Najprawdopodobniej każdy z nas nieraz poczuł się odrzucony. Miał wrażenie, że jest niewidzialny. Ten sam los spotkał głównego bohatera filmu „WHO AM I. Możesz być kim chcesz”.
Benjamin to młody chłopak, którego wychowała babcia. Jego matka chorowała na zaburzenia osobowości, więc los go nie szczędził. Od dziecka ludzie nie zwracali na niego uwagi, był jakby niewidzialny. Nawet w dorosłości chował się w cieniu, pracując jako dostawca pizzy. Chcąc wykorzystać to, że jest niezauważalny, zaczyna hakować. Uczy się języka programowania, po czym stara się wydobyć odpowiedzi z uniwersyteckiego komputera. Nie udaje mu się to, przez co zostaje ukarany pracami społecznymi. Podczas ich wykonywania poznaje Max’a – charyzmatycznego mężczyznę, który wyróżnia się ze względu na swój kolor skóry. Jego nowy znajomy wypytuje o powód kary i zaprasza na imprezę. Zaskoczony Benjamin postanawia przybyć. Wtedy zaczyna swoją przygodę z hakowaniem na większą skalę, podczas której wplątuje się w niebezpieczne układy…
Po obejrzeniu tego filmu zaczęłam się zastanawiać nad istnieniem bezpieczeństwa. W jednej ze scen Max podważa to. Ukazuje jak łatwo manipulować informacjami oraz ludźmi na swoją korzyść. Jego zdaniem da się posiąść wszystkie informacje. Czy ma rację? Bezpieczeństwo jest pojęciem dość względnym. Z jednej strony można pozbawić nas tego uczucia, jednakże czasem wystarczy zwykły gest, by je przywrócić. Same słowa „zapnij pasy” czy odwiezienie do szkoły może sprawić, że poczujemy się bezpiecznie. To tak niewiele, ale wiele potrafi zdziałać.
Cały film sprawia wrażenie dopracowanego. Dobrze dobrana obsada, grafika godna hollywood’kiego filmu oraz genialna muzyka są powodem, dla którego człowiek ma ochotę wrócić do tego dzieła. Wykorzystano piosenkę zespołu Royal Blood. Można ją usłyszeć kilka razy w trakcie oglądania. Dodaje ciekawego klimatu. Moim zdaniem początek się dłuży. Ten film sprawił, że zwróciłam uwagę na to, jak mnie widzą inni oraz kim jestem naprawdę. Uważam, że jest to film, który można polecić, ponieważ trzyma w napięciu do samego końca.
Komentarze ( )