wysodkr02.JPG

Ze Szkolnego Klubu Gier Planszowych „Planszopernik”, do którego należę, otrzymałem do przetestowania grę wydawnictwa Imagine Realm pt. „Wyścig odkrywców”. Dlaczego ja? Ponieważ na jednym z konwentów grałem w tę grę, gdy ta była jeszcze w fazie prototypowej. I bardzo mi się wtedy spodobała.

Zaraz po otwarciu paczki zaadresowanej na adres szkoły oczom moim ukazało się dość duże pudełko z piękną ilustracją oraz nazwą gry. Natychmiast zdjąłem pokrywę i zobaczyłem nowiutkie, pachnące świeżością części składowe gry. Były to: plansza główna na grubej sklejce (a raczej tekturze), karty bohaterów, arkusze z żetonami oraz monetami, znaczniki, pionki, 20-ścienna kostka oraz talie kart. Nie zabrakło również instrukcji. Postanowiłem natychmiast w „Wyścig odkrywców” zagrać!

Ponieważ gra przeznaczona jest dla 1-4 graczy chciałem w nią zagrać z rodzicami. I tu pojawił się pierwszy problem. Instrukcja do gry jest napisana trochę niezrozumiałym językiem, przez co jest trudna w czytaniu i w zrozumieniu. Tę trudność udało się nam pokonać dopiero w dniu następnym.

Następnego dnia rozpocząłem ustawianie gry na stole, jednakże w miarę pojawiania się elementów składowych gry zmuszony zostałem do przeniesienia jej na większą ławę. Gra zajmowała bowiem bardzo dużo miejsca. Tato natomiast zajął się rozdzielaniem i tasowaniem talii kart. I tu spotkała nas kolejna niemiła niespodzianka. Rozdzielenie … i znalezienie kart dotyczących kontynentów, wypraw, podróży, artefaktów, zwojów oraz innych zajęło mnóstwo czasu.

Jednak w końcu mogliśmy rozpocząć grę. „Wyścig odkrywców” ma dwie wersje gry: 52 oraz 70 ruchów. Wygrywa w niej ta osoba, która zdobędzie  najwięcej punktów ukrytych w „Sekretnych lokacjach” oraz „Znanych lokacjach”. My zagraliśmy w wersję krótszą. Zgodnie z instrukcją rozpoczęliśmy grę w Paryżu i pierwsze kroki skierowaliśmy do pobliskiej „Sekretnej lokacji” w celu zdobycia pierwszych punktów. Pokonanie dosłownie kilku pól oraz zdobycie nagrody zajęło nam połowę przeznaczonych na grę ruchów. Dlaczego tak się stało? Ponieważ większość kart z części „Europa wyprawa” jest negatywna, co wiąże się ze stratą ruchu. Podobnie jest z „wyprawami” na inne kontynenty (sprawdziłem). Samo zdobycie nagrody też jest trudne – trzeba rzucać kostką. Jednak prawdopodobieństwo wyrzucenia odpowiedniej liczby oczek jest bardzo małe – jak dowiedziałem się od taty. Trochę nas ta sytuacja poirytowała. Grę zakończyliśmy splądrowaniem „Znanej lokacji – Koloseum”. Dopiero wtedy gra nabrała tempa.

Wykorzystując zdobyte doświadczenie po kilku dniach zagraliśmy jeszcze raz. Pominęliśmy zdobywanie „Sekretnych lokacji” i od razu zajęliśmy się zdobywaniem skarbów w „Znanych lokacjach”: mama udała się pod „Wielki Mur Chiński”, tato wyruszył do Egiptu pod „Piramidy” a ja zostałem w Rzymie w „Koloseum”. Gra dostarczyła nam sporej dawki rozrywki.

Podsumowując, w grę można się świetnie bawić, jeśli ominie się „nudniejszą” jej część (trochę na przekór twórcom). Przeznaczona jest raczej dla szkół lub klubów gier planszowych. Mimo drobnych trudności polecam.

Tak prezentuje się gra Tutaj tłumaczę zasady kolegom na Kółku