Osobą, z którą przeprowadziłam wywiad jest pani Karolina Włodarczyk – szkolny psycholog w Gimnazjum Publicznym im. Arkadego Fiedlera w Dębnie.
Aleksandra Jelińska: Jakim była Pani dzieckiem?
Pani Karolina Włodarczyk: Ja? Idealnym :). Niestety, moi rodzice temu zaprzeczają. Twierdzą, że gdyby za ścianą w bloku nie mieszkała moja ciocia, to wzywana byłaby opieka społeczna. Ponoć pierwsze lata dzieciństwa dużo płakałam i krzyczałam. Od mamy się nie odklejałam (do dziś to mam :) ). Później rodzice znaleźli na mnie sposób – wyciągali aparat fotograficzny i nagle… beksa stawała się aniołem. Szczery uśmiech. Dziecko do rany przyłóż. Myślę jednak, że jest to teoria spiskowa, którą uknuli moi rodzice. Osobiście wolę swoją wersję :)
Z czasów, do których sama mogę sięgnąć pamięcią, wspominam siebie jako osobę posłuszną rodzicom. Dobrze się uczyłam. Starałam się być szczera i lojalna wobec innych ludzi. Trochę dokuczałam starszej siostrze, która wtedy miała mnie za gówniarę i uciekała przede mną ze swoimi koleżankami (aktualnie jest moją najlepszą przyjaciółką). Poza tym miałam raczej swoje zdanie.
Dzieciństwo wspominam bardzo miło. Często sięgam do niego pamięcią. Szczególnie podczas spotkań rodzinnych.
A.J: Co najbardziej lubiła Pani robić w wolnym czasie?
p.K.W: Dużo czasu spędzałam na podwórku z koleżankami i kolegami. Do tej pory się dziwię, jak udawało nam się znajdować tyle różnych zabaw. Od rana do wieczora nie wracaliśmy do domu. Oczywiście, robiliśmy krótkie przerwy na pokazanie się rodzicom – to na obiad, to na serial ”Zbuntowany Anioł” albo po pieniądze na słonecznik (mała paczuszka kosztowała wtedy 10 groszy!) bądź na oranżadkę w granulkach czy loda wodnego. Z dziewczynami bawiliśmy się w Czarodziejki z Księżyca, robiłyśmy domki z koców na kratkach od piwnic, jeździłyśmy na rowerach, grałyśmy w gumę czy dwa ognie.. ojej, dużo tego było. Gdy była brzydka pogoda, bawiliśmy się na klatce schodowej w naszym bloku – byle razem. :) Dzięki Twoim pytaniom powróciły fajne wspomnienia z tych czasów.
A.J: Czy miała Pani jakąś pasję?
p.K.W: Pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy, to fakt, że zawsze bardzo lubiłam rysować, wyklejać, kolorować. Mimo to, zawsze byłam osobą, której trudno było określić jeden kierunek zainteresowań. Ciekawiło mnie wszystko po trochę i w ten sposób trafiłam na studia psychologiczne. W tej chwili mogę powiedzieć, że moja praca jest moją pasją. Warto było na nią czekać 23 lata.
A.J: Jaka była Pani ulubiona książka?
p.K.W: Hmmm :) Mam nadzieję, że Panie polonistki z naszego gimnazjum tego nie przeczytają, ale… jako dziecko nie lubiłam czytać. Oczywiście będąc wzorową uczennicą, gospodarzem klasy czytałam praktycznie każdą lekturę (no, może oprócz „Potopu”). Poza tym z książkami raczej miałam na pieńku. Liczne przekonywania rodziców, w pewnym momencie, nawet przekupstwa, nie pomagały. Tato, mama i siostra przeczytali chyba wszystkie książki świata. Oczywiście, potrafiłam wymienić liczne korzyści wynikające z czytania, ale niestety w genach mi ta pasja nie została przekazana. Na szczęście 26-letnia Karolina jest rozsądniejsza i w wolnej chwili nadrabiam zaległości – choć i tak wolę sięgać do literatury specjalistycznej związanej z wykonywanym przeze mnie zawodem.
A.J: Czy miała Pani swojego ulubionego piosenkarza/piosenkarkę?
p.K.W: Oczywiście! Bartek Wrona z zespołu Just 5 był moją miłością. Miałam to szczęście,
że znajomy rodziny był właścicielem dyskoteki, w której organizowane były różne koncerty. Wyobraź sobie, co czułam, gdy dowiedziałam się, że zagra tam Just 5! Jakaż szczęśliwa byłam, gdy mama pozwoliła mi na niego jechać ze starszymi kuzynkami – oczywiście pod opieką taty. Po koncercie miałam nawet możliwość zrobienia sobie z nimi kilka zdjęć. Niestety, byłam tak zawstydzona, że do żadnego z nich nie wykrztusiłam z siebie słowa.
A.J: Jak wspomina Pani czasy szkolne?
p.K.W: Pozytywnie, choć wolę pracować.
A.J: Którą szkołę zapamiętała Pani najlepiej?
p.K.W: Każdą :)
A.J: Dlaczego?
p.K.W: Z każdej z nich wyniosłam liczne wspomnienia. Zarówno przyjemne, jak i nieco gorsze. W każdej poznałam ludzi, z którymi do dnia dzisiejszego utrzymuję kontakty.
A.J: Jaki był Pani ulubiony przedmiot, a jakiego Pani nie lubiła?
p.K.W: Ulubiony – na pewno plastyka, ale dobrze czułam się też na biologii i matematyce ; Nie przepadałam za historią.
A.J: Czy Pani zdaniem dzieciństwo byłoby lepsze bez komputera i telewizora?
p.K.W: Tak. Mówiąc szczerze, komputer pojawił się w moim życiu dopiero, gdy miałam 14 lat. Na pewno na tym nie ucierpiałam i myślę, że przyniosło mi to same korzyści. Do tej pory uważam, że nic nie zastąpi zabawy na podwórku i tych fascynacji, gdy odkrywało się wciąż nowe jego zakamarki.
Jeżeli chodzi o telewizor, jestem jego ofiarą. Zastąpił mi czytanie książek. Wtedy dopiero wchodziła moda na telewizory, a konsekwencje podsuwania go, jako alternatywę dzieciom nie były takie oczywiste. Dziś trochę zwraca się na to uwagę.
A.J: Jeśli chodzi o Pani zawód, dlaczego zdecydowała się Pani na pracę w szkole?
p.K.W: Myślę, że praca w szkole była mi po prostu pisana.
Na studiach udzieliły mi się aspiracje moich koleżanek. Chciałam pracować w jednym
z warszawskich biurowców i robić karierę międzynarodową. Tak wtedy definiowałam sukces. Później stwierdziłam, że prawdziwe szczęście osiągam przy najbliższych, a Myślibórz jest miejscem na ziemi, gdzie czuję się najlepiej. Zatem po studiach, za nic w świecie nie chciałam ponownie wracać
do stolicy. Zupełnie przypadkiem dowiedziałam się o możliwości podjęcia pracy w naszym gimnazjum. Pomyślałam – czemu nie? Tym samym praca, która początkowo była przypadkiem, stała się miejscem, w którym czuję się bardzo dobrze. A za największy sukces uznaję każdego ucznia, któremu mogę pomóc.
A.J: Z jakimi trudnościami boryka się Pani w pracy?
p.K.W: W naszej szkole jestem jedną z osób najmłodszych stażem. Na tę chwilę, pierwszą i chyba główną trudnością, jaka spotkała mnie w pracy, było uświadomienie sobie, że to, czego uczyłam się w teorii, często trudno przełożyć na praktykę. Nie można nauczyć się, jak pomóc drugiemu człowiekowi, bo każdy przypadek, każda osoba różnią się od siebie. Często trzeba działać instynktownie, a instynkt wykształca się wraz z doświadczeniem. Cały czas się tego uczę i pewnie uczyć się będę przez wiele kolejnych lat.
A.J: Z jakimi instytucjami Pani współpracuje?
p.K.W: Jest ich bardzo wiele. Najczęściej współpracuję z: Sądem (w tym kuratorzy), Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie, Powiatowa Placówcą Opiekuńczo – Wychowawczą oraz z Policją.
A.J: Na jakie przedmioty powinien zwrócić uwagę uczeń, który marzy o zawodzie psychologa szkolnego?
p.K.W: Bolączką każdego studenta psychologii jest statystyka, do której zdecydowanie przydaje się wiedza matematyczna i informatyczna. Jeśli chodzi o treści poznawane na innych lekcjach, w szkole raczej nie ma przedmiotu, który bezpośrednio wiązałby się z psychologią. Ewentualnie można doszukiwać się takich zagadnień w pojedynczych tematach lekcyjnych. Prawda jest taka, że mój zawód wymaga choć cząstkowej wiedzy z każdej dziedziny życia. Jeżeli, któryś z młodych czytelników tego wywiadu jest zainteresowany psychologią, serdecznie zapraszam do gabinetu – chętnie odpowiem na każde nurtujące pytanie w tej kwestii.
A.J: Czy lubi Pani swój zawód?
p.K.W: Bardzo! Mam nadzieję, że nigdy się to nie zmieni.
A.J: Bardzo dziękuję Pani za wywiad i tak wyczerpujące odpowiedzi.
Komentarze ( )