7210E0E9ADB54F59BAE31693EFB39267.png

Ciężka praca się opłaca!

Chciałabym dzisiaj opowiedzieć historię moich treningów.

  W czwartej klasie zapisałam się na zajęcia sportowe, wybrałam karate kyokushin. Treningi bardzo mi się spodobały, więc przychodziłam na nie systematycznie.

        Po około czterech miesiącach uczęszczania na karate sensej [trenerka] wytypowała mnie na pierwsze zawody w moim życiu.

    W dniu zawodów bardzo się stresowałam i nie zajęłam żadnego miejsca. Jednak nie poddawałam się.

     Parę miesięcy później pojechałam na kolejne zawody, na których zajmowałam pierwsze i drugie miejsca w swojej kategorii, na zawodach ogólnopolskich.

    Po rozpoczęciu kolejnego roku szkolnego miałam duży zapał do pracy. Bardzo dużo trenowałam i częściej jeździłam na zawody. Pojechałam też na mój pierwszy w życiu obóz, który był w ferie zimowe.

    Sensej podobało się to, że byłam zdeterminowana i lubiłam ćwiczyć. Pewnego dnia na treningu wręczyła mi ,,Powołanie do Kadry Narodowej Mistrzostw Europy w Karate Kyokushin w Lyon” we Francji. Byłam bardzo szczęśliwa i nie mogłam w to uwierzyć. To był najwspanialszy dzień w moim życiu, marzyłam o tym. To dla mnie wielkie wyróżnienie, że mogę nosić dres reprezentacji Polski.

   Przed mistrzostwami bardzo dużo trenowałam, prawie codziennie. Wszyscy mnie wspierali: rodzina, klasa, nauczyciele. Byłam dumna z moich osiągnięć.

      Nagle tydzień przed wyjazdem miałam pecha i skręciłam kostkę. Był to bardzo silny ból. W domu robiłam, co mogłam,  żeby jak najszybciej dojść do siebie. Mama okładała mi nogę lodem jeździłam do ortopedy i fizjoterapeuty sportowego, który na szczęście wiedział, co robi. Już na pierwszej wizycie nastawił mi kostkę. Była sprawna,  ale jeszcze opuchnięta i z wielkim krwiakiem.

    W dzień wyjazdu byłam bardzo podekscytowana, ponieważ był to mój pierwszy wyjazd za granicę. Do Lyonu jechaliśmy bardzo długo, bo aż 26 godzin i trzy razy zepsuł się autokar.

    Gdy dojechaliśmy na miejsce, przebraliśmy się w dresy kadry i poszliśmy na weryfikację zawodników, czyli ważenie i mierzenie. Dostaliśmy też numerki  i nici ,żeby je przyszyć do kimona. Ja miałam numerek 259. Później pojechaliśmy do hotelu, który był w centrum miasta. Hotel był super!

      Następnego dnia były już zawody. Po śniadaniu pojechaliśmy na wielką halę sportową. Tam było bardzo dużo zawodników z różnych krajów m.in. Rumunii, Rosji, Francji i Kazachstanu. Było też dużo kibiców na trybunach, wszyscy mówili po angielsku.

    Po rozgrzewce zawodnicy zaczęli się rozgrzewać i wychodzić do walki w swojej kolejności. Ja startowałam w kategorii kumite [walka]. Był bardzo wysoki poziom. Dostałam zawodniczkę z Rumunii.

            Gdy weszłam na matę, bardzo się denerwowałam i serce mocno mi waliło. Moja przeciwniczka była bardzo doświadczona, więcej lat trenuje i ma brązowy pas. Wygrała ze mną. Jednak ja się nie poddaję!

               Kolejnego dnia były zawody dla dorosłych. Moja sensej dostała srebrny medal. Bardzo jej kibicowałam, a ona mi dzień wcześniej.

      Następnego dnia wracaliśmy do Polski. Byłam smutna, że ta przygoda się kończy. Poznałam tam dużo wspaniałych ludzi.

           Myślę, że warto było tyle trenować i nabijać sobie dużo siniaków dla takiego efektu.