Większość mieszkańców Dębna miała okazję widzieć dziwne ślady zwierzęcych racic w mieście. Świadczą one o pobycie dzików. Czy cokolwiek można zrobić, by pozbyć się lub zmniejszyć to zagrożenie?
Może być w tym nasza wina
Dziki przybywają do miasta, ponieważ ludzie wyrzucają coraz więcej pożywienia do śmieci. Jest to dla nich łatwy żer. W dodatku rolnicy ogradzają swoje pola, by uchronić je przed szkodnikami. Powoduje to, to że zwierzęta zagłębiają się w miasto, by znaleźć pożywienie.
Pobliskie, pomocne organizacje
Wiadomo, że w naszym nadleśnictwie działa sześć kół łowieckich, które zajmują się polowaniem na daną ilość zwierząt. Jednakże czy jest to zadowalająca mieszkańców suma? Na każdą lochę przypada maksymalnie dwunastu potomków w ciągu jednego roku. W dodatku sam żywot tych zwierząt potrafi wynosić aż dwadzieścia siedem lat. Sugeruje to, że przyrost naturalny tych zwierząt jest dość wysoki. Z drugiej strony zabicie ich zbyt dużej ilości może doprowadzić do zaburzenia flory i fauny, ponieważ mają one swoje zadanie w przyrodzie.
Wyrządzone szkody
Pobyt tych zwierząt na terenie miasta przynosi dość dużo szkód. Są one widoczne np. na działkach. Wiele dróżek zostało rozkopanych przez szukające jedzenia dziki. Coraz więcej wspólnot działkowców decyduje się na ogrodzenie terenu, by uniknąć strat. W okresie letnim podczas spaceru po parku można było spotkać samice z małymi. Znajdowały się dość blisko placu zabaw. Stanowiły przez to zagrożenie dla bawiących się dzieci, ponieważ lochy zwykle atakują, kiedy jest z nimi potomstwo w celu jego obrony. Skąd się wzięły zwierzęta w tamtym miejscu? Otóż, było to spowodowane tym, że obok znajdował się las, na którego pobliskim terenie zabrakło pożywienia, więc postanowiły szukać dalej.
Nieproszeni goście
Poza tym przychodzą one na posesje znajdujące się na obrzeżach miasta. Przykładem jest historia Oli B. – uczennicy dębnowskiego gimnazjum. „Pewnego poranka, kiedy zamierzałam wyjść z domu, ponieważ musiałam pójść na autobus, ujrzałam jakieś zwierzę. Przyjrzałam się dokładniej i stwierdziłam, że to dzik! Od razu pobiegłam do taty, by w jakiś sposób sprawił, że zwierzak pójdzie. Kiedy wróciliśmy na miejsce, zaskoczeni zastaliśmy tylko rozkopaną ziemię i ślady raciczek. Na szczęście, nie były to wielkie szkody, a przez całą sytuację trochę się przestraszyłam!” – stwierdziła dziewczyna.
Podsumowując, można sobie zadać pytanie. Co my, jako mieszkańcy, możemy zrobić z tym problemem? Czy nasze dotychczasowe zachowanie jest poprawne?
Agata Kościukiewicz
Komentarze ( )