje się w Swarzędzu koło Poznania. Miałam tam swoje początki –najpierw jazdy na lonży i ćwiczenia na koordynację i równowagę. Po pewnym czasie zaczęłam kłusować na lonży i sterowałam koniem, następnie jeździłam już sama kłusem i przejeżdżałam przez drągi, czyli pachołki ustawione na ziemi. W końcu mogłam nauczyć się mojego upragnionego galopu. Nauka tego szybkiego chodu przysporzyła mi wiele trudów.
Teraz już skaczę i dużo lepiej opanowałam wszystkie chody konia. Mam nawet swojego ulubionego kucyka o imieniu Sindi, na którym jeżdżę co tydzień w niedzielę.
Bardzo polecam ten sport wszystkim, którzy nie boją się zaufać zwierzęciu ważącemu pół tony. Spokojnie, konie pomimo swojej wagi, są bardzo łagodne i wyrozumiałe.
Podsumowując, jeśli chcesz poczuć wiatr we włosach i adrenalinę, a także spotkać wielu życzliwych ludzi oraz zwierzę, które uważa ciebie za równego sobie i cię szanuje, śmiało zapisz się do najbliższej szkółki jeździeckiej, bo na naukę jazdy konnej nigdy nie jest za późno.
Zdjęcia: Jurek Kot